Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W krainie kormoranów

Dariusz Brożek 95 742 16 83 dbrozek@gazetalubuska
Trzcielskie jez. Konin ma charakterystyczny zielony kolor. Jest płytkie i bogate w mikroelementy, dlatego zakwitają tam glony, nadając akwenowi charakterystyczną, szmaragdową barwę.
Trzcielskie jez. Konin ma charakterystyczny zielony kolor. Jest płytkie i bogate w mikroelementy, dlatego zakwitają tam glony, nadając akwenowi charakterystyczną, szmaragdową barwę. Dariusz Brożek
Pływałeś kajakiem po zielonym dywanie wodnych roślin? Taką przygodę gwarantuje spływ jezorem Wielkie koło Trzciela. To rezerwat, dlatego nie wolno tam przybijać do brzegów. A szkoda, bo to jeden z najbardziej malowniczych zakątków regionu.
Nad jeziorem Konin koło Trzciela można wędkować, zaś latem i jesienią pobliskie lasy to raj dla grzybiarzy.
Nad jeziorem Konin koło Trzciela można wędkować, zaś latem i jesienią pobliskie lasy to raj dla grzybiarzy. Dariusz Brożek

Nad jeziorem Konin koło Trzciela można wędkować, zaś latem i jesienią pobliskie lasy to raj dla grzybiarzy.
(fot. Dariusz Brożek)

Trzcielskie jeziora Konin i Wielkie najlepiej się prezentują z pokładu łodzi czy kajaka. My odkrywaliśmy ich tajemnice podczas spływu Obrą z Trzciela do Rybojad. Pierwszy odcinek to sielanka. Nurt sam niesie kajaki, nad głowami furkoczą skrzydła kaczek krzyżówek wylatujących z nadbrzeżnych trzcinowisk. Pierwszą i zarazem ostatnią przeszkodę forsujemy około półtora kilometra za północnymi rogatkami miasta. To zarośnięty przesmyk między rzeką i odnoga prowadzącą do jeziora Konin, które jest pierwszym celem naszej eskapady. Dawniej Obra swobodnie wpływała do akwenu, ale jeszcze przed drugą wojną Niemcy wybudowali tam zastawkę, którą wnet zarosły szuwary, a potem także drzewa. Przesmyk można jednak pokonać bez większych problemów. Zwłaszcza, że miejscowi wodniacy, co pewien czas usuwają odrastające zielsko.

Konin powinien nazywać się Szmaragdowe. Jego lustro jest zielone. Dlaczego? - Woda jest bardzo żyzna i płytka, dlatego szybko zakwitają w niej glony. Obecnie jest jednak czystsza, niż kilkanaście lat temu - zapewnia międzyrzeczanin Stanisław Cap, który od 30 lat organizuje spływy lubuskimi rzekami.

Powierzchnia akwenu wynosi 93,5 ha, zaś jego średnia głębokość to zaledwie 2,1 m. Miejscowi wędkarze ze śmiechem mówią o "głębinach sięgających nawet pięciu metrów". Wodniacy, amatorzy moczenia kija i grzybiarze zatrzymują się w dawnym ośrodku Jawor (obecnie Abarex-Jawor). Jest tam pole namiotowe, prysznice i sanitariaty, turyści przyzwyczajeni do większych wygód mogą przenocować w domku.

Zielonkawa woda nie zachęca do kąpieli, ale miłośnicy aktywnego wypoczynku nie powinni tam narzekać na nudę. Do swojej dyspozycji mają boisko do siatkówki, posiadacze kart wędkarskich mogą zapolować na płoć czy leszcza, jesienią otaczające jezioro lasy kuszą prawdziwkami i podgrzybkami. W środę zastaliśmy tam Jarosława Sztuka z Łodzi. Wędkował na jednym z drewnianych pomostów wrzynających się w szmaragdową toń. - Jestem tutaj pierwszy raz, ale z pewnością nie ostatni. To urocze miejsce. Cisza, spokój i czyste powietrze. Jak ktoś chce odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku, to serdecznie polecam - wychwalał jezioro i okolice.

Wielkie jest coraz mniejsze

Kolejny etapem naszej wyprawy jest jezioro Wielkie. To rzut kamieniem od Konina, niespełna 300 m. na północny-zachód. Zwiastunem zbliżającego się akwenu jest coraz szersze ujście Obry i zielony dywan roślin - grążeli, rzęsy i lilii wodnych, po których suną nasze kajaki. Raptem przed dziobem pojawia się srebrna tafla jeziora. Naprawdę jest wielkie. Ma ponad 217 hektarów.

- Jego powierzchnia jest jednak znacznie mniejsza, niż pod koniec XIX wieku. Na niemieckich mapach z tamtego okresu wszystkie jeziora między Trzcielem i Pszczewem były znacznie większe - zaznacza Małgorzata Schubert z Pszczewskiego Parku Krajobrazowego.

Razem z przyrodniczką przeglądamy archiwalne mapy i porównujemy je ze współczesnymi. Rzeczywiście, w ciągu ostatnich stu lat na obecnym pograniczu lubusko-wielkopolskim ubyło sporo wody. Jeziora są teraz znacznie mniejsze, kilka z nich zdążyło już zniknąć. Teraz są tam bagna, lub rosną lasy. Przykładem jest Mały Gołyń. Kiedyś jezioro, teraz zamienia się w torfowisko, w którym występuje bardzo rzadka roślina wełniaczka alpejska. Wysychają też inne akweny. Sami się do tego przyczyniliśmy. Pozwalamy uciekać wodzie, zamiast zatrzymywać ją zastawkami i regulować poziom za pomocą kanałów melioracyjnych.

- To naturalny proces pustynnienia, chociaż swój udział ma w nim także człowiek. Zapłacą za to nasze prawnuki. Za kilkadziesiąt lat będą jeździć nad jeziora Pojezierza Drawskiego - nowi S. Cap.

Rezerwat ptactwa

Kontynuujemy naszą przeprawę przez akwen. Płyniemy szlakiem wyznaczonym przez boje. Nie wolno nam przybijać do brzegów. Ani łowić ryb, rozpalać ognisk na lądzie, czy rozbijać tam namiotów. Spływy tym odcinkiem są dozwolone od 15 czerwca do końca sierpnia. Ich organizatorzy powinni poinformować o tym Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Gorzowie Wlkp (nr tel. 95 711 57 83) Skąd takie obostrzenia? Od 1991 r. jezioro i brzegi to rezerwat ornitologiczny. Występuje tutaj około 140 gatunków ptactwa, w tym ponad 30 zagrożonych wyginięciem.

- Spotkamy tutaj między innymi gęgawy, głowienki czy cyranki, a także drapieżne bieliki oraz kanie rude i czarne. Lokalną osobliwością są kolonie czapli siwych i kormoranów - wylicza pszczewska przyrodniczka.

Z myślą o pieszych turystach leśnicy z Trzciela wytyczyli ścieżkę przyrodniczą wzdłuż jeziora. Można je podziwiać także z drewnianej czatowni, znajdującej się na południe od wsi Rybojady. Woda w jeziorze jest mętna, jej przeźroczystość wynosi zaledwie kilkanaście centymetrów. Podobnie jak Konin, jest bardzo płytkie i bogate w związki organiczne, dlatego szybko się nagrzewa i zakwita.

Szkodniki, ale pod ochroną

Na wschodnim brzegu widać kępę usychających olch. A na nich gniazda kormoranów. Drzewa zabijają odchody skrzydlatych lokatorów. Pierwsze pojawiły się w latach 80. minionego wieku na jednej z wysp. Potem przeniosły się jednak na brzeg. Pracowników pszczewskiego parku niepokoi spadek ich liczby. Jeszcze kilkanaście lat temu gniazdowało tam około 400 osobników, teraz kolonia jest cztery razy mniejsza.

Właściciele stawów i wędkarze nie podzielają jednak obaw przyrodników. Wręcz odwrotnie. Dla nich te objęte ochroną ptaki to szkodniki, które trzebią ryby z wprawą zawodowych rzeźników.Rzeczywiście, ptaki są bardzo żarłoczne. Potrafią zjeść do pół kilograma ryb dziennie.

Po ominięciu największej z trzech wysp wpływamy na jez. Rybojadzkie. Przed nami dylemat. Możemy zatrzymać się na leśnym biwakowisku na zachodnim brzegu i zakończyć kilkugodzinny spływ, albo popłynąć dalej Obrą w kierunku Policka i Międzyrzecza. Jest także trzecie wyjście; możemy skierować kajaki na północ Rybojadzkim do strugi nazywanej Rowem z Holendrów, która łączy ten akwen z pszczewskimi jeziorami Wędromierz i Chłop.

- Polecam dalszy spływ Obrą - mówi S. Cap.

Gad wychodził z rzeki

Trzcielska legenda głosi, że nad brzegiem Obry miał swoje legowisko groźny smok, który trzebił stada bydła i owiec, atakował też rybaków i pasterzy. Zabił go dzielny rycerz, który w nagrodę trafił do miejskiego godła. Herb miejscowości przedstawia bowiem rycerza na białym koniu, przebijającego włócznią wychodzącego z wody krwiożerczego gada. Jej nazwa pochodzi natomiast od słowa trzcielina, oznaczającego łodygę trzciny. To jedna z najbardziej charakterystycznych i popularnych roślin w gminie. Na jej terenie jest wiele jezior i porośniętych trzcinami torfowisk, a w dodatku przecinają ją aż trzy rzeki: Obra oraz dwie mniejsze rzeczki Czarna Woda i Popówka.

Żydowski cmentarz nad jeziorem

Wypoczywając nad trzcielskim jeziorem Konin warto odwiedzić dawny cmentarz żydowski - tzw. kirkut, który znajduje się niespełna dwa kilometry na południe od kąpieliska nad jez. Żydowskim (niemieckie nazwy Judensee, Uresee). Można tam dojśc lub dojechac lokalna droga do Trzciela. To jedna z najlepiej zachowanych nekropolii żydowskich w regionie. Na niewielkim wzniesieniu (dawna nazwa: Żydowska Górka) zachowało się kilkadziesiąt płyt nagrobnych. Cmentarz jest także jednym z ostatnich reliktów po trzcielskiej diasporze żydowskiej. Kolejnym jest dawna bożnica w Trzcielu (niemiecka nazwa Tirschtiegel), w której obecnie znajduje się remiza Ochotniczej Straży Pożarnej.

Dęby na jeziorze

Na jeziorze Wielkim znajdują się trzy wyspy. Największa Dębowa ma około dwóch hektarów powierzchni, znajduje się na północnym skraju akwenu. Porośnięta jest dębami, niektóre z tych drzew mają ponad 200 lat. Wyspa Mała leży na środku jeziora. Właśnie na niej w latach 80. minionego wieku zagnieździły się pierwsze kormorany. Potem cześć koloni tych objętych ochroną ptaków zasiedliła olchy rosnące na wschodnim brzegu. Obecnie gnieździ się tam około 100 osobników, podczas gdy kilkanaście lat temu było ich cztery razy więcej. Trzecia to Wyspa Świerkowa. Nazwę zawdzięcza rosnącym na niej strzelistym daglezjom, które miejscowa ludność myli ze świerkami.

Potopili czołgi

W okresie międzywojennym wzdłuż Obry i jezior między Trzcielem i Pszczewem biegła polsko-niemiecka granica. W latach 30. minionego wieku Niemcy ufortyfikowali ich brzegi. Wybudowali tam umocnienia, które przeszły do historii jako Trzcielska Linia Przesłaniania. Rosjanie przełamali je pod koniec stycznia 1945 r. w trzech miejscach; Pszczewie i Trzcielu, a także w okolicach Rybojad i Borowego Młyna. Między jeziorami przez niemiecką obronę przebiła się 44 Brygada Pancerna Gwardii, która ruszyła w kierunki wsi Szumiąca. Miejscowi wspominają, że po drodze Rosjanie wjechali za jeden z zamarzniętych akwenów. Pod kilkoma czołgami ponoć załamał się lód i pojazdy zatonęły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska