Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Międzyrzeczu mieszaniec amstafa zaatakował i rozszarpał pieska (Uwaga! Drastyczne zdjęcie)

(dab)
Tzw. Kaczy Dołek nad Obrą to ulubione miejsce wypoczynku międzyrzeczan. - Wyprowadziłam na spacer dwa pieski rasy grzywacz chiński, Czesława i Karmela. Nad Obrą, zaledwie 20 metrów od mostu drogowego, jednego z nich zaatakował olbrzymi pies. Nie miał kagańca, zaczął gryźć mojego Czesia. Starałam się go odgonić, ale bestia wpadła w szał. Dwa razy wracała gryźć martwego już pieska. Drugiego udało mi się uratować - opowiada Aneta Barwińska, właścicielka zagryzionego psa.Świadkami było co najmniej kilkanaście osób. Zareagował tylko Ryszard Krawczyk, który przepędził napastnika i wezwał policję. Opiekun mieszańca zdążył się ulotnić przed przyjazdem patrolu. Właściciel nie uniknie jednak odpowiedzialności. Jeszcze tego samego dnia Anecie Barwińskiej udało się ustalić jego dane. Jak to zrobiła? Zamieściła komunikat na portalu społecznościowym i po kilku godzinach znała już nazwisko mężczyzny, a nawet jego adres.- Mieszkańcy bardzo żywiołowo i emocjonalnie odebrali mój apel o pomoc. Wszystkim serdecznie za to dziękuję - mówi.
Tzw. Kaczy Dołek nad Obrą to ulubione miejsce wypoczynku międzyrzeczan. - Wyprowadziłam na spacer dwa pieski rasy grzywacz chiński, Czesława i Karmela. Nad Obrą, zaledwie 20 metrów od mostu drogowego, jednego z nich zaatakował olbrzymi pies. Nie miał kagańca, zaczął gryźć mojego Czesia. Starałam się go odgonić, ale bestia wpadła w szał. Dwa razy wracała gryźć martwego już pieska. Drugiego udało mi się uratować - opowiada Aneta Barwińska, właścicielka zagryzionego psa.Świadkami było co najmniej kilkanaście osób. Zareagował tylko Ryszard Krawczyk, który przepędził napastnika i wezwał policję. Opiekun mieszańca zdążył się ulotnić przed przyjazdem patrolu. Właściciel nie uniknie jednak odpowiedzialności. Jeszcze tego samego dnia Anecie Barwińskiej udało się ustalić jego dane. Jak to zrobiła? Zamieściła komunikat na portalu społecznościowym i po kilku godzinach znała już nazwisko mężczyzny, a nawet jego adres.- Mieszkańcy bardzo żywiołowo i emocjonalnie odebrali mój apel o pomoc. Wszystkim serdecznie za to dziękuję - mówi. Dariusz Brożek
- Starałam się go odgonić, ale bestia wpadła w szał. Dwa razy wracała gryźć martwego już pieska - opowiada właścicielka grzywacza chińskiego. W piątek, 20 czerwca, Ryszard Krawczyk spacerował z żoną nad Obrą, kiedy usłyszał przeraźliwy skowyt. - Aż skóra mi ścierpła. Od razu tam pobiegłem. Zobaczyłem mieszańca amstafa, masakrującego małego pieska. Obok stała zrozpaczona właścicielka i trzymała na rękach innego psa - wspomina pan Ryszard. To on poinformował nas o sprawie w mailu. Pomimo wołania o pomoc oraz niesamowicie rozdzierającego serce skowytu konającego psa, nikt nie udzielił pomocy. Właściciel amstafa włożył ręce w kieszenie i oddalił się z miejsca pozostawiając młodszego brata do obserwowania sytuacji, gapie nie poinformowali nawet policji - napisał do redakcji pan Ryszard.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska