- Był kapłanem wygnańcem, w 1960 r. wypędzonym z miasta przez władze komunistyczne. I pozostawał poza nim przez 50 lat. Teraz do nas wraca. To był nasz obowiązek, by zachować ciągłość historyczną. Powinien spoczywać wśród swoich. W parafii, którą po wojnie organizował - tłumaczy proboszcz Włodzimierz Lange. - W ten sposób wyrażamy również uznanie dla jego wielkich zasług dla Kościoła, Zielonej Góry i Ojczyzny. Zapraszamy wszystkich mieszkańców Zielonej Góry do wzięcia udziału w tej uroczystości.
Sprowadzenie doczesnych szczątków ks. K. Michalskiego wpisuje się w tegoroczne jubileuszowe obchody rocznicy Wydarzeń Zielonogórskich. Główne uroczystości zaplanowano na 29 i 30 maja br.
Dziś specjalna ekipa dokona ekshumacji zwłok kapłana, które zostaną przewiezione do Zielonej Góry. Trumna z doczesnymi szczątkami księdza Michalskiego zostanie wprowadzona do świątyni w sobotę o 10.00. Wtedy rozpocznie się czuwanie modlitewne. Na 12.00 zaplanowano liturgię pogrzebową. Mszę św. odprawi ks. biskup Stefan Regmunt.
- Ksiądz proboszcz zostanie pochowany w grobowcu dla zasłużonych kapłanów przy konkatedrze - tłumaczy proboszcz Lange. - Spocznie obok ks. Władysława Nowickiego i ks. infułata Mieczysława Marszalika.
Na mszę wybiera się Remigiusz Jankowski, który od 1945 r. mieszka przy ul. Kupieckiej. - Jeżeli zdrowie dopisze - zastrzega. - W Poznaniu, gdzie wcześniej mieszkałem, naszą sąsiadką była siostra księdza Michalskiego. Mieliśmy kogo wspominać. Ks. Michalski był częstym gościem w moim domu podczas kolędy. I jaki piękny ślub nam zorganizował.
Jankowski wspomina uroczystość w kościele Matki Bożej Częstochowskiej, grające organy, długi chodnik, chór. I wspomina proboszcza jako wspaniałego człowieka i społecznika. - Dla mnie to przykład wielkiego patrioty i kapłana. I świetnego organizatora - dodaje Jankowski.
Musiał nim być. Kiedy ks. Michalski, były więzień Dachau, przybył do Zielonej Góry w październiku 1945 r. tylko jedna świątynia należała do katolików - kościół św. Jadwigi, w którym wciąż urzędował ostatni niemiecki proboszcz Georg Gottwald. Konkatedra pękała w szwach, a pozostałe kościoły stały puste, powoli niszczejąc. Protestanckich wiernych już prawie nie było. Dlatego ks. Michalski zaczął gospodarować w kolejnych świątyniach. I nadrabiać wojenne zaległości. Już w grudniu 1945 r. zorganizował uroczystość pierwszokomunijną.
- Księdzu Michalskiemu bardzo na niej zależało, dlatego stworzył z nas specjalna grupę, którą dodatkowo uczył w parafialnej ochronce - opowiada Urszula Mazurkiewicz. Wtedy miała 10 lat i była jedną z najmłodszych uczestniczek uroczystości - do komunii przystępowały dzieci mające nawet 15 lat. Komunia odbyła się 25 grudnia o 8.00. - Było nas ok. 20-30. Bardzo miło wspominam księdza Michalskiego, który często bywał u moich rodziców. Zdarzało mu się, co prawda pokrzyczeć z ambony na spóźnialskich wchodzących do kościoła, ale był wspaniałym człowiekiem - dodaje.
Przytakuje jej młodsza siostra Zdzisława Kraśko. - Proboszcz znał przed wojną naszego stryja Kazimierza Mazurkiewicza. Też księdza, zamęczonego w Dachau - tłumaczy. - Kiedy aresztowano naszego ojca (wicestarosta Roman Mazurkiewicz został niesłusznie oskarżony w procesie politycznym zorganizowanym przez komunistyczne władze - red.) proboszcz pomagał naszej mamie.
Nie bał się komunistycznej władzy. - To część historii Zielonej Góry. Bez dwóch zdań ważna postać - uważa Tadeusz Dzwonkowski, dyrektor Archiwum Państwowego w Starym Kisielinie, który pracuje właśnie nad książką o Wydarzeniach Zielonogórskich. - Po kilku latach spędzonych w obozie koncentracyjnym w Dachau, trudno go było nastraszyć. Był bezkompromisowy. I dobrze organizował wspólnotę wiernych. Wyrzucony z miasta w 1953 r. wrócił po odwilży w 1956 r. Petycję o jego powrót podpisało 60 rodzin. Pomagał wielu osobom.
Pomagał również młodemu, nieżyjącemu już Janowi Głażewskiemu, który w 1945 r. zamieszkał w Zatoniu. Poznali się, gdy wiózł proboszcza na poświęcenie wiejskiej świątyni. - Gdy zacząłem chodzić do liceum, proboszcz pozwolił mi i kolegom, zamieszkać nad parafialnym przedszkolem - wspominał J. Głażewski. - Księdzem na pewno bym został i bez tej znajomości. Natomiast ks. Michalski był zawsze dla mnie wzorem kapłana i często zadawałem sobie pytanie, czy na moim miejscu zrobiłby tak samo? To był wspaniały człowiek.
Kiedy rozmawialiśmy kilka lat temu wspominał, że w proboszczu Michalskim tkwiła zadra. Za to, że musiał opuścić Zieloną Górę.
Teraz proboszcz wrócił do swoich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?