Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kinie: „Kong: Wyspa Czaszki” - widowiskowo i... pacyfistycznie! [RECENZJA]

Redakcja
„Kong: Wyspa Czaszki”: przewodnik wyprawy na Wyspie Czaszki (Tom Hiddleston), piękność, która wpada w oko Kongowi (Brie Larson), badacz (John  Goodman), weteran (John C. Reilly)
„Kong: Wyspa Czaszki”: przewodnik wyprawy na Wyspie Czaszki (Tom Hiddleston), piękność, która wpada w oko Kongowi (Brie Larson), badacz (John Goodman), weteran (John C. Reilly) WARNER BROS.
Kong znów króluje na ekranie. Jest widowiskowo, zabawnie. I z przesłaniem.

Wielbiciele olbrzymiej małpy nie powinni być zawiedzeni. Jest tajemnicza wyspa, na której z sekretną misją ląduje pewna ekipa. Kong - jak w swojej pierwotnej wersji z 1933 r., a potem w filmach z 1976 r. czy 2005 r. - strąca... Nie, już nie samoloty, ale wojskowe śmigłowce. Oczywiście wilgotnieją mu oczy na widok blondynki (Brie Larson). Ujęcie, kiedy ta leży na monstrualnie wielkie dłoni? Musi być obowiązkowo!

Do tego wartka akcja i bitwa z udziałem ludzi, Konga i całej galerii potworów. A te fruwają, rozszarpują, pożerają. Albo przebijają czaszkę potężnym odnóżem. No i te piękne wietnamskie plenery w obiektywnie kamery Larry’ego Fonga.

Ale... mamy rok 1973 i reżyser Jordan Vogt-Roberts nie bez powodu akurat wtedy podpala dżunglę na Wyspie Czaszki. Dygoce głowa prezydenta Nixona w plastikowej zabawce, przytwierdzonej do kokpitu pilota w spadającym śmigłowcu... Oto Amerykanie wycofują się z Wietnamu, ale oddział Packarda (Samuel L. Jackson) nie kończy bojowej misji: ma chronić badaczy podczas wyprawy na Wyspę Czaszki.

Packard to przykład wojskowego betonu: wszystko, co obce jest wrogiem. Tymczasem spod fabuły słychać pacyfistyczne wołanie: Człowieku, opamiętaj się! To ty jesteś tutaj obcy, więc szanuj miejscowe zwyczaje (tu ważne są zdjęcia, które robi miejscowym bohaterka grana przez Brie Larson), sojusze. I równowagę w naturze (ekologia też się kłania!). Polityka podboju i przemocy to zła polityka. Nie ma przyszłości... Packard, twój czas już minął.

Przy czym reżyser Vogt-Roberts dobrze odrobił lekcję z „Czasu Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli. Co rusz nawiązuje do tego arcydzieła kina wojennego - tu włączy głośniki przyczepione do śmigłowca, tam zapakuje bohaterów na łódź. Oj, dobrze się bawi, promując (oczywiście w podtekście) przyjaźń amerykańsko-wietnamsko-japońską.
I uwaga: warto przeczekać napisy końcowe dla sceny-bonusa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska