Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Zielonej Górze bandyci wymuszali haracze od właścicieli lokali gastronomicznych

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
fot. archiwum
Wymuszanie haraczy od właścicieli lokali gastronomicznych... To historie znane z dużych miast, ale nie z Zielonej Góry? Nic podobnego. Tak było i u nas. A jak mówi się nieoficjalnie, od czasu do czasu i dziś pojawiają się kandydaci na kasjerów.

Przełom XX i XXI w. W Zielonej Górze jak grzyby po deszczu wyrastają lokale gastronomiczne i rozrywkowe. Miasto zachłystuje się wyborem. Wreszcie coś się dzieje. Ale z dyskotek, barów szybko napływają informacje o regularnych wojnach między dobrze zbudowanymi, króciutko ostrzyżonymi panami w beemkach z trzeciej ręki. O co chodzi? Gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi zawsze o pieniądze.
Ładnych kilka lat temu sześciu rzezimieszków opuściło areszt, co wywołało sporą awanturę. I to wśród ludzi na usługach Temidy. Policjanci i prokuratorzy byli wściekli. Ale nie tylko oni. Podejrzani panowie wyszli na wolność dzięki swoim adwokatom. Udowodnili słabość dowodową oskarżenia, które usiłowało przekonać sąd o próbach wymuszania haraczu w lokalach gastronomicznych w Zielonej Górze.

Teraz k... my

Większość ofiar odmówiła współpracy z policją. Cóż, instynkt samozachowawczy. Inni byli mniej ostrożni i to oni poczuli się najbardziej rozczarowani. I zagrożeni. Bo po opuszczeniu aresztu panowie ruszyli na spacer od lokalu do lokalu. Restauratorzy i właściciele dyskotek mieli się dowiedzieć, kto rządzi w mieście.
Ta część historii zaczęła się jak w klasycznym kryminale. A może raczej westernie. Popularną dyskotekę w centrum odwiedziło kilkunastu mężczyzn, wśród nich sześciu oskarżonych. Część "gości" została przy ochroniarzach, inni wtargnęli do środka. Współwłaścicielowi oświadczyli, że teraz oni będą chronili obiekt. Gdy odparł, że nie widzi takiej możliwości, przystąpili do demolki. Straty oszacowano na 5,5 tys. zł. W trakcie "akcji" ranna została klientka, a "kasjerzy" staranniej zajęli się jednym z ochroniarzy. Na pożegnanie obiecali, że wrócą nazajutrz.

Kilka dni później czterej z oskarżonych odwiedzili kolejny znany lokal w centrum, który też chcieli wziąć pod swoją kuratelę. Żeby dodać powagi słowom, zaznaczyli, że akcja w dyskotece to ich robota. Stawka za ochronę miała wynieść 1 tys. zł miesięcznie. Na odchodnym właściciel lokalu dostał numery telefonów, pod którymi należy szukać kontaktu z nimi. Kasjer miał przyjść następnego dnia.
Jeden z oskarżonych Paweł I. (imię i inicjał fikcyjne) pragnął zaprezentować się jako mocny człowiek także w innym barze w centrum. Zażądał, by w pubie zainstalowano automaty do gry należące do jego znajomej. Pozostałe miały zostać natychmiast zdemontowane. A jeśli właściciel nie podporządkuje się, przyjadą ludzie "z Polski" i zrobią porządek z nim i z lokalem. Za słowami "z Polski" krył się zazwyczaj gang robiący furorę na przestępczej mapie kraju.

Mężczyźni byli jeszcze w kilku miejscach, co najmniej w dwóch obiektach nie odważono się odrzucić oferty. W śledztwie nie przyznali się do zarzucanych czynów. Jeden twierdził, że trochę rozrabiał, ale złożył to na karb słabej głowy. Inni zapewniali, że znaleźli się w lokalach przypadkowo lub odmówili składania wyjaśnień. Sprawcy nie doczekali się surowych kar, co stało się zachętą dla kolejnych "kasjerów".

Dwa w jednym

To scenariusz znany od lat - mówił nam wtedy właściciel jednej z tradycyjnych firm ochroniarskich. Pobieranie haraczu polegało na przejęciu ochrony obiektu. Korzyść była podwójna. Z jednej strony pieniądze za ochronę, z drugiej panowanie nad kolejnym miejscem dystrybucji narkotyków.
Szef miejscowej dyskoteki twierdził wówczas, że to forma wymuszania haraczu, lecz nieco bardziej zawoalowana od tych znanych z innych miast. Restauratorzy i właściciele lokali rozrywkowych stali przed dylematem - walczyć, opierając się na dotychczasowej ochronie, czy ulec i przyjąć ofertę nowej firmy. W naszej historii była to firma z pobliskiej miejscowości. Kilka bitew jeszcze stoczono, a policjanci głośno zastanawiali się, skąd te bójki "karków". Nieoficjalnie i oni, i tzw. środowisko doskonale wiedzieli, o co chodzi. I jak po latach wspominają właściciele lokali, niemal każdy z nich musiał odbębnić wizytę takich panów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska