Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Krośnie coraz częściej mówimy sobie małżeńskie "tak"

Leszek Kalinowski
- Listopad to martwy dla nas okres, ale w grudniu, zwłaszcza w okresie świątecznym, wiele osób chce stanąć na ślubnym kobiercu - mówi kierownik USC Mirosław Kossowski
- Listopad to martwy dla nas okres, ale w grudniu, zwłaszcza w okresie świątecznym, wiele osób chce stanąć na ślubnym kobiercu - mówi kierownik USC Mirosław Kossowski fot. Krzysztof Kubasiewicz
Przełomem stał się ubiegły rok - zawarto 217 małżeństw. Teraz może być ich więcej, bo uroczystości było już 205, a kilkanaście zaplanowano na święta.

Krośnieński Urząd Stanu Cywilnego obejmuje swym zasięgiem nie tylko miasto i gminę, ale także Bobrowice, Bytnicę i Dąbie. W poprzednich latach notował spadek mówienia sobie ,,tak" przez małżonków. Zawierano bowiem ok. 120-160 ślubów. Liczba ta jednak wzrosła w ubiegłym roku i wygląda na to, że tendencja się utrzyma.

Czyżby roczniki wyżu demograficznego zakładały rodziny? Zdaniem kierownika USC, Mirosława Kossowskiego, przyczyn jest kilka. Jedną z nich chęć ułożenia sobie życia przez tych, którzy do tej pory zajęci byli szukaniem pracy. I tak wielu wraca dziś z Irlandii, Anglii, Niemiec, by w Polsce stanąć na ślubnym kobiercu, a potem znów wyjechać z kraju.

W latach 90. najwięcej małżeństw zawierały osoby w wieku 21-24 lat. Dziś - coraz więcej w wieku 28-32 lat. Choć zdarzają się też i młodsze pary. Nie ma potrzeby załatwiania zgody sądu na ślub, bo zgłaszają się 18-latkowie, a przecież zrównano wiek panny młodej z panem młodym (właśnie na owe 18 lat).

- Ale zdarzają się też starsi. Ostatnio była para, która wzięła tylko ślub kościelny po 1946 r. Przy wymianie dowodów wyszło, że w świetle prawa nie są oni małżeństwem, choć przez lata tak uważali - mówi M. Kossowski. - Musieli teraz jeszcze raz założyć sobie obrączki. Na ślubie były wnuki, prawnuki...

Coraz częściej mieszkańcy naszego regionu zakochują się w osobach z różnych krajów świata. Bo choć wyjeżdżają do pracy w Anglii czy Irlandii, to wychodzą za mąż (żenią się) za Włochów, Hiszpanów, Francuzów, a także mieszkańców państw afrykańskich. Wciąż jednak najwięcej jest - z racji bliskości granicy - małżeństw polsko-niemieckich.

Dla niektórych młodych par przeżycie jest tak duże, że zapominają zabrać ze sobą dowodów osobistych, a nawet obrączek (a te zwykle są wąskie, wykonane ze złota, czasem - białego). Prowadzący ceremonię musi być przygotowany na różne sytuacje. Bo jedni dostają nagle ataku niekontrolowanego śmiechu, inni płaczą.

- Bywa, że rezygnują dzień przed uroczystością lub w ogóle na nią nie przychodzą - zauważa kierownik USC.

Niektórym parom nie zależy, by uroczystość odbyła się w sobotę. Wolą piątek albo czwartek. Bardziej tradycyjni zaś są pod względem ubioru. Zwykle przychodzą w eleganckich, ale kolorowych strojach. Biały zarezerwowany jest dla ślubu kościelnego. Choć nie ma dziś wymogu, by i cywilny zawierać, dla części osób ma on swój klimat i dlatego decydują się na obie uroczystości. Jedni wznoszą tu toast szampanem, inni nie życzą sobie żadnego alkoholu.

Za to jeśli chodzi o marsz Mendelssohna, to wszyscy są zgodni: musi być!

- Chcemy powrócić do muzyki granej na żywo. Teraz odtwarzana jest mechanicznie, ale to nie to samo. Poza tym każdy ślub jest inny. Jedni mówią przysięgę większymi frazami, inni są tak wzruszeni, że trzeba im powtarzać niemal każdy wyraz. Wtedy muzyk potrafi się dostosować do tempa, a sprzęt nie jest taki elastyczny - dodaje M. Kossowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska