„Droga redakcjo, długo zastanawiałam się, czy napisać do Was. Ale co tam, przecież za to nic nie grozi. Jestem mamą dwójki cudownych i wspaniałych dzieci. Tak jak pewnie większości z nas, życie dało przysłowiowego „kopa”, ja jednak się nie poddałam. Choć przecież byłam już na dnie, podniosłam się ze wszystkiego. Szybko też musiałam dorosnąć, by być „mamą” - najpierw brata, potem swoich dzieci. Szybkie decyzje, nieudane małżeństwo trwające 10 trudnych lat, bo alkohol i przemoc zniszczyło to wszystko. Zniszczyło nie tylko mnie, ale też dzieci. Długi pozostawione przez mojego byłego męża, zszargane nerwy, chęć samobójstwa i jego próby - ból nie do opisania. Kiedy w końcu wrócił spokój, ten psychiczny zwłaszcza, a dzieci wreszcie zrozumiały że jesteśmy już tylko Ja i One, zaczęłam się uśmiechać i rozumieć, że w końcu mam te moje dwa skarby, mam dla kogo żyć, są wsparciem w każdym momencie mojego życia. Wiedziałam, że muszę się podnieść i walczyć. Poznałam cudownego faceta, choć trudno było zaufać, ale w końcu przemogłam się i nie żałuję do dziś. Czułam w końcu, że jestem szczęśliwa, że żyję. Pokochał dzieci, a one jego również, czego naprawdę się bałam. Jedyna rzecz, która została, to długi małżeństwa, komornik, windykacje. I wiecie co? Na to też znalazłam rozwiązanie. Żyję i jestem szczęśliwa. Są jeszcze dni, kiedy mi źle, kiedy chciałabym dać więcej dzieciom, kiedy chciałabym spełnić jakąś ich zachciankę, ale one wiedzą i rozumieją, że nie stać nas na to po prostu. Moja miłość do nich przetrwała i dzięki właśnie tej miłości otworzyłam oczy, dałam radę i przestałam się bać”.
To powyżej to mój skrót listu od Czytelniczki - z wakacji 2014. Zatytułowany przez autorkę: „Podbudowujące :)”.
Znalazłam ten list w mojej redakcyjnej skrzynce, gdy szukałam czegoś zupełnie innego. Znalazłam więc zupełnie przypadkiem, można napisać.
A może nie, nie przypadkiem...?
Zostawiam ten archiwalny list tutaj, bo jego przesłanie przez lata wcale się nie zmieniło: naprawdę wszystko może się spełnić.
Zostawię ten list, Autorko, dla wszystkich kobiet, które są teraz na dnie. Bo czasami wędrujemy i w takie rejony.
Przeczytałam kiedyś, że najlepsza ziemia na nowe nasadzenia jest na samym dnie. W tym sensie dotknąć dna, choć bardzo bolesne, jest najlepszym, co może się nam przydarzyć.
Zobacz wideo: Qczaj: Wychowałem się w rodzinie, gdzie była przemoc fizyczna i psychiczna
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?