Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Żaganiu jest jak na misji w Kosowie

Karolina Wołotowska 68 324 88 77 [email protected]
Do misji w Kosowie żołnierze szykują się od września. W Żaganiu sprawdzali, czy już są gotowi.
Do misji w Kosowie żołnierze szykują się od września. W Żaganiu sprawdzali, czy już są gotowi. Artur Wójtowicz
W Żaganiu wszystko jest jak na misji w Kosowie. Koszary, konwoje, patrole, helikopter, nawet... zagrożenie. - Tylko jedzenie lepsze, bo polskie - mówią zgodnie żołnierze. Już za trzy miesiące wyruszą na misję.

Środa, 11.00. - Stop! Proszę pokazać dokumenty i pozwolenie na przekroczenie granicy - wydaje rozkaz mężczyzna uzbrojony po zęby. W tle widać tablicę informującą o przejściu granicznym między Kosowem a Serbią. Ale to nie Bałkany, a Ośrodek Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych w Żaganiu. To tu odbywa się ostatni etap przygotowań przed wylotem XXVI zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Od 21 do 24 lutego w ramach ćwiczenia taktycznego pod kryptonimem Prisztina 12 sprawdzano gotowość około 200 żołnierzy do wyjazdu na misję do Kosowa. Ci wyruszą już w maju. Po co? Żeby zapobiegać konfliktom między Serbami a Albańczykami, nieść pomoc humanitarną i zwalczać zorganizowaną przestępczość.

I nie ma zmiłuj

- Mimo że w lutym 2008 ogłoszono niepodległość kraju, wciąż jest tam niebezpiecznie, bo nie wszyscy ten fakt zaakceptowali - tłumaczy kpt. Mariusz Urbański, rzecznik 4. pułku przeciwlotniczego. Dlatego wciąż wysyłane jest tam wojsko. Żeby było skuteczne, musi być dobrze wyszkolone. - Do misji przygotowujemy się od września. Teraz przez te cztery dni sprawdzamy, czego nauczyli się nasi żołnierze. I czy są już gotowi, by uczestniczyć w misji - dodaje ppłk Adam Luzyńczyk, dowódca XXVI zmiany PKW w Kosowie.

Huk wystrzeliwanych pocisków, wozy bojowe i widok uzbrojonych żołnierzy świadczą o tym, że nie próżnują. - Odgrywamy tu epizody, które mogą zdarzyć się w Kosowie. Ćwiczymy na przykład atak na konwój z pomocą humanitarną. Żeby żołnierze wiedzieli, jak w takiej sytuacji się zachować - opowiada Luzyńczyk. W międzyczasie wojskowi wyskakują z wozu, formują szyk bojowy. Klękają, wyciągają broń, czujnie rozglądają się wokół. Jeden drugiego ubezpiecza. - Muszą się asekurować. Jeśli jeden czegoś nie zauważy, musi to widzieć inny. Bo zagrożenie może przyjść z każdej strony - podkreśla Luzyńczyk. - Może się zdarzyć tak, że dostaniemy polecenie obserwowania domu, w którym prawdopodobnie przebywa potencjalny przestępca. I nie ma zmiłuj, że komuś chce się spać. Musimy traktować to poważnie, dlatego że podobne zadania możemy dostać na misji.

Starszy szeregowy Krzysztof Hnatek, który na misję pojedzie po raz drugi, już wie, że to, czego nauczył się na poligonie, przyda się w Kosowie. - Przede wszystkim te ćwiczenia wyrabiają w nas nawyki, prawidłowe reakcje na pewne sytuacje. Dzięki czemu nie musimy się zastanawiać, co robić - stwierdza. I dodaje, że gdy widzi zbliżający się do granicy pojazd, wie, jak i o co pytać, jak go przeszukać, a może nawet rozpoznać osoby niebezpieczne. - Te zachowują się dziwnie, niepewnie. Ich ubiór może przykuwać uwagę - opisuje Hnatek.

Stani, ili pucam!

Ale poza typową wojskową dyscypliną, wyzwaniami fizycznymi chłopcy z 4. pułku przeciwlotniczego muszą też ćwiczyć inne umiejętności. - Żołnierze uczą się języka angielskiego. A także podstawowych zwrotów po serbsku i albańsku, takich jak dzień dobry, do widzenia, stop, proszę dokumenty - wylicza Luzyńczyk. I rzuca przykładowy zwrot: KFOR! Stani, ili pucam! Co znaczy: Wojska KFOR! Stój, bo będę strzelał!

Żołnierzom nie są obce przepisy prawa międzynarodowego, sposoby humanitarnego rozwiązywania konfliktów zbrojnych czy właściwego używania środków przymusu. A nawet podstawy psychologii. - W tym regionie są grupy społecznego niezadowolenia, którym nie odpowiada to, że Kosowo zyskało wolność, i nie uznają tego państwa. Kiedy dochodzi do zamieszek, niezbędna jest wiedza, jak postępować z dużymi zbiorowiskami ludzi. W tym przypadku posiłkujemy się psychologią tłumu - wyjaśnia Urbański. I dodaje, że żeby zapobiegać eskalacji agresji rozjuszonego tłumu, wyłapuje się z niego osoby szczególnie niebezpieczne, czyli prowodyrów zamieszek. A żeby w pokojowy sposób nie dopuścić do rozprzestrzeniania i przemieszczania się ludzi, żołnierze stają w rzędzie i uczą się przyjmowania określonych szyków.

Nie tylko muszą wiedzieć, jak poradzić sobie z tłumem, ale też jak wykorzystać właściwości natury. - Odbyliśmy szkolenie S.E.R.E. Przeprowadzane na wypadek zagrożenia izolacją - mówi starszy chorąży Adam Pupin. Dzięki niemu żołnierze poznali techniki przetrwania w szczególnych warunkach. - Wiedzą na przykład, jak zdobyć i uzdatnić wodę do picia, zbudować schronienie, rozpalić ognisko. To po prostu nauka survivalu - dodaje Luzyńczyk.

Za czym tęsknią?

Poligon jest ogromny. Roślinność i rzeźba terenu zbliżona do tego w Kosowie. Ale czy w Żaganiu jest tak, jak na Bałkanach? Sierżant Michał Torz był na XXI zmianie na granicy macedońskiej. Uważa, że w okresie jesienno-zimowym na półwyspie jest podobnie jak w Polsce. - W nocy temperatury dochodzą do minus 15 stopni Celsjusza. Ale latem w dzień aż do 40-50 stopni - opowiada Torz. Jak w taki upał poradzą sobie żołnierze w pełnym umundurowaniu strzegący granic? - Mamy specjalne wyposażenie. Ubrania są zrobione z lekkich, przewiewnych materiałów. A pomieszczenia przy granicy mają klimatyzację. Dlatego myślę, że jesteśmy na to przygotowani - uspokaja Torz.

To, co jest inne, to oczywiście ludzie, kultura i obyczaje. - Ale żeby poznać tę "inność" kulturową, trzeba tam pojechać - zaznacza Hnatek. I dodaje, że najciekawsze jest poznanie sprzętu, jakim dysponują inne wojska, przede wszystkim amerykańskie. Co go skłoniło, żeby po raz kolejny wyruszyć na misję? - Chyba ta adrenalina. Ona uzależnia - przyznaje.

Dowódca zmiany KFOR (Kosovo Forces) podkreśla, że z reguły w pierwszym miesiącu żołnierze są podekscytowani pobytem w Kosowie. - Najpierw jest euforia. Nowe miejsce, adrenalina. A potem wszystko to przeradza się w rutynę - mówi. Od poniedziałku do soboty codziennie ten sam, monotonny rytm dnia. O 6.00 pobudka. Godzinę później śniadanie. A potem każdy robi to, co do niego należy. - Patrolujemy, organizujemy tymczasowe punkty kontrolne, obserwujemy nastroje ludności. W kółko to samo - potwierdza Luzyńczyk. To może powodować zmęczenie pobytem. I zaczyna się tęsknota za rodziną, za najbliższymi. - Jak tylko oddalam się z domu, zawsze coś się psuje. I jestem potrzebny. A będąc tyle kilometrów od rodziny, jestem bezsilny, nie mogę jej pomóc. I się denerwuję. Żona zresztą też - uśmiecha się Luzyńczyk.

Poza rodziną i bliskimi każdemu żołnierzowi będzie brakowało... - Polskiego jedzenia! Śledzika, bigosu, dobrych, gotowanych, przyprawionych potraw - wymienia Torz. Dlatego po sześciu trudnych miesiącach szczęśliwi wracają do domu. Żeby po kolejnych kilku znów zatęsknić za misją i adrenaliną.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska