Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W winie jest prawda... A ile jest jej w Winobraniu?

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Jestem rodowitym zielonogórzaninem... Nie, nie będzie to tekst o „słoikach” w lubuskim wydaniu, ale o Winobraniu. Nie lubię tego... No właśnie, czy to jest święto?

Przez ładnych kilka dekad straciliśmy prawo do organizowania podobnych winnych żniw, gdyż winnej latorośli mieliśmy tyle, co pięło się po ścianach kilku budynków. Stąd jeszcze gdy byłem dzieciakiem, Winobranie, owszem, kojarzyło mi się z winogronami, ale z bułgarskimi, które zwykle rzucali. Później był to hałas, kramy z chińszczyzną i podróbami, wesołe miasteczko i wszechobecny zapach moczu, a wszystko to wciśnięte w wąskie uliczki starej części miasta.

W tym wszystkim nie było nic odświętnego, wyjątkowego, chyba że mówimy o wyjątkowo żenującej imprezie. Jak mówi młodzież, było to słabe. Jestem dumny i przywiązany do winiarskiej tradycji, mimo że wina nie piję. Miło słyszeć o polskiej Toskanii, z tym, że dla mnie nie powinno oznaczać to jedynie, że rośnie u nas rządkami winna latorośl i mamy malownicze pagórki. To powinno być to wszystko, co się składa na kulturę regionu winiarskiego. Tak, regionu, gdyż mamy Zieloną Górę, Krosno Odrzańskie, Sulechów, Lubsko, ale też Gorzów Wielkopolski, w którym winnice były i powolutku się pojawiają.

Mamy coraz więcej winnic, podobno niezłe wino, chwalimy się domkami winiarza, w muzeum znajdziemy ślady materialne winiarstwa. Co ważne, tego budowanego przez ludzi żyjących tutaj przez wieki, ale też tego kresowego, które przyjechało na ziemie zwane odzyskanymi po II wojnie światowej. Przez ową kulturę rozumiem też nie umiejętność picia (nie łykania) wina, ale zabawy, bycia razem, niezależnie, czy po winie, czy piwie, czy na winobraniu, czy też imprezie zakładowej. Oj, tutaj mamy tyły, bo u nas nadal „bez pół litra nie razbieriosz”. Region winiarski.

Tymczasem my Lubuszanie o winie niewiele wiemy i przydałby się przy okazji takiego święta krótki kurs łączenia wina z jedzeniem i próby dobrania wina pod gust konkretnej osoby, bo nie jest tak, że wino, to wino. Na każdym kroku podczas spaceru po centrum miasta powinienem potykać się o nasze winnice, o nasze tradycje kulinarne, a nie bułgarskie skórzane kurtki i dania z woka. Dobra, ponarzekałem.

A teraz plusy. Że jednak w przeciwieństwie do minionych dekad mamy swoje winogrona, swoich winiarzy, swoje wina. Mamy wreszcie ludzi zakręconych na punkcie wina i nie mówię tutaj o notorycznych degustatorach. Bo czy dowodem na to zakręcenie nie jest studiowanie dziejów winiarstwa lub szukanie w chaszczach w okolicy Zaboru dawnych szczepów winnej latorośli lub odtwarzanie zielonogórskiego szampana? Nie wiem, na ile tegoroczne Winobranie będzie odbiegało od - przyznajmy - kiepskiej wieloletniej średniej. Trudno je bowiem oceniać po widoku rozstawianych właśnie karuzel. Jednak dzwonią do nas ludzie z różnych regionów Polski, pytając o datę rozpoczęcia Winobrania, i tak sobie myślę, że pod tym jednym względem jest ono takie samo. To znaczy, że szlagierowa impreza w naszym regionie nadal nie jest w Polsce rozpropagowana. A mogłaby ściągnąć do nas gości, których moglibyśmy przekonywać, że jesteśmy winiarskim regionem.

Zobacz też: POLREGIO. KOSTRZYN NAD ODRĄ. 1 WRZEŚNIA WYRUSZYLIŚMY NA PODBÓJ TWIERDZY KOSTRZYN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska