- Wiedziałem, że Papież ma przejechać obok katedry samochodem i w locie udzielić błogosławieństwa. Usiłowaliśmy wynegocjować wizytę, nawet prosiłem o wstawiennictwo naszego biskupa ordynariusza Adama Dyczkowskiego, ale się nie dało. No i właśnie w dniu wizyty staliśmy razem z biskupami sufraganami Pawłem Sochą i Edwardem Dajczakiem w wejściu do katedry. Zapytałem tych z BOR-u, czy mają kontakt z placem papieskim. Odpowiedzieli, że tak, no i że właśnie w tej chwili Jan Paweł II wsiada do papamobilu i jedzie w stronę katedry. Ja im na to, że mają złe informacje, bo Ojciec Święty ma przyjechać zwykłym mercedesem.
- Papież jednak dojechał do katedry papamobilem. Jak ksiądz się zachował? - pytała „GL”.
- W drodze do katedry Janowi Pawłowi II towarzyszył ordynariusz. I to on właśnie przedstawił mnie Ojcu Świętemu. Papież zainteresował się, skąd pochodzę. Powiedziałem, że Zawady koło Tarnowa. On znał tę miejscowość, bo stamtąd jest beatyfikowana przez niego 10 lat wcześniej Karolina Kózkówna. Papież się uśmiechnął.
- Co było dalej?
- A potem to się zaczęło. Za Papieżem wysiedli ksiądz Stanisław Dziwisz, kardynał Angelo Sodano, prymas Józef Glemp. Nagle zrobiło się purpurowo, bo tam jeszcze jacyś inni dostojnicy kościoła byli. A przecież to miała być prywatna, krótka wizyta u grobu zmarłego przyjaciela. Zaprosiłem Ojca Świętego i pozostałych dostojników do wnętrza katedry. Papież w przedsionku przyklęknął przy grobie biskupa Wilhelma Pluty, zaczął się modlić. Po chwili wstał i zapytał, gdzie tu jest grób biskupa Teodora Benscha. Powiedziałem: ,,Niech się Wasza Świątobliwość odwróci, to spostrzeże’’. No i Papież znów poświęcił chwilkę na zadumę u grobu drugiego biskupa.
- Ale do świątyni nie wszedł.
- Był już bardzo cierpiący. Powiedział zresztą, że nie ma siły. Widać było, z jakim trudem przychodzi mu stanie. Zresztą, ksiądz Dziwisz naciskał, żeby się pospieszyć, bo jeszcze czekała wyprawa do Gniezna. Okazuje się, że śmigłowce po zmroku latać nie mogą. Ksiądz Dziwisz bał się po prostu, że trzeba będzie jechać do Gniezna samochodami. A to przecież szmat drogi. No i jak wyszliśmy z katedry wydarzył się kolejny cud.
- Czyli?
- Jan Paweł II popatrzył na swego sekretarza. Ksiądz Dziwisz wyjął z wnętrza samochodu wielki złoty kielich mszalny. I po prostu mnie go dał. Oniemiałem wtedy. Ten kielich to najcenniejsza pamiątka w katedrze. Jest ozdobiony papieskimi herbami i używany tylko od wielkiego święta.
Zobacz więcej materiałów o pożarze katedry w Gorzowie
Zobacz też: Pożar katedry w Gorzowie z drona
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?