Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W niedzielę polscy żołnierze wezmą udział w defiladzie na Placu Czerwonym w Moskwie

Grażyna Zwolińska 68 324 88 44 [email protected]
fot. sxc.hu
Pierwszy raz Polacy maszerowali tam 65 lat temu, biorąc udział w Defiladzie Zwycięstwa nad faszyzmem. W niedzielę po raz drugi przedefilują przez Plac Czerwony w Moskwie. Jak to u nas zwykle bywa, budzi to przeróżne opinie.

Na początek drobna uwaga dla tych, którym przeszkadza już sama nazwa placu. Muszę ich rozczarować: wbrew pozorom, nie ma komunistycznych konotacji. Już w XVII w. tak on się nazywał, a słowo "krasnyj" oznaczało zarówno czerwony, jak i piękny. A tak na marginesie - Plac Czerwony został w 1991 r. wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Warto też napisać kilka słów o dacie defilady. Dlaczego 9 maja? Przecież na Zachodzie świętuje się 8 maja. Niewiele brakowało, a świętowano by dzień wcześniej. Bo to 7 maja o 2.45 w kwaterze Eisenhowera w Reims zachodni alianci przyjęli akt bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, podpisany przez hitlerowskiego gen. Alfreda Gustawa Jodla. Pominięty Stalin zażądał powtórzenia kapitulacji. Wymógł, żeby została podpisana w obecności przedstawicieli wszystkich stron antyhitlerowskiej koalicji, a więc i Związku Radzieckiego (reprezentował go marszałek Żukow, bezwarunkową kapitulację przyjął od marszałka Keitla). Stało się to 8 maja o 22.30 na przedmieściu Berlina, Karlhorst. Skąd więc świętowanie 9 maja? Po prostu w Moskwie, ze względu na dwugodzinną różnicę czasu, był już kolejny dzień.

Stalin miał święte prawo domagać się uznania wkładu ZSRR w pokonanie hitlerowskich Niemiec. Nie tylko dlatego, że to jego żołnierze zdobyli Berlin. Nie tylko z powodu ofiary Stalingradu. Warto przypomnieć, że w walkach z Niemcami w Europie Stany Zjednoczone straciły 200 tys. żołnierzy, Wielka Brytania 300 tys., a Armia Czerwona aż 9 mln. Ponadto spośród 4,6 mln poległych żołnierzy Wehrmachtu, aż 4 mln zginęły właśnie na froncie wschodnim. To dlatego dziś dla Amerykanów, Brytyjczyków i Francuzów oczywiste jest, że główna defilada z okazji 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej powinna odbywać się w Moskwie. Oczywiste dla nich jest też to, że ich żołnierze powinni przemaszerować 9 maja przez Plac Czerwony.

Dla nas nic nie jest oczywiste. Politycy i publicyści wciąż spierają się, czy Polacy powinni być tego dnia w Moskwie, mimo że sprawa została już przesądzona. Będą. Kiedy do udziału w uroczystościach Rosjanie zaprosili gen. Jaruzelskiego, ale też Lecha Kaczyńskiego, zaczęło się typowe polskie piekiełko. Jaruzelski, sybirak, który z I Armią Wojska Polskiego przeszedł cały szlak bojowy, posiadacz Medalu za Zdobycie Berlina, jest na defiladzie wręcz oczywistym gościem. Niezbyt komponował się z nim prezydent RP, który w 2006 r. najpierw odznaczył go Krzyżem Zesłańców Sybiru, a potem oświadczył, że stało się to przez pomyłkę. Kaczyński długo zastanawiał się więc, czy jechać do Moskwy. Powodem była oczywiście nie tylko osoba generała, którego zresztą w końcu zaprosił na pokład prezydenckiego samolotu, ale i to, że środowisko polityczne, które reprezentował nieżyjący już dziś prezydent, uważało, że skoro Rosjanie zniewolili Polskę, to świętowanie wraz z nimi zwycięstwa nad Hitlerem jest dla Polaków ujmą.

W końcu jednak uznano, że prezydent nie może sobie pozwolić na w sumie niekorzystną propagandowo nieobecność w Moskwie. Na świecie przecież rocznica zwycięstwa nad III Rzeszą odbierana jest pozytywnie, bez niuansów. Na Placu Czerwonym, obok żołnierzy rosyjskich i tych z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw, będą więc maszerowali w historycznej części defilady żołnierze z USA, Wielkiej Brytanii i Francji, symbolizując wkład tych państw w pokonanie wspólnego wroga. Skoro w wojskach antyhitlerowskiej koalicji na Wschodzie i Zachodzie walczyło 400 tys. polskich żołnierzy, a biało-czerwona flaga, jako jedyna obok radzieckiej, zawisła na Bramie Brandenburskiej, to nasz udział w moskiewskich obchodach zakończenia II wojny światowej jest czymś oczywistym i koniecznym. Rocznica wspólnego pokonania Hitlera przez koalicjantów nie jest najlepszym miejscem do prezentacji naszych pretensji i żalów, choćby i jak najbardziej uzasadnionych. Poza tym pretensje trzeba by mieć przecież chyba nie tylko do Rosjan, ale też do Amerykanów, Francuzów i Anglików, którzy zaakceptowali oddanie Polski do radzieckiej strefy wpływów.

Nasze władze przyjęły więc zaproszenie strony rosyjskiej i w niedzielę w defiladzie na Placu Czerwonym zobaczymy żołnierzy Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego. Wystąpią w mundurach Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych. Za nimi defilować będą żołnierze z USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Przejdą wszyscy w rytm rosyjskich marszów wojskowych, rosyjskim krokiem defiladowym (nieco szybszym od naszego), komendy wojskowe wydawane będą po rosyjsku. Nie będzie to przeszkadzało Amerykanom, Anglikom i Francuzom. Na pewno nie spodoba się części naszych polityków i komentatorów. Taka nasza polska specyfika.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska