Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W piątek najdroższa ceremonia otwarcia w historii igrzysk (relacja naszego korespondenta)

Przemysław Franczak korespondencja z Soczi
Wolontariusze oczyszczają skocznię narciarską. W niedzielę pierwsza walka o medale.
Wolontariusze oczyszczają skocznię narciarską. W niedzielę pierwsza walka o medale. EPA/VALDRIN XHEMAJ
Cały świat krytykuje igrzyska w Soczi i cały świat nie może się doczekać, żeby je zobaczyć. W piątek 7 lutego ceremonia otwarcia. Taka jak cała impreza: najdroższa.

Niesłychany przepych tej imprezy nas jednocześnie odrzuca i przyciąga, budzi niesmak i zaciekawienie. Trochę jak z disco polo - wszyscy się krzywią i psioczą, ale większość do rytmu tupie nogą.

Te igrzyska wzbudzają wielkie kontrowersje, ale się spodobają. Ale nie tylko dlatego, że lubimy kicz, a w Soczi jest go w nadmiarze. To są igrzyska skrojone pod media - wszystko blisko, na wyciągnięcie ręki i ładnie prezentujące się przed kamerą. Niedogodności, fuszerki - są, oczywiście, tropią je i śmieją się z nich wszyscy. Ale wpadki były wszędzie - i w Vancouver, i w Turynie. To jednak Rosjanie wybudowali sobie olimpijski park, z sześcioma olbrzymimi, efektownymi halami w jednym miejscu. Tuż obok wioska olimpijska, po drugiej stronie centrum prasowe. Szybkim krokiem całość można obejść w trzy kwadranse. Sportowcy na treningi idą spacerem. Albo jadą na rowerze.

Zobacz nasz serwis specjalny poświęcony Zimowym Igrzyskom Olimpijskim 2014 w Soczi

Dojazd z hoteli tutaj czy na Krasną Polanę, gdzie jest górskie centrum igrzysk, nie stanowi żadnej trudności. Kolej, autobus - do wyboru, do koloru. Nowa droga, nowe tory, gdzieś w tle coraz mniej słyszalne głosy o ekologicznej katastrofie zafundowanej regionowi. Korki? Nie ma, od dwóch tygodni po Soczi mogą poruszać się tylko pojazdy z miejscowymi rejestracjami. Tyle, że w Adlerze, dzielnicy, w której znajduje się olimpijski park mieszkańców prawie już nie ma. To miejsce opanowane przez dziennikarzy, oficjeli, sportowców, wolontariuszy i policjantów.

Kiedy zacznie się show, a więc już teraz, etyczne wątpliwości szybko zejdą na drugi plan, podobnie jak dyskusja o sensie wydawania tak gigantycznych pieniędzy na sportowa imprezę. Park olimpijski przestanie być wyrzutem sumienia po przesiedlonych ludziach, a stanie się pocztówkowym widokiem, chętnie pokazywanym przez telewizje całego świata.

Od polityki może na stałe nie uciekniemy, ale też chyba wcale tego nie chce fundator całej zabawy - prezydent Władymir Putin.

W Soczi w każdym razie wszystko ma być najdroższe, największe i najwspanialsze. Piątkowa ceremonia otwarcia też (początek o godz. 17.14 polskiego czasu). Koszt - 52 miliony dolarów. W hali "Fiszt" ma wystąpić ponad pięć tysięcy artystów, w tym liczący tysiąc gardeł dziecięcy chór. Tytuł przedstawienia: "Sny o Rosji".

Najkosztowniejszym snem Putina była droga do Krasnej Polany. Niewykluczone, że w ogóle był to najdroższy metr kwadratowy asfaltu w dziejach drogownictwa. 9 miliardów dolarów, nawet biorąc pod uwagę skalę wyzwania, konieczność wykonania kilku tuneli, to trochę sporo. Rosyjska wersja magazyny Esquire wyliczyła, że można by za tę kwotę wyłożyć tę drogę na całej jej długości i szerokości 1,1 centymetrową warstwą najlepszego kawioru, 22 centymetrami fois gras, sześcioma trufli i dziewięcioma pociętymi torebkami od Louis Vuittona. Towary luksusowe wybrano nie przez przypadek. Te igrzyska po prostu chcą za luksusowe uchodzić.

Jedzie się przyjemnie. Tu też nie ma ruchu. Kilka razy tylko autobus musiał zjechać na pobocze, bo z naprzeciwka środkiem jezdni pędziły policyjne kawalkady, eskortujące chyba ważnych oficjeli. Tak to się robi w Rosji.

Fortuna idzie też ochronę igrzysk, groźby zamachów terrorystycznych ze strony ekstremistów z Północnego Kaukazu zrobiły swoje. Patroli jest mnóstwo, wojsko, FSB. Mobilizacja pełna, choć na razie nie jest to uciążliwe. Wprawdzie przy obiektach bramki i skanery jak na lotniskach są wszędzie, a kontrole częste, ale to normalna procedura na każdych igrzyskach. To, co różni w tym zakresie Soczi od Londynu czy Vancouver, to sterylność tego miejsca.

Teren wielkości małego miasteczka, którego granicę z jednej strony wyznacza Morze Czarne, a z drugiej autostrada, wygląda jak otoczony kordonem sanitarnym. Kibice na razie nie byli tu wpuszczani, a po ulicach i nowowybudowanych osiedlach pozamienianych na hotele hulał wiatr. Gdzieniegdzie trwają jeszcze prace wykończeniowe, czasem pojawiają się bezdomne psy, których mimo niehumanitarnych starań nie zdążono usunąć z oczu gości.

- Jeszcze kilka miesięcy temu był tu tylko kurz i pył - opowiada Tatiana, rosyjska dziennikarka, szerokim ruchem ręki pokazując dziesiątki kilkupiętrowych domów. - Nie wierzysz? To popukaj w ścianę, zobaczysz z czego to jest zrobione - śmieje się.

Później spełnię jej prośbę, ale ściana wygląda solidnie. - To było budowane na wariackich papierach. Czy podoba mi się idea tego, co się tutaj stało? To bardzo trudne pytanie - zamyśla się i zmienia temat.

Od piątku takie dyskusje i tak ucichną. Do głosu dojdą sportowcy. Dla nas to mają być wyjątkowe igrzyska. Gry wstępnej nie będzie, emocje gwarantowane od pierwszego dnia: już w sobotę Justyna Kowalczyk, której kontuzjowana stopa stała się w ostatnim czasie sprawą wagi narodowej, startuje w biegu łączonym. W niedzielę na mniejszej skoczni rywalizować będą Kamil Stoch i spółka. Złoty medal waży aż 686 gramów. To się nazywa wyzwanie wagi ciężkiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska