Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Skrzypczak: - Armią dowodzą politycy

Tomasz Hucał 68 377 02 20 [email protected]
Waldemar Skrzypczak w latach 2003-06 dowodził 11. Lubuską Dywizją Kawalerii Pancernej, później szefował Wojskom Lądowym. 17 sierpnia 2009, po udzieleniu kontrowersyjnego wywiadu, oddał się do dyspozycji prezydenta. Trzy dni później podał się do dymisji. 15 września 2009 został odwołany ze stanowiska. Obecnie na wojskowej emeryturze.
Waldemar Skrzypczak w latach 2003-06 dowodził 11. Lubuską Dywizją Kawalerii Pancernej, później szefował Wojskom Lądowym. 17 sierpnia 2009, po udzieleniu kontrowersyjnego wywiadu, oddał się do dyspozycji prezydenta. Trzy dni później podał się do dymisji. 15 września 2009 został odwołany ze stanowiska. Obecnie na wojskowej emeryturze. fot. archiwum
- Ludzie z gabinetu ministra wywierali naciski na dowódców. Niektóre decyzje, które nie sprzyjały rozwojowi armii, były po prostu wymuszane - opowiada generał Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych w latach 2006-09.

- Niedawno minął rok, od chwili, gdy został pan emerytem. Nie ciągnie do munduru?
- Ktoś, kto spędził w armii 33 lata, tak nią przesiąkł, że nie potrafi sobie wyobrazić życia bez wojska. W moim przypadku jest tak samo.

- To było definitywne pożegnanie z wojskiem? Może ma pan zamiar wrócić?
- Nie. Do tej samej rzeki nie wchodzi się dwa razy. Powiesiłem mundur na haku i nie widzę możliwości powrotu.

- A gdyby pojawiła się propozycja stanowiska doradcy ministra czy premiera do spraw militarnych, zgodziłby się pan?
- Jeżeli byłoby to stanowisko niezależne i miałbym prawo powiedzenia tego, co chcę, to pewnie bym się zgodził.

- Ponad rok temu rozpętał pan dyskusję na temat kiepskiego uzbrojenia polskich żołnierzy na misji w Afganistanie. Dziś jest z tym lepiej?
- Wcale nie. Wtedy dla przykrycia tego, co mówię, przekonywano, że dokonałem zamachu na cywilną kontrolę nad armią. Tym argumentem chciano ukryć swoją niefrasobliwość i zaniedbania, jakie popełniono w stosunku do wojska. Twierdzę, że w sprawie uzbrojenia do dziś absolutnie nic nie zmieniło się na lepsze.

- Czy w Afganistanie można wygrać?
- Jeżeli chodzi o militarną część naszej misji, to tak. Trzeba stłumić rebeliantów i wygonić ich z prowincji. Ale nie z tą liczbą polskich żołnierzy, która jest tam do dyspozycji. Dawno mówiłem, że nasz kontyngent należy zwiększyć nie o 600, ale o dwa tysiące ludzi. Proszę zauważyć, że już nastąpiła zmiana taktyki. Misja przyjęła charakter szkoleniowy, bo tymi siłami, które tam mamy, nie jesteśmy w stanie opanować prowincji. Już teraz Amerykanie wchodzą w Ghazni i pewnie w niedługim czasie przejmą tam dowodzenie. A my przejdziemy do podrzędnej misji szkoleniowej. Czyli wrócimy do naszych pierwotnych zadań.

- To oznacza, że jest nas tam za mało, czy po prostu Amerykanie są lepsi w walce?
- Oznacza to, że od początku nie mieliśmy swojej taktyki na Afganistan. Zamiar przejęcia kontroli nad prowincją Ghazni okazał się błędnym założeniem. Ponieśliśmy straty, bo do takiego zadania nie byliśmy przygotowani.

- To skąd takie decyzje? Czyżby chęć przypodobania się Amerykanom?
- Tak się dzieje, gdy za dowodzenie biorą się politycy. Wtedy pojawiają się błędy i straty w ludziach. W naszym wojsku jest zdecydowanie za dużo polityki. Tak upolitycznionej armii nie mieliśmy nawet w PRL-u.
- Gdy pan był dowódcą Wojsk Lądowych, odczuwał pan presję ze strony rządu?
- Ze strony rządu nie, bo premier zapewne nie wiedział dokładnie, co dzieje się w armii. Ale gabinet ministra i jego ludzie wywierali naciski na dowódców. Niektóre decyzje, które nie sprzyjały rozwojowi armii, były po prostu wymuszane.

- Od miesięcy w wielu środowiskach wojskowych panuje pogląd, że to niepojęte, by ministrem obrony narodowej był pacyfista.
- Podzielam ten pogląd. Proszę zauważyć, że na całym świecie ministrami obrony narodowej zostają ludzie, którzy mają jakiekolwiek merytoryczne przygotowanie do tego stanowiska. Okazuje się, że w Polsce wcale tak być nie musi.

- W kwietniu ukazała się pańska książka "Moja wojna". Co w niej znajdziemy?
- Opowiada o życiu żołnierza polskiego na przestrzeni ostatnich 30 lat. Jest tam mowa o wojsku z czasów Układu Warszawskiego, przemian zachodzących w armii, misji w Iraku. O wszystkim, co działo się w wojsku w ciągu tych 30 lat. Wszystko oczami żołnierza.

- O 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej też?
- Z miłością wspominam o niej. To był bardzo dobry okres w mojej karierze wojskowej. Świetnie się nią dowodziło. To sprawna jednostka, doskonali ludzie, doskonałe środowisko Ziemi Lubuskiej.

- Wróćmy do pańskiej dymisji. Po tamtym zamieszaniu wielu żołnierzy udzielało panu głosów parcia. Powstał nawet specjalny list podpisany przez kilkaset osób związanych z Niezależnym Forum o Wojsku. Nadal odczuwa pan takie wsparcie?
- Spotykam się z żołnierzami dosłownie wszędzie. Na ulicach Warszawy, na dworcu kolejowym w Krakowie. Właśnie tam ostatnio widziałem kilku na peronie. Chcieli po prostu przywitać się, uścisnąć rękę. Często spotykam się z takimi wyrazami sympatii. Co ciekawe, nie tylko ze strony wojskowych, ale i cywili, którzy też potrafią zaczepić mnie na ulicy, zagadać. A to bardzo miłe.

- Jak wygląda życie emerytowanego generała?
- Jak zwykłego cywila. Jestem sam sobie kierowcą, sam kupuję bilety na pociąg, zajmuję się rodziną, swoimi sprawami. Dużo podróżuję po kraju. Współpracuje z wieloma uczelniami, które zapraszają mnie na wykłady, spotkania. Nie siedzę bezczynnie.

- Na koniec jeszcze o Afganistanie. Najnowsze decyzje naszego państwa są takie, że do 2014 roku mamy się wycofać z tego kraju. Czy do tego czasu jesteśmy w stanie coś tam osiągnąć?
- Na pewno nie. Poziom zagrożenia w Afganistanie cały czas rośnie. To wymaga rozwiązań politycznych. Jeżeli politycy nie dogadają się, co dalej z Afganistanem, to wojskowi tego problemu nie rozwiążą.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska