Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Żaganiu gościli potomkowie rodu Bironów i Talleyrandów

Redakcja
Hans Caspar von Diebitsch po raz trzeci po wojnie odwiedził Żagań i okolice. Dziś oglądał m. in. muzeum przykościelne w zespole poaugustiańskim w Żaganiu.
Hans Caspar von Diebitsch po raz trzeci po wojnie odwiedził Żagań i okolice. Dziś oglądał m. in. muzeum przykościelne w zespole poaugustiańskim w Żaganiu. fot. Tomasz Hucał
Potomkowie rodziny Bironów i Talleyrandów, która w przeszłości zrobiła wiele dobre dla Żagania, odwiedzili dziś miasto.

Właśnie w Polsce zrobili w tym roku swój światowy zjazd rodzinny. Przejechało ponad 40 osób.

Potomkowie księżnej Doroty Talleyrand-Perigord, czy jej sióstr zjechali do Żagania naprawdę z całego świata. Wśród gości byli mieszkańcy Niemiec, Francji, Finlandii, ale także Australii, Meksyku, czy Argentyny. - Część z nich była już w Żaganiu. Wielu jest tu jednak po raz pierwszy - opowiadała nam Maria Gołaszewska, nauczycielka z gimnazjum im. Księżnej Doroty w Żaganiu. Wraz z siostrą Anną opiekowała się ona gośćmi z całego świata.

Widzieli rzeźbę
Uczestnicy zlotu odwiedzili m. in. Zatoń, Otyń, Chichy i Żagań. Przed sobą mają jeszcze wycieczkę do Wrocławia i Pragi.

Jednym z powodów wizyty rodu Bironów i Talleyrandów w Polsce, a szczególnie w okolicach Żagania było tegoroczne odkrycie. Przypomnijmy, że podczas oczyszczania stawu w Chichach odkryto historyczne popiersie. Według niektórych regionalistów upamiętniało ono księżną Wilhelminę. - Oglądaliśmy tą rzeźbę. Na razie na pewno zostanie ona w Polsce. Nie zabieramy jej do siebie -powiedział nam dziś Aldo Arpino-Coutte, przewodnik z zamku - Chateau de Marais pod Paryżem.

To właśnie w tym zamku mieści się muzeum Talleyrandów. - Do dziś mieszka tam potomkini księżnej Doroty. Jej matka miała nawet tytuł księżnej żagańskiej - wyjaśnia M. Gołaszewska.

Stało koło fortepianu

Dziś dowiedzieliśmy się jednak, że popiersie wcale nie musi pokazywać Wilhelminy. - Niektórzy tak mówią. Twierdzę, że to Maria Staibach. Córka księżnej Pauliny. Tak mi mówiono w dzieciństwie - opowiadał nam Hans Caspar von Diebitsch. Obecnie mieszka on w Australii, ale Chichy nie są mu obce. - Tam się urodziłem i mieszkałem nieprzerwanie od 1928 do 1934 roku - opowiadał nam podczas zwiedzania zespołu poaugustiańskiego w Żaganiu.

Von Diebitsch doskonale pamięta, jak popiersie stało w salonie koło fortepianu. - Pamiętam je jeszcze z czasów wojny. Przyjeżdżałem do Chichów co roku na wakacje, a także często na Boże Narodzenie. Aż do zimy 1945 roku. To była moja wizyta w tym miejscu. Pamiętam, że z Małomic do Chichów musiałem iść piechotą 6 kilometrów ze względu na bombardowania. A było wtedy minus 25 stopni - wspominał potomek Talleyrandów.

Tomasz Hucał
0 68 377 02 20
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska