Bukowica to trzy bloki, trochę domów wzdłuż ulicy, ledwie kilkadziesiąt rodzin. O tym, co się stało, we wsi wiedzą chyba wszyscy. Prawie wszyscy widzieli wozy strażackie i karetki pogotowia, które przyjechały do wsi w sobotę grubo po 20.00. Grupa mężczyzna pod sklepem też. - To tragedia. Co tu komentować - kręci głową Feliks Lewandowski, który pomagał ratować 41-latka. - Najgorsze, że karetki i straż dojechały prawie po godzinie - rzucają inni spod sklepu. Gdyby ludzie nie zareagowali, 41-latek najpewniej by zginął.
Skóra schodziła płatami
- Wyciągnęliśmy go z płonącego samochodu. Miał na sobie skórzaną kurtkę i to go chyba uratowało. Poparzył tylko ręce, szyję i twarz - relacjonuje Władysław Rutkowski. Mężczyzna twierdzi, że kiedy zobaczył, co sąsiad robi, nie wahał się ani chwili. Jest strażakiem i uważa, że zrobił, co było trzeba. - Nie można przecież patrzeć, jak człowiek płonie - wzrusza ramionami pan Władysław. Gimnazjalista Przemysław Adam, który też pomagał w ratowaniu desperata, gra twardego. - Nie było czasu pomyśleć -opowiada, jak było. Zdania urywa, chyba wcale aż tak łatwo nie było.
41-latek podpalił się w samochodzie zaparkowanym tuż przy garażach z tyłu podwórka, za blokiem. Oblał benzyną siebie i samochód. Podpalił zapalniczkę. - Wszystko w moment się zajęło - relacjonuje W. Rutkowski. Na ratunek ruszyło kilku mieszkańców. Kiedy wywalili drzwi z samochodu i wyciągnęli desperata, ten był nieprzytomny. - Pewnie z bólu. Z rąk i twarzy skóra schodziła mu płatami - F. Lewandowski aż się wzdryga. Przenieśli poparzonego pod blok i czekali na pogotowie. - Wiedzieliśmy, co chce zrobić, musieliśmy go uratować - nie kryją mężczyźni. Skąd wiedzieli? Nie chcą mówić. Pewnie, jak wszyscy, widzieli awanturę z żoną.
Zaczął dusić żonę
- Nieraz były awantury w domu, jak popił. Nieraz wystawiał mnie z dziećmi za drzwi. Ale jeszcze nie było - załamuje ręce pani Elżbieta, żona poparzonego. Opowiada, że tego wieczoru pokłócili się o telefon: mąż najpierw miał zabrać komórkę syna, potem pani Elżbiety. - Coś w niego wstąpiło. Zaczął mnie dusić. Uciekłam z domu, biegłam i wołałam ratunku. Ludzie mi pomogli. Bo nie wiem, co by było - opowiada kobieta. Po podpaleniu się przez męża, całą noc spędziła w szpitalu w Choszcznie, bo była w szoku.
Dziś rano z panem Feliksem była u męża w szpitalu w Gorzowie. - Jest nieprzytomny, bardzo poparzony. Lekarze nam niewiele mówili - opowiada pani Elżbieta. W sobotę wieczorem złożyła zeznania na policji. Nie myśli, co będzie, gdy mąż wyzdrowieje. - Odejść nie mam gdzie - zastrzega.
- Poparzony miał w organiźmie 0,34 promila alkoholu - informuje asp. sztab. Jakub Zaręba, rzecznik policji w Choszcznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?