Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W świecie konturów

Grażyna Zwolińska 0 68 324 88 44 [email protected]
Gra na perkusji to tylko jedna z pasji Nikodema
Gra na perkusji to tylko jedna z pasji Nikodema fot. Grażyna Zwolińska
Pechowo zaczęło się życie Nikodema. Zwyrodnienie siatkówki wykryto u niego, gdy było za późno na ratunek. Niestety, 19 lat temu badanie wzroku wcześniaków to nie był standard.

Gdyby nie mądra miłość rodziców, Czesławy i Marka Maciejewskich, robiłby może szczotki w spółdzielni inwalidów i użalał się nad swoim losem. A tak, on, chłopak z maleńkiego Ołoboku koło Świebodzina, właśnie rozpoczyna studia w kolegium języków obcych na poznańskim uniwersytecie, mimo że na lewe oko właściwie nie widzi, a prawym rozróżnia jedynie kontury postaci i dużych przedmiotów.

Nikodema poznałam kilka lat temu. Właśnie zaczynał naukę w liceum w Świebodzinie. Wcześniej ze średnią 5,75 skończył podstawówkę w Ołoboku i gimnazjum w Radoszynie. Nie stosowano wobec niego taryfy ulgowej. Z sukcesami brał udział w olimpiadach z języka polskiego, bo niedostatek widzenia natura wynagrodziła mu fotograficzną pamięcią i dużymi możliwościami intelektualnymi.

Gdzie jest podłoga?

Rodzice zorientowali się, że coś jest z ich synkiem nie tak, bo nie wyciągał rączek do grzechotek. Zabawek szukał dotykiem. Interesowały go zresztą tylko te duże.

Kiedy zaczynał chodzić, mama uczyła go... jak się przewracać. Bo i skąd miał wiedzieć, gdzie jest podłoga? Gdyby ją widział, odruchowo wyciągałby przed siebie rączki A tak, padał jak długi na buzię.

Mamie cierpła skóra, gdy zaczął wchodzić na drabinę. Drzewo też go kusiło. Uznała jednak, że synek musi uczyć się samodzielności. Ojciec Nikodema też nie trzymał go pod kloszem.

Rodzice musieli pokonać wiele trudności. Podstawówka bała się takiego ucznia. Radziła ośrodek dla niewidomych. Uległa, bo rodzice uparli się. Mieli rację.

Niby dlaczego inaczej?

Do gimnazjum jeździł do Radoszyna. Prawdziwym wyzwaniem było jednak pójście do liceum. Dojazd do Świebodzina, dojście z dworca PKS do szkoły, poruszanie się po budynku liceum wśród 600 rozbieganych uczniów, powrót do domu.

Szłam z Nikodemem ulicami Świebodzina, kiedy przy pomocy ojca ćwiczył pokonywanie drogi ze szkoły na dworzec. Najpierw na skróty, bo tak chodzą inni uczniowie, a niby dlaczego Nikodem miałby chodzić inaczej? Potem do przejścia dla pieszych. Jezdnia tu ruchliwa. Specjalnie dla Nikodema zamontowano sygnał dźwiękowy, bo przecież nie zobaczyłby zielonego światła.

Kiedy zbliżała się matura, Nikodem z ojcem odwiedził mnie w redakcji. Syn spokojny, ze swoim dystansem do świata. Ojciec zdenerwowany urzędniczą bezdusznością. Chodziło o mapy.

Pisać do ministra

Pierwszą klasę liceum skończył ze średnią 4,7. Na świadectwie z drugiej dwie czwórki, reszta piątki. Z trzeciej - podobnie. Na maturze Nikodem chciał zdawać m.in. geografię, a ją zdaje się z mapą.

- Syn chodzi do normalnej szkoły, więc chce zdawać maturalne egzaminy w sali z innymi uczniami - tłumaczył ojciec. - Wystarczy, że dostanie dostosowane do wzroku arkusze egzaminacyjne.

Wydawało się, że nic prostszego. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Poznaniu stwierdziła jednak, że wprawdzie arkusze da się wydrukować większą czcionką, ale nie da się powiększyć mapy.

Zdziwiony ojciec Nikodema zaczął dociekać, jakie przepisy tego zakazują. Tłumaczono mu uprzejmie, ale niekonkretnie. W końcu usłyszał, że może sobie pisać nawet do ministra.

Zwykły wykręt

Napisał do dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej w Warszawie. Zaznaczył, że mapa powinna być powiększona co najmniej czterokrotnie, co przy dzisiejszej technice nie jest problemem. Dyrektor, a właściwie p.o. dyrektora (ten sam, którego po wpadkach na maturach 2008 odwołano), odpisał, że mapy powiększyć nie można, a poza tym uniemożliwiłoby to wykonanie obliczeń.

Maciejewski przesłał do p.o. dyrektora mapę powiększoną dwukrotnie na zwykłej drukarce, wraz z informacją, że czterokrotne powiększenie to dla wydawnictwa kartograficznego, z którym rozmawiał, żaden problem. A brak możliwości poprawnych obliczeń to zwykły wykręt. Dopisał jeszcze kilka gorzkich słów o braku zrozumienia i pomocy ze strony instytucji do tego powołanych.

Zaprosił do kontaktu z Nikodemem, gwarantując, że urzędnik z Poznania czy Warszawy w ciągu godziny dowie się wszystkiego o problemach w nauce osób niedowidzących i nie będzie dochodziło do tak bzdurnych sytuacji.

Przemycić hobby

P.o. dyrektora odpowiedział po ponad pięciu tygodniach jednym zdaniem, że "w szczególnych przypadkach będzie możliwość zmiany skali mapy dołączonej do arkusza egzaminacyjnego". Maciejewski chciał wiedzieć, czy przypadek jego syna jest tym szczególnym przypadkiem, kto, kiedy i jak dostosuje mapę, do kogo złożyć wniosek.

Przepychanki z urzędnikami skoczyły się tym, że Nikodem zdawał w końcu geografię w osobnej sali z nauczycielem wspomagającym. Zdał bardzo ładnie. Dobrze poszła mu też matura na poziomie rozszerzonym z polskiego, angielskiego i wiedzy o społeczeństwie (wybrał ją dodatkowo, choć nie musiał). Te egzaminy zdawał z wszystkimi uczniami.

- Trudności? Wynikały tylko z pewnych luk w wiedzy, a takie się każdemu zdarzają - wyjaśnia Nikodem.

Na egzaminie z polskiego pisał o Mrożku. W ustnej prezentacji analizował, czym jest dzieło kultury w różnych dziedzinach sztuk. Wybrał ten temat, żeby uniknąć egzaminacyjnej sztampy, a przy okazji przemycić coś z muzyki, swojego wielkiego hobby.

Tylko przy perkusji

Nikodem chodził też w zeszłym roku do szkoły muzycznej w Świebodzinie. Uczył się gry na perkusji. Akurat w orkiestrze dętej przy tamtejszym domu kultury szukali perkusisty.

Grał już z tą orkiestrą na kilku koncertach, był na paru wyjazdach.
Opowiedział o swojej pasji siostrze, którą odwiedził w Anglii. W prezencie dostał zestaw perkusyjny. Stoi w pokoiku na piętrze leśniczówki, w której mieszka rodzina Maciejewskich. Nikodem uznał, że jeśli już ma być jego zdjęcie w gazecie, to tylko przy perkusji.

Lubi muzykę rockową, polską, szczególnie z lat 80. Jeździ na koncerty. Trzy razy był na Woodstocku, z irokezem na głowie.

Uspokaja rodziców, że w Poznaniu też sobie poradzi, bo oni chyba bardziej się denerwują niż on.

Jak koledzy i koleżanki

Do losu właściwie nie ma żalu. Mówi, że gdyby dobrze widział, nie byłby taki, jaki jest. Podkreśla, że niepełnosprawność paradoksalnie dała mu dużo dobrego. Choćby to, że we wszystkim stara się szukać dobrych stron i nie zamartwiać się.

Nie jest ani optymistą, ani pesymistą, lecz realistą. Upartym. Jak mu na czymś zależy, robi to. Uważa, że jak człowiekowi nie wychodzi, powinien mieć pretensje do siebie, a nie szukać winy dookoła.

- Rodzice starają się, żebym miał tak samo jak moi rówieśnicy, a nie łatwiej - podkreśla. - Myślę, że uda mi się żyć tak jak kolegom i koleżankom.

Już mu się właściwie udało. Wielu rodziców mogłoby pozazdrościć Maciejewskim takiego syna. Wielu niepełnosprawnych młodych ludzi mogłoby pozazdrościć Nikodemowi takich rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska