Thriller „Zwierzęta nocy” to zaledwie druga fabuła 55-letniego Toma Forda. Przygotowana niczym flakon najlepszych perfum X Muzy. Wszak film wyszedł spod ręki wziętego projektanta mody. A zatem jeśli bohaterkę Susan (Amy Adams) widzimy w jej galerii czy w domu, to jej postać jest precyzyjnie zakomponowana w kadrze - architektoniczna nowoczesność, kolor ścian tylko podkreślają jej samotność. I małżeński kryzys.
Nagle bezsenne noce wypełni bohaterce lektura powieści, nadesłanej przez jej pierwszego męża - pisarza. I już tu Ford osiąga mistrzostwo. To, o czym czyta Susan, my oglądamy na ekranie. I choć wiemy, że to „tylko książka” - szkatułkowy zabieg „filmu w filmie” daje efekt piorunujący: historia Tony’ego (Jake Gyllenhaal), który z żoną i córką pada ofiarą bandytów, wbija w fotel. Ford jeszcze miesza literacką fikcję z życiem „realnej” Susan. Plany nakładają się...
A my dostajemy pełnię odczuć towarzyszących mordowanej miłości. I klęskę romantycznego uczucia. Bo „Zwierzęta nocy” to w istocie melodramat, w którym Ford coś ukradł z palety Almodovara, coś pożyczył z mrocznych, mentalnych wycieczek Lyncha, a zbirów podebrał z planu filmów braci Coenów czy Tarantino.
Wizualnie dopracowany w każdym calu dreszczowiec nie miałby tej siły bez klasycznej kompozycji Abla Korzeniowskiego (krakowian komponował już muzykę do debiutu Toma Forda „Samotny mężczyzna” z 2009 r.). Bez tych nut w oczach Susan, wypijającej kolejne drinki, nie zobaczylibyśmy tego, co widzimy w finale...
Będą nominacje do Oscara? Szósta w przypadku Amy Adams?
Obstawiam też Michaela Shannona za drugoplanową rolę szorstkiego, spluwającego gliniarza z Teksasu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?