Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- W samorządzie jest za mało kobiet - mówi Katarzyna Korycka, kandydatka na burmistrza Drezdenka

Krzysztof Korsak 95 722 57 72 [email protected]
KATARZYNA KORYCKAMa 39 lat. Mąż Krzysztof, dwie córki: Amelia i Julia. Od 1999 r. pracuje w Urzędzie Miejskim w Drezdenku, od 2001 r. jest sekretarzem. Wolny czas poświęca dzieciom, czytaniu książek i podróżom.
KATARZYNA KORYCKAMa 39 lat. Mąż Krzysztof, dwie córki: Amelia i Julia. Od 1999 r. pracuje w Urzędzie Miejskim w Drezdenku, od 2001 r. jest sekretarzem. Wolny czas poświęca dzieciom, czytaniu książek i podróżom. fot. Archiwum rodzinne
- Panie świetnie radzą sobie w organizacjach pozarządowych, ale w samorządzie jest ich niestety mało, mamy tylko jedną radną - mówi KATARZYNA KORYCKA, kandydatka na burmistrza Drezdenka

- Od kilkunastu lat pracuje pani w urzędzie. O stanowisko włodarza będzie pani walczyć m.in. z pełniącym obowiązki burmistrza Maciejem Pietruszakiem, czyli pani przełożonym. Nie przeszkadza to pani?
- Nie ma takiego zakazu.

- Prawnie nie ma. Ale nie jest to dla pani niezręczne?
- Kandydaci pokazują swoje programy, przedstawiają wizje rozwoju gminy i każdy może mieć inne pomysły. Ja nie widzę w tym żadnego konfliktu. To wyborcy decydują, kto zostanie burmistrzem.

- Rozmawiała pani o tym z p.o. burmistrza Pietruszakiem?
- Nie. Ale to nie jest odosobniony przypadek, także w skali kraju. Wybory to rywalizacja programami. Każdy ma takie same prawo do kandydowania.

- Dosyć późno się pani zdecydowała na start.
- Fakt, długo się decydowałam. Zmotywowała mnie zachęta ze strony mieszkańców i chęć realizacji swojej wizji rozwoju gminy. Poza tym leży mi na sercu to, że w wyborach w ostatnich latach bierze udział tylko około 40 proc. mieszkańców. Wydaje mi się, że ci, którzy nie idą do urn, to nie są osoby, którym losy gminy są obojętne. Może po prostu nie do końca zgadzają się z tym, co się dzieje, może nie odpowiadają im kandydaci. Burmistrz nie może jednak o tych osobach zapominać. Nie może realizować tylko projektów związanych z osobami, które wzięły udział w wyborach czy głosowały na niego. Powinien wsłuchiwać się w głosy wszystkich - tych, którzy są za nim i tych, którzy są przeciw.

- A teraz tak nie jest?
- Zapewne zależy na tym każdemu, kto piastuje tę zaszczytną funkcję. Ale ja chciałabym szczególną uwagę zwrócić na partycypację społeczną, czyli udział zwykłych ludzi w życiu gminy, bo to jedna z głównych zasad dobrego rządzenia. To jest klucz mojego programu.

- Pani jest w urzędzie od kilkunastu lat. Co chciałaby pani w nim zmienić?
- Na pewno chciałabym kontynuować te rzeczy, które dotąd urząd robił. Uznaję zasadę, że rewolucja co cztery lata nie jest motorem postępu. Tylko zmiany w formie ewolucji dają prawdziwy postęp. Wiele robionych rzeczy jest naprawdę dobrych dla gminy.

- To dlaczego wyborcy mają wybrać panią, skoro to, co robi p.o. burmistrza Pietruszak, jest według pani dobre?
- Dlatego, że chcę mieszkańcom zagwarantować większy udział w życiu gminy. Myślę tu np. o wprowadzeniu konsultacji społecznych. Wielokrotnie przekonałam się, że mieszkańcy mają bardzo dobre i ciekawe pomysły na rozwiązywanie lokalnych problemów. Poza tym nie wystarczy tylko kontynuowanie rozpoczętych zadań, trzeba też umieć mierzyć się w sposób nowatorski z rodzącymi się wyzwaniami.

- Jaki ma pani pomysł na gminę?
- Wydaje mi się, że mówienie np. o inwestycjach w kampanii wyborczej to jest trochę tak, jakby lekarz mówił, że będzie leczył. Zadanie gminy są określone w ustawie o samorządzie i infrastruktura jest jedną z podstawowych rzeczy. Nie wyobrażam sobie burmistrza, wójta czy prezydenta, który nie realizowałby tych zadań. Ale ważne jest to, w jaki sposób są robione. Mieszkańcy muszą wiedzieć, że to wszystko odbywa się zgodnie z prawem i w najlepszy możliwy sposób. W Drezdenku boli mieszkańców różnica pomiędzy północą (tzw. Nowym Drezdenkiem - przyp. red.) a południem. Podobnie ma się rzecz z wsiami. Chciałabym, aby mieszkańcy nie mieli poczucia, że w pewne rejony inwestuje się bardziej, a inne są pomijane, mniej ważne. Nie jest istotne, czy przy jakiejś ulicy mieszka 15 czy 150 osób, bo dla każdej grupy ważne jest to, żeby mieć dobrą drogę, żeby ona była bezpieczna, czysta i oświetlona. Chciałabym także, żeby ludzie młodzi chcieli żyć w Drezdenku i wracać tu po studiach i żeby miejscowi przedsiębiorcy czuli się docenieni, bo to oni budują lokalny sukces.

- Pani jest jedyną kobietą wśród kandydatów. To atut?
- Myślę, że wyborcy stawiają przede wszystkim na kompetencję. Chciałabym jednak, żeby kobiety w naszej gminie zaangażowały się w działanie samorządu. Panie świetnie radzą sobie w organizacjach pozarządowych, ale w samorządzie jest ich niestety mało, mamy tylko jedną radną. Kobiety ze swoim potencjałem i innym spojrzeniem mogłyby naprawdę dużo wnieść.

- Duże kontrowersje wśród niektórych mieszkańców budzi pani miejsce zamieszkania. Mieszka pani w Drezdenku czy w Gorzowie?
- Moim miejscem na ziemi jest Drezdenko, ale mąż mieszka w Gorzowie, więc tu także spędzam dużo czasu. Te kontrowersje są dla mnie trochę niezrozumiałe, bo ja urodziłam się w Drezdenku, tu się wychowałam, tu się uczyłam i tu od lat pracuję.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska