- Mówi się, że czasem musi się wydarzyć tragedia, żeby coś się zmieniło. U nas te tragedie mają miejsce co jakiś czas, a nie zmienia się nic. Wciąż mamy w mieście jedną karetkę - mówi młoda mieszkanka Kostrzyna.
- Dwie takie sprawy w ciągu tygodnia to zdecydowanie za dużo. A ile jest przypadków, o których się nie słyszy, bo nie są nagłaśniane? Tak dalej nie może być - denerwuje się Alicja Walimska, mieszkanka Kostrzyna. Mowa o sytuacjach, gdy w mieście nie ma karetki. Pierwsza miała miejsce kilka dni temu, gdy przed własnym domem zasłabła 19-letnia dziewczyna. Zdesperowana rodzina zadzwoniła po pomoc, ale w mieście karetki nie było. Była na innej akcji. Nie było też karetki w Witnicy, która zazwyczaj przyjeżdża do Kostrzyna w podobnych sytuacjach. Ostatecznie wezwano załogę z Dębna (to już teren województwa zachodniopomorskiego). 19-latkę do czasu przyjazdu karetki reanimował sąsiad, który przeszedł kurs pierwszej pomocy. - Gdyby nie on, dziewczyna by już nie żyła - uważa mieszkanka bloku, sąsiadującego z tym, w którym mieszka 19-latka.
- Wezwanie miało miejsce o godz. 19.12. Karetka z Kostrzyna była w Witnicy, z kolei karetka z Witnicy była z pacjentem na szpitalnym oddziale ratunkowym w Gorzowie. Zgodnie z procedurami dyspozytor niezwłocznie zgłosił wezwanie do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie, które wysłało do pacjentki kartkę z Dębna - mówi Marta Pióro, rzecznik prasowy grupy Nowy Szpital do której należy także kostrzyński szpital. Załoga z Dębna była w Kostrzynie po 25 minutach.
19-latka wyszła już ze szpitala, ale kilka dni później doszło do innego zdarzenia. To zakończyło się już niestety tragicznie. W sobotę na terenie ogródków działkowych „Oaza" przy ul. Asfaltowej miało miejsce spotkanie działkowców. Była muzyka, ludzie dobrze się bawili. - Podczas tańca jeden z mężczyzn zasłabł i upadł na ziemię. Nie było czuć u niego tętna. Od razu uczestnicy imprezy poszli mu na ratunek i zaczęli go reanimować. Ja natychmiast zadzwoniłem po pogotowie ratunkowe. Było to o 19.12 - relacjonuje 35-letni Mirosław z Kostrzyna. Tego dnia w Kostrzynie znowu nie było karetki. Nie było jej też w Witnicy. Znowu wezwano załogę z oddalonego o 18 km Dębna. - Gdy usłyszałem, że nie ma karetki, rozłączyłem się, bo na co miałem czekać. Po chwili zadzwoniłem po strażaków - mówi pan Mirosław. Ci pojawili się na miejscu po kilku minutach. - Od razu przejęli tego człowieka i kontynuowali reanimację. A ja ponownie zadzwoniłem po pogotowie - dodaje pan Mirosław. Dyspozytor poinformował telefonicznie, że karetka została już wysłana z Dębna. Gdy na miejsce przyjechali medycy, również oni podjęli próbę ratowania mężczyzny. Niestety, na próżno. Lekarz stwierdził zgon. Mężczyzna, który zmarł, miał 76 lat.
Więcej na ten temat przeczytasz w poniedziałek, 26 września, w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!