- Ludzie, których dotknęło wtorkowe zdarzenie skarżą się na działanie służb ratunkowych. Mówią o chaosie, o braku reakcji na ich sygnały...
- Zacznijmy od tego, że mamy za sobą sytuację, zdarzenie, których w skali kraju nie było. Dwa tysiące mieszkań, 6,5 tys. ludzi... Ja mogę działalność policjantów, służb komunalnych, pogotowia ratunkowego, pracowników spółdzielni, ba, gazowników, ocenić w samych superlatywach.
- Początkowo mieszkańców pozostawiono - jak twierdzą - samych sobie.
- 16.26 pierwsze zgłoszenie i to dotyczące jedynie ulicy Kucykowej. Po 12 minutach na miejscu mamy cztery jednostki. W ciągu pół godziny, po alarmowym esemesie ściągamy wszystkich strażaków. Sukcesywnie dojeżdżają jednostki z województwa, w ich miejsce musimy zabezpieczyć ochotników... Tutaj mówię tylko o mojej służbie. Trzeba było znaleźć ludzi z detektorami gazu. Komenda główna proponowała nam wsparcie, wybierali się koledzy z Wrocławia i Poznania, ale stwierdziliśmy, że radzimy sobie całkiem dobrze. Oczywiście opinie mieszkańców przyjmuję z pokorą, ale nie do końca się z nimi zgadzam.
- Chaos...?
- Trudno oczekiwać, że służby czają się za każdym rogiem i czekają aż coś się zdarzy. To nie ćwiczenia. Potrzebny jest czas chociażby na zdefiniowanie zagrożeń. Co do chaosu... Zarzucano nam, że nasze wozy nie mogą wjechać na osiedlowe uliczki. Dlaczego? Dlatego, że były zapchane autami osobowymi mieszkańców, którzy zaparkowali w miejscach niedozwolonych. Każdy musi uderzyć się w pierś.
- Niedawno brał pan udział w gaszeniu gigantycznych pożarów w Rosji, wcześniej akcja w Kuźni Raciborskiej... Tutaj działania były lepiej zorganizowane.
- Zdecydowanie. Sprawdziły się wszystkie procedury, sadzę, że egzamin zdały systematyczne spotkania sztabu kryzysowego. W wielu przypadkach rozumieliśmy się niemal bez słów. Autobusy dla ewakuowanych, przygotowane miejsca, gdzie mogli się schronić, energetycy, ratownicy medyczni... Chociaż oczywiście byłbym nie do końca fair, gdybym powiedział, że nie mam uwag...
- Jakie?
- Nie chcę teraz o tym jeszcze mówić, muszę przejrzeć rejestratory, zobaczyć na czasy...
- To znaczy, że mogło być lepiej, szybciej...
- Zawsze może być lepiej. Być może powinniśmy zmienić kolejność pewnych reakcji, może będzie trzeba dopisać kilka szczegółów...
- A ludzie? Czy zachowaliśmy się jak panikarze, czy jak świadomi obywatele.
- Rewelacja. Chociażby dwie panie z jednego z bloków, które natychmiast ruszyły, jedna w górę, druga w dół, po piętrach i ostrzegały sąsiadów, aby nie używali kuchenek.
- Zapisze pan tę akcję po stronie tych udanych?
- Tak bym zrobił gdyby nie ofiara śmiertelna. I nie czuję się do końca rozgrzeszony świadomością, że do tragedii doszło zanim podjęliśmy działania. Jednak była to najtrudniejsza operacja, w której podczas tylu lat służby brałem udział. Nie podejmowałem jeszcze również aż tak ciężkich decyzji. Czy włączenie energii nie spowoduje kolejnych eksplozji, czy następny wybuch nie sprawi, że budynek się złoży...? I ta skala. To nie telewizja, to nie ćwiczenia... To życie.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?