Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gubinie powstała biblioteczka od serca

Michał Szczęch
Renata Majorek prezentuje książki podopiecznym ZOL. - Książki są ważne. Książki to życie - twierdzi Stanisława Kwiatkowska (na wózku). Anna Sieradzka potwierdza.
Renata Majorek prezentuje książki podopiecznym ZOL. - Książki są ważne. Książki to życie - twierdzi Stanisława Kwiatkowska (na wózku). Anna Sieradzka potwierdza. Michał Szczęch
Renata Majorek wspólnie z słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku prowadzi akcję zbierania książek dla mieszkańców Zakładu Opiekuńczo Leczniczego w Gubinie.

Nie kształciła się na poetkę. Prała, gotowała, czworo dzieci wychowała. Ot, zwyczajne życie.
W styczniu skończyła 90 lat. Mieszka w Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym w Gubinie. I mówi wierszem. Rymy układają się w głowie pani Stanisławy same. Później któryś z pracowników zakładu spisuje.

Czy pani Stanisława tworzyłaby poezję, gdyby nie książki, które czytała w przeszłości? Prawdopodobnie nie. Dziś już nie czyta. Bo wzrok nie pozwala. Ale chętnie sięga do małej biblioteczki po albumy zdjęć. Albo prosi Renatę Majorek, animatorkę w ZOL, by poczytała jej Mickiewicza, Słowackiego, Biblię.

Biblie w biblioteczce są dwie. Gdy podopieczni ZOL z pracownikami przedstawiali w Wielki Piątek drogę krzyżową, kwestię czytali właśnie z Biblii.

- Książki są ważne. Książki to życie - twierdzi Stanisława Kwiatkowska.
Biblioteczka w ZOL stoi od lutego. Wszystko dzięki Renacie Majorek, społecznej działaczce, animatorce, szefowej miejscowego UTW.

- Przyszłam do zakładu. Patrzę, mieszkańcy zakładu przed telewizorem - wspomina pani Renata. - Obok kilka książek medycznych. Zapytałam wtedy, czy nie potrzebują biblioteczki.
Pani Renata wspólnie z jesiennymi studentami zorganizowała dwie zbiórki książek. Do ZOL trafiło 150 pozycji. Kolejna zbiórka w trakcie. Książki można oddawać na przykład w Galerii Ratusz. - Szczególnie cenne są encyklopedie, albumy, książki niezniszczone, z dużą czcionką - zaznacza R. Majorek. - Można oddawać płyty CD z muzyką, albo słuchowiskami. Niech ci ludzie też coś od życia mają.

Studenci UTW dzięki akcji czują się potrzebni. Podopieczni ZOL czują natomiast, że ktoś o nich pamięta.

- Dzięki takim akcjom możemy pokazać, że zakład opiekuńczo leczniczy, wbrew wielu opiniom, nie jest umieralnią - podkreśla kierująca zakładem Wioletta Jędrzejczyk.

- Możemy pokazać, że staramy się stworzyć naszym podopiecznym choć namiastkę domu. Przychodzą do nas słuchacze z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Przychodzą dzieci z przedszkola. Gdy na Boże Narodzenie uczniowie szkoły muzycznej zagrali kolędy, płakali nawet ci podopieczni, z którymi, wydawać by się mogło, nie mamy kontaktu. Biblioteczka to kolejny dowód, że ktoś o naszych podopiecznych pamięta i chce pamiętać. Może przydałoby nam się kilku wolontariuszy, takich na stałe. Ale to ciężka praca, duże zobowiązanie. Czy dlatego wolontariuszy brakuje? - zastanawia się W. Jędrzejczyk.

- Działamy dwa i pół roku. Nie mieliśmy tu jeszcze wolontariusza, który zdecydowałby się na podpisanie umowy i systematyczne wizyty. A taki wolontariusz mógłby na przykład czytać książki tym podopiecznym, którzy niedowidzą.

Zobacz też: Historia pewnego spotkania i niezwykłego koncertu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska