Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Zielonej Górze płonęły stosy. Znamy nazwiska czarownic

Monika Nowecka
W tej księdze spisano nazwiska zielonogórzanek posądzonych o czary
W tej księdze spisano nazwiska zielonogórzanek posądzonych o czary fot. Paweł Janczaruk
Jaka kara spotykała kobiety za spoufalanie się z diabłem? Palono je na stosach, wieszano albo okrutnie torturowano. Znamy nazwiska czarownic, bo zostały spisane w aktach procesowych z XVII wieku.

- Stosy płonęły najprawdopodobniej na tzw. Rynku Drzewnym, na pewno poza murami miasta - opowiada Grzegorz Wanatko z działu historycznego Muzeum Ziemi Lubuskiej. - Listę zielonogórskich ofiar otwierają cztery kobiety. Spalono je w roku 1640, jeszcze w trakcie wojny trzydziestoletniej. Czternaście lat później ogień pochłonął Katarzynę Funck z Łężyc. Posądzono ją o odebranie mleka kilku krowom jej najbliższych sąsiadów, sprowadzenie burzy na wieś, a także o wywołanie choroby u jednej z mieszkanek wsi. Sąd potwierdził te zarzuty - mówi Wanatko.

Przebieg zielonogórskich procesów o czary został upamiętniony w "Extract protocolli". To jeden z najcenniejszych zabytków muzeum. Przedstawia wyciąg z akt procesowych z lat 1663, 1664 i 1665. Rękopis ten powstał na podstawie czterech ksiąg (dwie dotyczyły miasta, dwie pozostałe - okolicznych wsi). Dokument ten sporządzono na papierze czerpanym (ze specjalnymi znakami wodnymi charakterystycznymi dla wytwórni w Krępie) i oprawiono pergaminem. Pierwsza data, jaka w nim widnieje, to 3 września 1663 roku, a ostatnia - 24 marca 1665 roku. Wyciągi z protokołów dokumentują wszystko, od przesłuchań, przez tortury, zadawane pytania i odpowiedzi oskarżonych, po - często tragiczne w skutkach - wyroki sądowe.

Dzięki tej księdze wiemy np., że na stosie spalono Helenę Klich z Przylepu i Elżbietę Grasse z Nietkowa. Na stos trafiły też ciała Urszuli Gutsche, Sabiny Grasse, Anny Neuman i Anny Klich. Kobiety te zmarły w wyniku tortur. Inne panie, jak choćby Annę Memel i Ewę Werner z Przylepu, czy Annę Hasucką z Zawady, stracono. Zwolniono tylko niejaką Dorotę Juthe.

- "Extract protocolli" dokumentuje mentalność tamtych ludzi i obyczajowość epoki, odsłania okrutny świat fanatyzmu religijnego - zauważa Grzegorz Wanatko. - Wtedy np. szukano analogii do Biblii. Tam postacie męskie, jak Jezus czy apostołowie, postrzegane były jako bardziej pozytywne niż kobiety (Ewa, Maria Magdalena). Już nawet w samym znaczeniu słowa "kobieta" doszukiwano się ukrytej symboliki. Wyraz ten miał powstać z łacińskiego złożenia: "mniej wiary" (femina: fe - fides, czyli wiara, oraz mina - minus, czyli mniej) - tłumaczy kustosz.

Prześladowanie "czarownic" swoje apogeum osiągnęło w dobie reformacji i kontrreformacji. Zielona Góra nie była odosobnionym przypadkiem. Stosy płonęły w Nysie, Bytomiu Odrzańskim, Lwówku Śląskim, ale też i w Sulechowie, Zbąszynku, czy Szprotawie.

- Na tych terenach ścierały się opinie katolików, ewangelików, luteranów i kalwinów. Najłatwiejszym orężem w tej walce były oskarżenia o herezję. Przesłuchiwany musiał w końcu coś zeznać, więc po prostu podawał nazwiska tych, którzy wcześniej czymś mu się narazili. Dalej szło na zasadzie łańcuszka. Wystarczyło, by jakiejś gospodyni popsuło się mleko albo zachorowała krowa, a już przypominała sobie ona o kłótni z sąsiadką - opowiada Wanatko. - Kobiety oskarżano o sprowadzenie gradobicia, padanie zwierząt, o wykradanie i jedzenie niemowląt. Torturowane przyznawały się do wszystkiego, nawet do czczenia sił nieczystych, latania na miotłach czy potajemnych schadzek na Łysej Górze.

Aby wymusić takie zeznanie, stosowano przemyślne urządzenia, jak np. hiszpańskie buty, osła, żelazną dziewicę, kołyskę Judasza, krzesło inkwizytorskie, gruszkę czy madejowe łoże. Kaci łamali też swoje ofiary kołem, albo zakładali im specjalne widełki heretyków. Nieco lżejszą karą było noszenie kamieni hańbiących. Oskarżone były poddawane też specjalnym próbom: wody (kontakt z diabłem miały te, które nie tonęły), łez (czarownice nie potrafiły płakać), wagi (jeśli ważyły mniej niż 49,5 kg, uważano że mogą latać na miotle) lub ognia. Diabelskiego znamienia szukano też na ciele lub pod skórą kobiet.

- Ostatnimi oskarżonymi były Elżbieta Grasse, Dorota Jeuthe i Elżbieta Apelt, co ciekawe, wszystkie należały do miejskiej elity - zaznacza G. Wanatko. - Ich mężowie poruszyli niebo i ziemię, by oczyścić je z zarzutów. Gdy sądy w Lwówku i Głogowie zawiodły, udali się aż do Wiednia na dwór cesarski. W efekcie ich starań, wydano zakaz rozpatrywania spraw o czary. Tylko Elżbiety Grasse nie udało się ocalić. Spłonęła 6 lutego 1665 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska