Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W podgorzowskim Tarnowie cały czas coś się dzieje

Anna Rimke
fot. Anna Rimke
- Jak się spotykamy, to nie plotkujemy, tylko kombinujemy, co by tu jeszcze zrobić i skąd wziąć na to kasę - mówią mieszkanki Tarnowa w gminie Lubiszyn. Ich mężczyźni też nie próżnują.

Zakasują rękawy i zasuwają - a to przy kładzeniu kostki przed kościołem, przy wycinaniu chaszczy. Ich ostatnim dziełem jest wielka drewniana altana.

Kurna chata, jak nazywają mieszkańcy wiatę na końcu Tarnowa, wyrosła wiosną. Pod dachem drewniane stoły, ławy i wielki murowany grill. Kilkanaście metrów dalej toaleta z bieżącą wodą. Tylko jeszcze prądu nie mają. - Liczymy na pomoc gminy. Sami możemy wykopać rowy na kable, ale reszta to są wysokie koszty - mówi sołtys Grzegorz Miszkiewicz.

Trzeba było być szalonym

Skąd mieli pieniądze na Kurną chatę? - Co się dało, to robiliśmy własnymi rękoma. Jak chłopaki się wzięli za układanie kostki pod altanę, to w kilka godzin skończyli. Ze 30 osób przyszło pracować - opowiadają ludzie. Polbruk dostali od sponsora. Tak jak i wiele innych rzeczy od wielu innych sponsorów. - Bez ich pomocy byśmy nie dali rady - twierdzi Ewa Czyżniewska, rodowita tarnowinianka. - Potrafimy ich pozyskiwać. Widzą, co robimy, że warto nam pomagać - dodaje Jan Kinal, emerytowany nauczyciel. Dal tych, którzy pomagali przy inwestycji mieszkańcy zorganizowali w altanie jedną z pierwszych imprez.

Za plac za wsią wzięli się dwa lata temu. Gmina chciała sprzedać teren obok boiska - 2,5 ha ziemi zarośniętej samosiejkami i krzakami. - Trochę zaprotestowaliśmy, trochę uprosiliśmy władze, żeby zrezygnowały ze sprzedaży - opowiada Małgorzata Miszkiewicz, żona sołtysa. Na początek na istniejącym boisku ustawili bramki, założyli siatki. - Systematycznie przychodziliśmy grać w piłkę. A jak my, dorośli, ruszyliśmy to i młodzi zaraz dołączyli - wspomina E. Czyżniewska.

Kiedy zaczęli się tam spotykać, stwierdzili, że nie ma gdzie po meczu usiąść, pogadać, zjeść coś. I toalety brakowało. To wzięli się za oczyszczanie terenu obok. - Trzeba było być szalonym - śmieje się J. Kinal. Mieszkańcy wycięli krzaki, uporządkowali teren. A za pieniądze ze sprzedaży drewna kupili krzesła do sali wiejskiej.

Mają kolejne pomysły

Teraz wszyscy są dumni z pracy, jaką wykonali. - I ze swojej wsi. Jesteśmy chyba najfajniejszą społecznością. Młodzież garnie się do wszystkiego, ludzie pomagają i wieś pięknieje - mówią.

Lada dzień powinna być gotowa ścieżka historyczna - pięć wielkich polnych kamieni z opisanymi najważniejszymi wydarzeniami i postaciami, które zapisały się w historii Tarnowa.

Planują też poprawić boisko - nawieźć nowej ziemi i posiać lepszą trawę. Od dwóch lat organizowany jest Dzień Tarnowianina, dziewczynki założyły zespół taneczny, w marcu po latach znów zaczęło działać koło gospodyń. - Co chwilę coś jest organizowane, a to dzień kobiet, opłatek - mówi J. Kinal. Podkreśla, że maszyną rozruchową jest sołtys. Wszystko ruszyło w takim tempie, od kiedy, ponad dwa lata temu G. Miszkiewicz wygrał wybory.

- Co nie znaczy, że kiedyś w Tarnowie było źle. Zawsze tu był spokój, stabilizacja i ręka dobrego gospodarza. Tyle że teraz ludziom zaczęło się chcieć - śmieją się tarnowinianie.
Tu są ludzie uczciwi

Trochę inny obraz wsi przedstawił w liście do redakcji "GL" anonimowy Czytelnik. Napisał: "Jeszcze niedawno Tarnów był podawany przez policję, jako jedna z najspokojniejszych wsi. A teraz jest jedną z najmniej bezpiecznych. Policja często przyjeżdża na interwencję, zwiększyła się ilość problemów alkoholowych...".

- W każdej wsi są patologie i pijacy. U nas też. Ale to nie znaczy, że coś złego się dzieje. Mało tego, w ostatnim czasie czterech alkoholików wyszło z nałogu - opowiadają ludzie. Co do interwencji policji, to przyznają, że zdarzyło się, że dzielnicowy był w Tarnowie na prośbę mieszkańców. - Ale żadnej burdy nie było - mówią zgodnie. I odsyłają do policji. Ta nie potwierdza opinii z listu. Wręcz odwrotnie - to jedna z najspokojniejszych wsi w okolicy.

- Nawet wandalizmu u nas nie ma. Bo jak dzieciaki same coś zrobią, to przecież później nie będą niszczyły swojej pracy - podkreśla Beata Czyżniejewska, szefowa koła gospodyń. - Tu ludzie są uczciwi. Zostawiłem kiedyś siekierę w kołku przy drodze i trzy lata tam stała. Aż zardzewiała. Ale nikt nie wziął - mówi J. Kinal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska