Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szpital w Obrzycach obchodzi 115. urodziny. Lecznica ma niezwykłą historię... [GALERIA]

Katarzyna Sztuba - Frąckowiak
Spacerem po Obrzycach 2019
Spacerem po Obrzycach 2019 Katarzyna Sztuba - Frąckowiak
2 listopada 1904 r. otwarty został szpital w Obrzycach. Katarzyna Sztuba - Frąckowiak fantastycznie opisuje początki lecznicy, punkty zwrotne w jej historii, tragiczne momenty i czasy współczesne...

Jesienne liście opadają z niedawno posadzonych młodych drzewek. Piękne budynki z czerwonej i żółtej cegły z zielonymi ornamentami lśnią w słońcu. Te mury będą świadkami dwóch wojen światowych, odzyskania przez Polskę niepodległości, czasów Polski Ludowej, powstania „Solidarności”, zjednoczenia Niemiec…
A tymczasem brukowanymi uliczkami idzie delegacja onieśmielonych lokalnych urzędników z Meseritz i nadętych oficjeli z Poznania. Wokół unosi się jeszcze zapach zaprawy murarskiej, drewna i farby. Tak 115 lat temu - 2 listopada 1904 r. - wyglądało otwarcie czwartego z kolei szpitala psychiatrycznego w Prowincji Poznańskiej: Provinzialirrenanstalt Obrawalde (Prowincjonalny Zakład dla Obłąkanych w Obrzycach).

Tutaj chorzy przestawali być odszczepieńcami

700 nowych łóżek, wykwalifikowana kadra lekarska i pielęgniarska w białych fartuchach, czeka tu na pacjentów z zaburzeniami psychicznymi. Wkrótce będzie to 1200 łóżek. Chorzy, odrzuceni i często poniżani przez własne rodziny, mogli w nowoczesnym szpitalu znaleźć pomoc i skuteczną terapię. Przestali być odszczepieńcami, zamykanymi w odosobnieniu i odzyskali godność osobistą.
Wielki wpływ miał na to Pinel, francuski psychiatra, który postanowił zdjąć kajdany z psychicznie chorych. Była to zapowiedź nowego traktowania osób z zaburzeniami. To dzieło kontynuowali jego uczniowie. Dr Ferrus wprowadził w psychiatrii terapię zajęciową, założył gospodarstwo rolne, aby wdrożyć tam terapię pracą. Jego metody leczenia służyły za wzór europejskim placówkom.
Państwo niemieckie staje się liderem w światowej psychiatrii. Dr Kraepelin postrzegał konieczność hospitalizowania chorych psychicznie jako obowiązek państwa. Koniec XIX wieku obfitował w przełomowe zmiany w traktowaniu chorych psychicznie. Wprowadzono leczenie, oparte na braku stosowania przymusu „no-restraint”, według wzorów angielskich, których prekursorem w szpitalach niemieckich był dr Meyer, zwolennik terapii pracą i muzykoterapii.

Pacjenci wraz z personelem śledzili doniesienia z frontu

Po 10 latach od otwarcia szpitala w Obrawalde wybucha I wojna światowa. W Meseritz panuje podniosły nastrój święta narodowego. Ulicami maszerują orkiestry wojskowe, rekruci buńczucznie ogłaszają, że wrócą nim „liście opadną z drzew”. Wielu pracowników szpitala niższego stopnia (ślusarz, palacz, pielęgniarze) zostaje powołana do wojska.
Trwają krwawe zmagania z Rosją. Pacjenci wraz z personelem śledzą doniesienia z frontu. Pierwsze rodziny dostają depesze o śmierci swoich bliskich. Wreszcie w 1918 r. wyczerpane wojną Niemcy kapitulują. W Obrawalde panuje ponury nastrój i poczucie krzywdy. Traktat wersalski oddaje Wielkopolskę i część Pomorza nowopowstałemu państwu polskiemu. Meseritz pozostaje jednak w granicach państwa niemieckiego a 15 km od szpitala za Pszczewem przebiega granica z Polską.
Pacjenci z powiatów należących teraz do nowego państwa muszą zostać przekazani do polskich szpitali. Powstaje mnóstwo wolnego miejsca, które zapełni w 1919 r. ewakuowane z Poznania Starostwo Krajowe i pracujący w nim urzędnicy pruscy. W 1928 r. następuje konsolidacja niemieckiej administracji i wszystkie urzędy zostają przeniesione do Piły. Z krajobrazu lecznicy znikają sztywni biurokraci w surdutach i białych kołnierzykach. Szpital zmienia nazwę na Landes Heil-und Pflegeanstalt Obrawalde. Oprócz 15 oddziałów psychiatrycznych znajduje się tu lecznica chorób płucnych dla kobiet i dzieci, sanatorium dla dzieci, klinika ginekologiczna i położnicza, oddział dla niemowląt, dom starców i instytut rentgenowski.

Gospodarstwo obejmowało powierzchnię 600 ha gruntów

W nowoczesnym Obrawalde stosuje się najnowsze metody leczenia chorób psychicznych, poprzez zatrudnianie chorych w ramach terapii zajęciowej do różnego rodzaju prac na terenie szpitala: w warsztatach rzemieślniczych (tkacki dla kobiet, stolarski, ślusarski, elektryczny, mechaniczny dla mężczyzn), kuchni, pralni i ogrodnictwie. Pacjenci pracują też w gospodarstwie rolnym położonym niedaleko szpitala i koło wsi Kuźnik.
Gospodarstwo obejmowało powierzchnię 600 ha gruntów, gdzie uprawiano zboża, ziemniaki, warzywa i owoce w sadzie. Z wypracowanych rękoma pacjentów płodów rolnych, zaopatrywana jest kuchnia szpitalna. Gospodarstwo ogrodnicze, położone na terenie szpitala, było wyposażone w cieplarnie i dostarczało warzyw do kuchni szpitalnej. Oprócz pospolitych warzyw pacjenci uprawiają kwiaty do ozdoby oddziałów, ogrodów, skwerów.
Tę metodę leczenia niemieccy psychiatrzy nazwali aktywną terapią. Niemiecki psychiatra dr Simon był jednym z twórców ergoterapii, czyli psychoterapii pracą (Arbeits-Therapie). Był zwolennikiem wdrażania pacjentów do prac rolnych, rzemieślniczych i ogrodniczych. Zauważył, że chorzy, którzy pracowali, nie wymagali długotrwałego leczenia i mogli być wcześniej wypisywani ze szpitala do domu. W koncepcji ergoterapii chodziło głównie o to, żeby osoba chora nie pozostawała przez długi czas bezczynna. Praktyczni Niemcy mieli też na celu to, aby pacjenci sami na siebie zarabiali i stanowili mniejsze obciążenie dla podatników.
Z relacji świadków wynika, że w tamtych czasach uliczkami Obrawalde swobodnie przemieszczali się pensjonariusze oddziałów i mieli kontakt z rodzinami pracowników szpitala. Oprócz prac w ramach terapii zajęciowej chorzy brali udział w ćwiczeniach gimnastycznych na sali, na boisku, korzystali z kąpieliska nad Obrą. Spędzali czas na grach stolikowych, grach w kręgle. Mogli czytać prasę, słuchać radia, oglądać filmy wyświetlane w sali kinowej w budynku administracji oraz brać udział w zabawach tanecznych. W szpitalu było zatrudnionych 300 pracowników medycznych, administracyjnych, obsługi, technicznych. Stosowano nowoczesne metody leczenia, nie uciekając się już do przemocy.

Nad Obrawalde nadciągają czarne chmury nazistowskiej ideologii

Jesienią 1939 r. liście opadają z wysokich drzew w alejkach Obrawalde. Wokół pełno jesiennych cynii, zasadzonych na rabatach przez samych pacjentów. Na tarasie przy kuflu piwa odpoczywają pielęgniarze i patrzą na zachmurzone niebo. Nie wiedzą, że jesienią Hitler podpisał ustawę zezwalającą na eutanazję osób psychicznie chorych.
Nad Obrawalde nadciągają czarne chmury nazistowskiej ideologii. Eugenika rozumiana jako „Rassenhygiene”, była ideologią mającą na celu ochronę czystości rasy i odnowę biologiczną narodu niemieckiego. Celem nazistów było stworzenie silnych mężczyzn na potrzeby wojny i pozbycie się tych, którzy są obciążeniem dla społeczeństwa, czyli umysłowo i psychicznie chorych. Ekonomiści pokazywali społeczeństwu oszczędności budżetowe, które wynikałyby z likwidacji niepotrzebnych przytułków, domów starców i szpitali psychiatrycznych. Zaczyna się słynna akcja T4. Wielu niemieckich psychiatrów wsparło nazizm i zaczęło metodycznie mordować swoich podopiecznych, zamiast ich leczyć. Określono likwidację pacjentów eufemistycznym pojęciem eutanazji, chociaż w istocie oznaczała ona po prostu ludobójstwo. Początkowo akcję eutanazji rozpoczęto w Rzeszy, ale w 1941 r. przerwano ze względu na opór społeczny. Podjęto ją na nowo w 1942 r. we wschodnich Niemczech i na terenach okupowanych. W 1942 r. przesłano zalecenia do wszystkich szpitali psychiatrycznych, aby stosować głodówkę u pacjentów, u których nie widać postępów w leczeniu. W 1939 r. w Obrzycach przebywało 2000 pacjentów. Jesienią zaczęto grupy zdezorientowanych ludzi wyprowadzać z oddziałów na bocznicę kolejową. Tam pakowano do wagonów i wywożono głównie do Kościana, gdzie byli systematycznie zabijani. Trwało to do 1942 r. Wtedy na „oczyszczone” miejsce zaczęto zwozić osoby upośledzone umysłowo i chore psychicznie z ośrodków z głębi Niemiec i z zachodniej Polski. Te dziwne migracje miały wprowadzić w błąd rodziny pacjentów, aby nie były w stanie dociec, co tak naprawdę stało się z ich bliskimi.
Po usunięciu dyrektora szpitala Obrawalde dra Banse, akcją ludobójstwa kierował Walter Grabowski. Nie był on w ogóle lekarzem ani nawet wykwalifikowanym urzędnikiem. Był zwykłą miernotą, która dochrapała się stanowiska dyrektorskiego dzięki wierności partii NSDAP. Pogardzający nim dr Vollheim, były dyrektor szpitala, akcję uśmiercania pacjentów nazwał „hańbą kulturalną ludzkości”. Aktywnymi współpracownikami Grabowskiego byli leciwy dr Mootz i gorliwie wierząca w nazizm lekarka, dr Wernicke, którzy kwalifikowali chorych do uśmiercania. Część personelu wykonywała posłusznie rozkazy eksterminacji pacjentów, część nawet znajdowała upodobanie w znęcaniu się nad nimi. Ręce, które niegdyś pielęgnowały chorych teraz podawały im truciznę.

Terenu szpitala pilnowali uzbrojeni strażnicy

Uśmiercano tabletkami luminalu lub veronalu w zwiększonych dawkach albo stosowano zastrzyki z morfiny ze skopolaminą. W przypadku ich braku wstrzykiwano pacjentom dożylnie powietrze. Rankiem na brukowanych uliczkach Obrawalde było słychać turkot wózka, ciągniętego przez grabarzy, przewożącego trupy z oddziałów VI, VIII, IX, XVIII i XIX do prosektorium. Stamtąd ciała „bezużytecznych zjadaczy chleba”, owinięte w czarny papier, chowano bez trumien w zbiorowych grobach na przyszpitalnym cmentarzu. Rodziny dostawały powiadomienie o zgonie pacjenta, a jako przyczynę podawano najczęściej zapalenie płuc, gruźlicę, niewydolność serca lub chorobę zakaźną.
Akcja ta była utrzymywana w całkowitej tajemnicy a terenu szpitala pilnowali uzbrojeni strażnicy. Do szpitala nie mogły się dostać osoby z zewnątrz a korespondencja była cenzurowana. W imię postępowej eugeniki cofnięto się do średniowiecza, gdzie więziono i zabijano szaleńców. Prawdopodobnie liczba osób zamordowanych w Obrzycach przekroczyła 10 tys.
Uśmiercanie chorych skończyło się 28 stycznia 1945 r. wraz ze zbliżającym się frontem radzieckim. Sprawcy mordów w szpitalu w Obrzycach zostali osądzeni. Dyrektor Grabowski popełnił samobójstwo w więzieniu. Dr Wernicke została skazana na karę śmierci i stracona w berlińskim więzieniu Moabit. Pielęgniarka Ratajczak i pielęgniarz Guhlke zostali rozstrzelani przez Rosjan. Niektórzy sprawcy zmarli śmiercią naturalną, jak dr Mootz, inni popełnili samobójstwo, niektórym udało się uciec, unikając odpowiedzialności. Po wkroczeniu Rosjan na teren szpitala obowiązki dyrektora objął były pacjent, z wykształcenia dentysta, dr Rosenberg.

Złoty wiek szpitala przypada na lata 60. i 70.

Jesień 1945 r. W uliczkach szpitala w Obrzycach trwa wycinka uszkodzonych przez działania wojenne drzew. Pachnie mokrymi trocinami. Na budynkach z pięknej klinkierowej cegły widać ślady zniszczeń, kilku murarzy miesza zaprawę do ich odbudowania. Pacjenci narodowości niemieckiej, ocaleni z akcji T4, zostaną wkrótce przekazani do placówek w głębi Niemiec. Dopiero w październiku przyjęto w Obrzycach pierwszych polskich pacjentów. Dyrektor szpitala dr Świerczek, powołany na to stanowisko w sierpniu, uwija się jak w ukropie, aby przywrócić normalne funkcjonowanie szpitala, przekazanego niedawno Polakom przez Rosjan. Pod kierownictwem rzutkiego dyrektora szpital powoli rozwija działalność i przyjmuje nazwę Zakład Psychiatryczny Poznańskiego Związku Samorządowego Obrzyce - Międzyrzecz. Zaczęto odnawiać zrujnowane pawilony dla chorych a także budynki gospodarcze. Podjęto pracę w gospodarstwie rolnym, które częściowo zaopatrywało szpital w żywność. Pod koniec roku pracował w szpitalu 43-osobowy personel a leczyło się 247 pacjentów. W celach terapeutycznych zatrudniano ok. 80 proc. podopiecznych przy pracach na polu, w ogrodach, warsztatach, pralni, szwalni, kuchni i biurze. W latach 50-tych powstał oddział Fizykoterapii i Ergoterapii Specjalnej „Obra”. Powołano też Oddział Neurologiczny i 3-klasową szkołę podstawową dla dzieci pracowników lecznicy.

Złoty wiek szpitala przypada na lata 60. i 70. Szpital był wtedy świetnie zarządzany przez fachowców (dr Melka, dr Szwedkowicz) a państwo nie skąpiło środków na jego rozwój. Uliczki Obrzyc tętniły życiem jak Krupówki. Utworzono Warsztaty Terapii Zajęciowej. Pacjenci mogli pracować na bocznicy przy wyładowywaniu węgla, przy obieraniu warzyw w kuchni, przy praniu bielizny w pralni, przy pracach w inspektach pod okiem ogrodnika…Wprowadzono nowe formy aktywności pacjentów w ramach tzw. opieki rodzinnej. Polegała ona na kierowaniu pacjentów o pochodzeniu chłopskim do pracy w gospodarstwach rolnych, należących do rolników indywidualnych, gdyż w latach 70. szpital zrezygnował z prowadzenia własnego gospodarstwa. Dzięki temu pacjenci mają stały kontakt ze światem zewnętrznym i możliwość zarobienia pieniędzy.
Oprócz terapii lekami chorzy korzystają z obfitości terapii: muzykoterapii, choreoterapii, kinezyterapii, terapii sztuką. Prowadzona jest działalność kulturalno- oświatowa w klubo-kawiarni z czytelnią i salą gier, działa biblioteka. Pacjenci uczęszczają na koncerty muzyczne, seanse filmowe w budynku administracji, bawią się na wieczorkach tanecznych a nawet wyjeżdżają na wycieczki. Wśród lekarzy intelektualne wrzenie… innowacyjne pomysły, twórcze spory toczone przy szklance mocnej kawy i w kłębach dymu papierosowego… Wybitni specjaliści wydają drukiem swoje prace naukowe, które odbijają się szerokim echem w Polsce. Zastosowane przez nich nowatorskie rozwiązania zostają po latach zaadaptowane przez psychiatrię niemiecką... Poszukiwano nowych rozwiązań. Dr Szwedkowiczowa powołuje eksperymentalny oddział koedukacyjny, oddział X. Złamano niemiecką zasadę o podziale na oddziały męskie i kobiece, co dało zaskakujące rezultaty. Na niektórych oddziałach likwiduje się kraty. Wprowadzono mnóstwo terapii eksperymentalnych. Lekarze i terapeuci szkolą się w polskich i zagranicznych ośrodkach. Nawiązano kontakty z psychiatrami niemieckimi, organizowano wspólne konferencje, na których rozliczono mroczną przeszłość akcji T4, publikowano dwujęzyczne artykuły.

Pracownicy szpitala, zachłyśnięci hasłami wolności, zakładają Solidarność

W dobie kryzysu lat 80. pojawiły się problemy i w Obrzycach. Wnikliwie obserwowano tu życie polityczne stolicy, kryzys modelu socjalistycznego państwa, protesty robotnicze na Wybrzeżu. Pracownicy szpitala, zachłyśnięci hasłami wolności politycznej, zakładają Komisję Zakładową NSZZ „Solidarność”. Działa legalnie aż do momentu ogłoszenia stanu wojennego, kiedy jej członkowie zostają zatrzymani. Jeden z założycieli związku, dr Maciejewski, zostaje spektakularnie wyprowadzony pod kolbą karabinu... Dyrektor Szwedkowicz składa legitymację partyjną i ustępuje ze stanowiska. Sklepy w Międzyrzeczu świecą pustkami, po dobra konsumpcyjne trzeba stać w długich kolejkach. Pacjenci, wykorzystywani przez niektórych pracowników, zyskują nowe zajęcie: „kolejkoterapię”. Rozczarowani żywnością na kartki Obrzyczanie z utęsknieniem wyczekują ciężarówek z darami z Niemiec. Przyjeżdżają transporty wypełnione sprzętem medycznym, a nawet artykułami spożywczymi czy tekstylnymi.

Jesienią 1998 r. wraz z więdnącymi na klombach poczerniałymi kwiatami więdnie miłość do demokracji i kapitalizmu. Szpital przyjmuje nazwę Samodzielny Publiczny Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Międzyrzeczu. W latach 90. następuje schyłek jego świetności. Po przemianach ustrojowych i kryzysie gospodarczym lecznica traci na znaczeniu. Pojawiają się problemy finansowe, inflacja uszczupla budżet. Brakuje pieniędzy na remonty i inwestycje, praktycznie na wszystko.
Wielu wybitnych specjalistów psychiatrów odeszło i zasiliło kadry medyczne w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu. W 1991 r. było 1200 pacjentów, w 1998 r. już tylko 600. Ograniczono przyjmowanie obłożnie chorych, część pacjentów odpływa do innych szpitali psychiatrycznych.
Gwoździem do trumny lecznicy staje się utworzenie województwa lubuskiego w 1999 r. Było to niezbyt rozwinięte gospodarczo województwo z nieco ponad milionową populacją. Szpital Psychiatryczny w Obrzycach staje się ofiarą własnej wielkości. Cztery duże szpitale z oddziałami psychiatrycznymi na małe województwo lubuskie? To stanowczo za dużo…
W nowe tysiąclecie placówka wchodzi z liczbą 630 łóżek. To mniej niż w dniu otwarcia w 1904 r. Nadal funkcjonują oddziały: 5 psychiatrycznych ogólnych, 9 opiekuńczo-leczniczych, wczesnej rehabilitacji psychiatrycznej, psychiatryczny dla chorych somatycznie, psychiatryczno-ftyzjatryczny, nerwic, neurologiczny, leczenia zespołów abstynencyjnych, rehabilitacji uzależnionych od alkoholu. Szpital w ilości 50 budynków zostaje wpisany w rejestr zabytków województwa gorzowskiego i zaiste przechodzi do historii.

Między oddziałami unosi się mgła. Obrzyce przypominają martwe miasto

Ciepła jesień 2019 r. Między oddziałami unosi się mgła. Obrzyce przypominają martwe miasto. Czasem tylko przejdzie grupka cieni z terapeutką na czele, niosąc w szeleszczących reklamówkach drobne zakupy ze sklepu. Dzieci wracają na rowerach ze szkoły. Przez okna oddziałów patrzą na nich blade twarze bez emocji, wyciszone przez leki psychotropowe. Poranny chłód na zewnątrz, a wewnątrz oddziałów chłód sterylnych metalowych łóżek, nagich podłóg i okien bez firan. Oddziały psychiatryczne swoim wyglądem nie różnią się od zwykłych oddziałów szpitalnych, brak tu domowego ciepła. A przecież ci ludzie nie chorują na choroby zakaźne... Gąszcz przepisów zabija racjonalne myślenie. Pacjenci nie mogą już pracować, gdyż jest to niezgodne z przepisami. Dr Ferrus, ten od terapii pracą, przewraca się w grobie. Nie ma już szpitalnej kuchni i zapachu domowych posiłków, nie ma chrupiącego chleba z piekarni, z komina kotłowni nie unosi się dym, rubaszne salowe nie wiozą wózkami brudnej pościeli do pralni…Zamknięte oddziały straszą pustymi oknami. Na budynkach banery: „Nieruchomość na sprzedaż”. Fontanna po usunięciu pięknej rzeźby węża-symbolu Eskulapa wygląda jak irracjonalna kupa kamieni na betonowej pustyni. Liście opadają z wysokich klonów na dziurawe drogi, układając się w napis: Hic transit gloria mundi (Tak przemija chwała świata - dop. red.).

O autorce:
Ukończyła studia magisterskie z historii i licencjackie z języka francuskiego na Uniwersytecie Zielonogórskim. Absolwentka Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu. Obecnie doktorantka na Wydziale Historii UAM w Poznaniu. Specjalizuje się w historii Cesarstwa Rzymskiego i historii Marchii Granicznej Poznań-Prusy Zachodnie. Współpracuje z Fundacją Na Rzecz Polsko-Niemieckiego Sąsiedztwa. Współzałożycielka stowarzyszenia Z Pogranicza, którego celem jest integracja badaczy historii regionalnej i popularyzacja odkryć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miedzyrzecz.naszemiasto.pl Nasze Miasto