Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W państwie pruskim

Tomasz Czyżniewski
Scenka z kluczami autorstwa G. Boettgera Seniora
Scenka z kluczami autorstwa G. Boettgera Seniora fot. ze zbiorów Muzeum Ziemi Lubuskiej
16 grudnia 1740 r. wojska króla Prus Fryderyka II wyruszają na podbój Śląska. Pierwszym miastem, które zajęły była Zielona Góra.

Prawie 170 lat temu diametralnie zmieniły się losy Zielonej Góry i jej mieszkańców. Zostali przyłączeni do Prus. - Myślę, że zielonogórzanie nawet tak bardzo nie zdawali sobie sprawy z wagi zachodzących wydarzeń - ocenia prof. Wojciech Strzyżewski z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

- Faktem jest, że doszło do epokowej zmiany. Śląsk, a z nim Zielona Góra przestały należeć do królestwa Czech wchodzącego w skład katolickiego cesarstwa Austriackiego. Został przyłączony do protestanckich Prus.

Wkracza armia Fryderyka

To dla mieszkańców było bardzo ważne, bo większość z nich była protestantami. Pod cesarskim berłem nie mieli za dobrze. W Zielonej Górze brakowało pastora, nie można było postawić ewangelickiej świątyni. To miało się zmienić.

Nie będziemy tutaj wchodzić w przyczyny i przebieg wielkiej wojny. Zatrzymamy się jedynie na jej zielonogórskim wątku. Można powiedzieć, że tutaj zaczęła się wojna. A dokładnie mówiąc Zielona Góra była pierwszym miastem zajętym przez prusaków. To dosyć oczywiste - do granicy było tylko kilkanaście kilometrów.

16 grudnia 1740 r. do miast wkroczyli żołnierze z regimentu stacjonującego w Skwierzynie. Spędzili tutaj noc i pomaszerowali dalej w kierunku Głogowa jednego z nielicznych miast, które stawiały opór wojskom pruskim.

- Ludność była trochę zdezorientowana, bo Fryderyk głosił, że chce pomóc cesarzowej Marii Teresie. Z Wiednia nie nadeszły rozkazy, by walczyć z przeciwnikiem. Nie wiadomo było co robić - mówi prof. Strzyżewski.

Oddaj klucze

Przez to zrodziła się chyba najbardziej znana zielonogórska historyjka powielana w wielu niemieckich książkach, na sztychach, pocztówkach czy nawet zastępczych pieniądzach. A było to tak: król, a właściwie jeden z jego oficerów, zażądał wydania kluczy do bram miasta, stawiając burmistrza w bardzo kłopotliwej sytuacji - bronić się nie było jak, ale współpraca z Prusakami mogła być też niebezpieczna. Gdyby Austriacy wrócili, mogliby uznać wydanie kluczy za zdradę.

Jak wybrnąć z takiej sytuacji? Burmistrz znalazł rozwiązanie - rzucił klucze na stół i odpowiedział oficerowi "weź je sobie sam". Tak się stało. Wszyscy byli zadowoleni.

Może i tak było. Burmistrz zapewne do kluczy nie był przywiązany, bo jego poprzednik zmarł miesiąc wcześniej.

Wyprawa po pastora

Jednak dla mieszkańców ważniejsze było inne wydarzenie. Wraz z armią 19 stycznia 1741 r. na Śląsk przyjechało 12 ewangelickich duchownych. Zatrzymali się w obozie koło Żukowic pod Głogowem. Później ruszyli do najważniejszych miast. Do Zielonej Góry nie mogli się dostać. Dlatego Zachariasz Felach zaprzągł konie do furmanki i ruszył do obozu po pastora. I przywiózł go do miasta pod wieczór 24 stycznia.

Był to urodzony w Berlinie Martin Friedrich Frisch. Miał wtedy 30 lat.
Jak odnotował anonimowy kronikarz (Kronika Zielonej Góry w opracowaniu Jarochny Dąbrowskiej-Burkhardt): "Gdy przybył on 24 stycznia o godzinie szóstej wieczorem, w dzień po tym przyszło na świat w Drzonkowie dwoje dzieci, które były bliźniakami. Ochrzcił je w izbie Johanna Friedricha Scholtza."

Trzy dni później przez miasto przejechał król Fryderyk. Według kronikarzy mieszczanie witali go serdecznie.

Miasto ewangelickie

Fryderyk w swoim państwie głównie dbał o armię i ściąganie podatków. W sprawach religijnych był władcą tolerancyjnym. Zakazał zajmowania świątyni katolickich. W naszym mieście problemy mogły być ze katolickim kościołem św. Jadwigi, który przez pewien czas należał do protestantów. Zakaz króla przecinał wszelkie roszczenia, ale życia pastorowi Frischowi nie ułatwiał. Musiał sobie radzić inaczej.

Dlatego na kilka lat na świątynię zamieniono jedno z pomieszczeń w ratuszu. I to z jego okien 29 stycznia 1741 r. wygłosił pierwsze kazanie.

Przez wiele lat pracując w zielonogórskiej parafii brał udział w budowie nowej świątyni ewangelickiej - dzisiejszego kościoła Matki Bożej Częstochowskiej, poświęconego w 1748 r. To dzięki niemu pamięć o pastorze przetrwała. I przetrwało umieszczone na ścianie epitafium - jedyne w kościele mające malowany portret zmarłego. Znacie go?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska