Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Wysokiej pod Międzyrzeczem chcą zamontować syrenę

Dariusz Brożek
Z opla astry został wypalony wrak. Jego właściciel Leszek Gmurek zaznacza, że gdyby nie pomoc i odwaga sąsiadów straty mogły być znacznie większe. - Dlatego we wsi potrzebna jest syrena - postuluje.
Z opla astry został wypalony wrak. Jego właściciel Leszek Gmurek zaznacza, że gdyby nie pomoc i odwaga sąsiadów straty mogły być znacznie większe. - Dlatego we wsi potrzebna jest syrena - postuluje. fot. Dariusz Brożek
Podczas sobotniego pożaru dzięki zimnej krwi i odwadze sąsiadów uratowano co najmniej dwa gospodarstwa w Wysokiej. Mieszkańcy twierdzą, że ich bezpieczeństwo poprawi syrena alarmowa. Strażacy są innego zdania.

O pożarze pisaliśmy w niedzielę na naszym portalu internetowym - www.gazetalubuska.pl. Przypominamy, że w nocy z soboty na niedzielę w gospodarstwie Leszka Gmurka zapalił się samochód opel astra, zaparkowany w garażu. Płonące auto wyciągnęli na podwórko jego sąsiedzi - m.in. Kazimierz Czumałowski i Marek Łukasiewicz, a potem ugasili je strażacy zawodowi z Międzyrzecza i ochotnicy w Kaławy.

Jako pierwsze do gaszenia przystąpiły cztery kobiety; 80-letnia Anna Dybaczewska pompowała wodę do wiader, a jej córka Teresa Gmurek oraz wnuczki Ewa i Barbara gasiły nią płonącego opla.

Strażacy zaznaczają, że zimna krew mieszkańców uratowała co najmniej dwa gospodarstwa. garaż przylega do wypełnionej sianem stodoły. Zaczynał już się palić. Gdyby sąsiedzi nie wyciągnęli płonącego auta na podwórko, to ogień mógł się przenieść na sąsiednie zabudowania.

- I wtedy z dymem mogło pójść nawet pół wsi - mówią w Wysokiej.

Bo nic nie wiedzieli

- Całe szczęście, że sąsiedzi byli w domu. Gdyby nie ich poświęcenie i błyskawiczna akcja, to nasz i ich dom poszłyby z dymem - mówi L. Gmurek.

Artur Sokólski dowiedział się o pożarze dopiero po przyjeździe straży zawodowej. - Gdybym wcześniej wiedział o czerwonym kurze, to też bym pobiegł ratować sąsiadów. Ale niby skąd miałem wiedzieć, skoro już dobrych parę lat temu zlikwidowano u nas syrenę alarmową - mówi.

Na brak syreny narzeka też Wincenty Bielecki. Przypomina, że w lipcu ub.r. doszczętnie spłonęło inne gospodarstwo w Wysokiej. - Na sygnał syreny każdy by pospieszył na ratunek. A podczas pożaru najważniejsze są pierwsze minuty. Jak się szybko zacznie gasić, to jest większa szansa na uratowanie dobytku - przekonuje Bielecki.

Mogą założyć własną straż

Syrenę we wsi zlikwidowano kilka lat temu. Wcześniej gmina sprzedała remizę po OSP, gdyż straż ochotnicza w Wysokiej przestała działać w latach 90. - Sama się rozwiązała, bo nie było chętnych - mówi Mieczysław Witczak, wiceprezes gminnego zarządu OSP w Międzyrzeczu.

Zdaniem Witczaka, syreny mają alarmować strażaków, a nie mieszkańców. - Ta w Wysokiej została zdemontowana, bo po rozwiązaniu jednostki OSP stała się zbędna - mówi.

Mieszkańcy twierdzą, że gdyby mieli węże i dostęp do hydrantów, to sami mogliby gasić mniejsze pożary. Tymczasem Witczak podkreśla, że z ogniem mogą walczyć tylko odpowiednio wyszkolone i wyposażone jednostki. - Kto by odpowiadał, gdyby ktoś się poparzył lub doznał urazów w czasie takiej samorzutnej akcji - pyta.
M. Witczak zaznacza, że mieszkańcy mogą reaktywować jednostkę OSP. Z inicjatywą musi wystąpić co najmniej 15 osób. Naszych rozmówcow z Wysokiej nie przekonują te wyjaśnienia.

- Jesli gminy nie stać na syrenę, to sami ją kupimy i zamontujemy. Chodzi o nasze bezpieczeństwo - mówił nam dziś jeden z mieszkańców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska