Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Pełczycach podpalił się człowiek

Anna Rimke (tk) 0 95 722 57 72 [email protected]
Mężczyźni z Bukwicy w sobotę wieczorem uratowali sąsiada, który zamknął się w samochodzie i podpalił. Auto spłonęło doszczętnie.
Mężczyźni z Bukwicy w sobotę wieczorem uratowali sąsiada, który zamknął się w samochodzie i podpalił. Auto spłonęło doszczętnie. fot. Aleksander Majdański
- Oblał benzyną siebie, potem samochód. Zapalił zapalniczkę. Wszystko momentalnie się zajęło - opowiada Władysław Rutkowski z Bukowicy pod Pełczycami. W sobotę wieczorem ratował sąsiada, który podpalił się po awanturze z żoną.

Bukowica to trzy bloki, trochę domów wzdłuż ulicy, ledwie kilkadziesiąt rodzin. O tym, co się stało, we wsi wiedzą chyba wszyscy. Prawie wszyscy widzieli wozy strażackie i karetki pogotowia, które przyjechały do wsi w sobotę grubo po 20.00. Grupa mężczyzna pod sklepem też. - To tragedia. Co tu komentować - kręci głową Feliks Lewandowski, który pomagał ratować 41-latka. - Najgorsze, że karetki i straż dojechały prawie po godzinie - rzucają inni spod sklepu. Gdyby ludzie nie zareagowali, 41-latek najpewniej by zginął.

Skóra schodziła płatami

- Wyciągnęliśmy go z płonącego samochodu. Miał na sobie skórzaną kurtkę i to go chyba uratowało. Poparzył tylko ręce, szyję i twarz - relacjonuje Władysław Rutkowski. Mężczyzna twierdzi, że kiedy zobaczył, co sąsiad robi, nie wahał się ani chwili. Jest strażakiem i uważa, że zrobił, co było trzeba. - Nie można przecież patrzeć, jak człowiek płonie - wzrusza ramionami pan Władysław. Gimnazjalista Przemysław Adam, który też pomagał w ratowaniu desperata, gra twardego. - Nie było czasu pomyśleć -opowiada, jak było. Zdania urywa, chyba wcale aż tak łatwo nie było.

41-latek podpalił się w samochodzie zaparkowanym tuż przy garażach z tyłu podwórka, za blokiem. Oblał benzyną siebie i samochód. Podpalił zapalniczkę. - Wszystko w moment się zajęło - relacjonuje W. Rutkowski. Na ratunek ruszyło kilku mieszkańców. Kiedy wywalili drzwi z samochodu i wyciągnęli desperata, ten był nieprzytomny. - Pewnie z bólu. Z rąk i twarzy skóra schodziła mu płatami - F. Lewandowski aż się wzdryga. Przenieśli poparzonego pod blok i czekali na pogotowie. - Wiedzieliśmy, co chce zrobić, musieliśmy go uratować - nie kryją mężczyźni. Skąd wiedzieli? Nie chcą mówić. Pewnie, jak wszyscy, widzieli awanturę z żoną.

Zaczął dusić żonę

- Nieraz były awantury w domu, jak popił. Nieraz wystawiał mnie z dziećmi za drzwi. Ale jeszcze nie było - załamuje ręce pani Elżbieta, żona poparzonego. Opowiada, że tego wieczoru pokłócili się o telefon: mąż najpierw miał zabrać komórkę syna, potem pani Elżbiety. - Coś w niego wstąpiło. Zaczął mnie dusić. Uciekłam z domu, biegłam i wołałam ratunku. Ludzie mi pomogli. Bo nie wiem, co by było - opowiada kobieta. Po podpaleniu się przez męża, całą noc spędziła w szpitalu w Choszcznie, bo była w szoku.

Dziś rano z panem Feliksem była u męża w szpitalu w Gorzowie. - Jest nieprzytomny, bardzo poparzony. Lekarze nam niewiele mówili - opowiada pani Elżbieta. W sobotę wieczorem złożyła zeznania na policji. Nie myśli, co będzie, gdy mąż wyzdrowieje. - Odejść nie mam gdzie - zastrzega.

- Poparzony miał w organiźmie 0,34 promila alkoholu - informuje asp. sztab. Jakub Zaręba, rzecznik policji w Choszcznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska