Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W OPS w Dobiegniewie zwolniono opiekunę. Schorowani ludzie cierpią

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Grzegorz Flajszer i jego mama Bronisława są rozgoryczeni. Magdalena Rodzik (z tyłu) od kilku dni oficjalnie nie zajmuje się chłopcem. Po wspólnych zajęciach terapeutycznych Grzesiowi zostało tylko pamiątkowe zdjęcie.
Grzegorz Flajszer i jego mama Bronisława są rozgoryczeni. Magdalena Rodzik (z tyłu) od kilku dni oficjalnie nie zajmuje się chłopcem. Po wspólnych zajęciach terapeutycznych Grzesiowi zostało tylko pamiątkowe zdjęcie. fot. Jakub Pikulik
- Doszło do rażących nadużyć, zgłosiliśmy sprawę do prokuratury - mówi kierownik ośrodka pomocy społecznej. - To wszystko kłamstwo! - odpowiada Magdaleny Rodzik, właścicielka firmy świadczącej usługi opiekuńcze, która powiadomiła nas o sprawie.

Grześ Flajszer mieszka na czwartym piętrze bloku w Dobiegniewie. Jest przykuty do wózka, przez wiele lat miał bardzo duże problemy, żeby wydostać się z domu. - Kiedyś przychodził do nas terapeuta, który znosił Grzesia na dół, ale po jakimś czasie temu terapeucie wysiadł kręgosłup. To bardzo ciężkie zajęcie - mówi Bronisława Flajszer, mama chłopaka. W styczniu Grzesiem zaczęła się opiekować firma Magdaleny Rodzik. Chłopak regularnie był sprowadzany na dół, później samochodem przystosowanym do przewozu osób niepełnosprawnych przewożony na warsztaty terapeutyczne, które uwielbiał.

Jednak 5 października Ośrodek Pomocy Społecznej zerwał umowę z firmą pani Magdy. Na miejsce jej i zatrudnionych przez nią czterech osób skierowano nowych pracowników. - Schorowani ludzie, często w podeszłym wieku, przyzwyczaili się do mnie. Zbudowaliśmy więź wzajemnego zaufania. Pomagaliśmy im w codziennym życiu, robiliśmy zakupy, pomagaliśmy segregować leki, kupowaliśmy opatrunki. Z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Skierowano do nich osoby, które często nie mają doświadczenia, pracowały wcześniej np. przy miejskich klombach - mówi M. Rodzik. B. Flajszer żali się: - Nikt nam nawet nie powiedział, dlaczego wprowadzane są takie zmiany. Nie potrafimy zrozumieć, dlaczego z dnia na dzień zabrano nam fachową opiekę. Teraz Grzesia mają znosić dwie kobiety, później przesadzać go do nieprzystosowanego auta.

Niezadowolonych ze zmian jest więcej. Według relacji Magdaleny Rodzik, jedna ze starszych kobiet bała się wpuścić nowej opiekunki do domu, a w konsekwencji trafiła do szpitala. Z kolei mężczyzna z odleżynami ma problemy ze zmianami opatrunków, a inna kobieta nie ma posortowanych leków, co bardzo zagraża jej zdrowiu. - Znam potrzeby swoich podopiecznych i znam się na tym, co robię. Zbierałam doświadczenie w Anglii, gdzie ukończyłam specjalistyczne kursy. Każda z 32 osób, którymi się opiekowałam, ma mój numer telefonu komórkowego, i mogła do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy - mówi opiekunka.

Zupełnie innego zdania jest Michał Nieroda, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej. - Osobiście chodziłem od drzwi do drzwi i przedstawiałem podopiecznym ich nowych opiekunów. Jestem przekonany, że ci ludzie mają teraz zapewnione bardzo dobre warunki. Większość z siedmiu opiekunów ma skończone odpowiednie kursy - mówi. Sprawdziliśmy: opiekunowie kursów mieć nie muszą, ale są one "mile widziane" przy tego rodzaju pracy.
Pytamy o powody, dla których nagle zerwano umowę z prywatną firmą świadczącą usługi opiekuńcze od stycznia. - Sprawą zajmuje się już prokuratura. Chodzi o nadużycia finansowe, niewykonanie warunków umowy i przekroczenie uprawnień - wylicza kierownik Nieroda. Więcej szczegółów nie chce zdradzić, tłumacząc to dobrem śledztwa. Małgorzata Czaplewska - Pacała, szefowa prokuratury rejonowej w Strzelcach Krajeńskich, informuje: - Faktycznie, wpłynęły do nas pisma z Dobiegniewa, ale zostaną one dopiero rozpatrzone, bo czekają na swoją kolej - mówi prokurator. Szczegółów pani prokurator nie chce zdradzić.

Co ciekawe, powiadomienie prokuratury zasugerowała burmistrzowi i kierownikowi ośrodka pomocy sama Magdalena Rodzik. - Nie przedstawiono mi konkretnych zarzutów, nie mogłam się bronić, powiedziałam więc, żeby o wszystkim zdecydował prokurator - mówi kobieta. Podkreśla, że niczego się nie obawia, bo nie dopuściła się żadnych nadużyć. - To bzdury i kłamstwo. Już zajmuje się tym dwóch wynajętych przeze mnie prawników - mówi Rodzik.
Rozmawialiśmy o tym również z Leszkiem Walochem, burmistrzem Dobiegniewa. - Faktycznie, do chorych trafiła kobieta, która pracowała wcześniej przy zieleni miejskiej. Jest to jednak bardzo sumienna i wywiązująca się ze swoich obowiązków osoba. O los wszystkich podopiecznych jestem spokojny, na pewno jest im świadczona dobra opieka .

Do wszystkich chorych chodziła nie tylko Magdalena Rodzik i jej pracownicy, ale również pielęgniarki środowiskowe. - Nie znam szczegółów zarzutów i nie będę się na ich temat wypowiadać. Wiem tylko, że pani Magda była fachowcem. Podopieczni byli zadowoleni z jej usług. Część z nich narzeka teraz, że zmienili się opiekunowie - mówi nam jedna z pielęgniarek. M. Rodzik zapowiada: - Nie zostawię tak tej sprawy. Chodzi o moje dobre imię i o zdrowie pacjentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska