Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warta to rzeka, na którą warto stawiać

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Przy przystani żeglarskiej Delfin w Kostrzynie zaroiło się od żaglówek i kajaków. Swoją siedzibę ma tu także WOPR. Przy okazji imprez organizuje darmowe wycieczki po rzece.
Przy przystani żeglarskiej Delfin w Kostrzynie zaroiło się od żaglówek i kajaków. Swoją siedzibę ma tu także WOPR. Przy okazji imprez organizuje darmowe wycieczki po rzece. Jakub Pikulik
Ludzie remontują nieużywane od kilkunastu lat żaglówki i kajaki. Okazuje się, że wypoczynek na Warcie może być świetnym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Problem? Brak pieniędzy na większy rozwój infrastruktury.

- Nieee! Jeszcze nie chcę do domu - krzyczał kilkuletni chłopiec, kiedy tata chciał zabrać go z festynu zorganizowanego 2 maja w kostrzyńskiej przystani żeglarskiej Delfin. Mieszkańcy miasta przecierali oczy ze zdziwienia, kiedy z mostu widzieli kilkanaście kolorowych kajaków, żaglówki i motorówki pływające po rzece. A na brzegu czekała kolejka chętnych do przejażdżek po Warcie. Takiego ruchu w przystani nie było już dawno. - Chcę znów zaszczepić mieszkańcom miłość do rzeki. Dzisiejsza impreza ma otwartą formułę, chodzi o to, żeby dobrze się bawić przy i na rzece. Kostrzynianie przez lata zapomnieli, jaki mają skarb - mówi Bolesław Cieślik, komandor klubu żeglarskiego Delfin.

Chodzi o to, żeby turysta, który zacumuje w Kostrzynie, mógł wyjść na brzeg, skorzystać z toalety, zrobić zakupy, podpiąć się pod prąd

Zapomnieli nie tylko kostrzynianie, ale też witniczanie, gorzowianie, mieszkańcy Santoka i wszystkich innych miejscowości leżących przy rzece. Ale zaczynają sobie przypominać. I na rzekę powoli znów wraca życie. Kostrzyn stara się o pieniądze na budowę mariny z prawdziwego zdarzenia. Ma być schludnie, nowocześnie i funkcjonalnie. - Chodzi o to, żeby turysta, który zacumuje w Kostrzynie, mógł wyjść na brzeg, skorzystać z toalety, zrobić zakupy, podpiąć się pod prąd - tłumaczy burmistrz Andrzej Kunt. Miasto szacuje wydatki na 12 mln zł, ale jest też plan minimum, który da się zrealizować za połowę tej kwoty. W obu przypadkach powstanie jednak profesjonalnie przygotowane miejsce dla turystów, przemierzających szlaki wodne. W stronę rzeki odwraca się też Gorzów. -

Najlepszy przykład to remont wschodniej część naszego bulwaru, dofinansowany ze środków UE kwotą ponad 4 mln zł - mówi Jacek Jeremicz, dyrektor wydziału integracji europejskiej gorzowskiego magistratu. Gorzów wciąż też stara się o pieniądze z projektu "Łączą nas rzeki". Miasto jest liderem projektu, obok niego są też Kostrzyn, Witnica, Santok i Deszczno. Od 2005 roku, kiedy padł pomysł stworzenia szlaku turystycznego biegnącego wzdłuż Warty, na projekt wciąż nie udało się pozyskać ani złotówki. Ale jest światełko w tunelu. - Znaleźliśmy nowych partnerów po stronie niemieckiej - tłumaczy J. Jeremicz. Chodzi o miasta Rüdersdorf, Bad Freienwalde i stowarzyszenie z miasta Letschin. - Staramy się o 6,1 mln euro. Pieniądze te mają posłużyć na budowę koniecznej infrastruktury wzdłuż rzeki. Chodzi o przystanie, pola namiotowe, punkty sanitarne - wylicza J. Jeremicz.

Z faktu ożywienia na Warcie cieszy się Jerzy Hopfer, kapitan gorzowskiej Kuny. - Fakty są jednak takie, że nie trzeba by pompować pieniędzy w infrastrukturę wzdłuż rzeki, gdyby przez lata nie była ona zaniedbana. Bo nurt był przecież uregulowany, były specjalne przystanie, zatoczki. Teraz to wszystko trzeba odnowić - mówi. Zwraca uwagę, że mieszkańcy regionu od nowa muszą nauczyć się kultury korzystania z rzeki i zasad na niej panujących. Z Warty korzystają przecież takie "olbrzymy" jak Kuna, są kajaki, żaglówki, wędkarze, łodzie motorowe. Tymczasem na przykład w Gorzowie niektórzy swoimi motorówkami po prostu się popisują. Tworzy się w ten sposób wysoka, niebezpieczna fala. - Dlatego będę prosił o ograniczenie prędkości na Warcie pomiędzy dwoma gorzowskimi mostami do 12 km/h - mówi kapitan Hopfer. Zwraca też uwagę, że państwo zaniedbało rzeki. - Przez lata nikt o nie dbał, a Warta ma przecież status drogi wodnej, powinna być utrzymywana i zadbana - mówi. Efekt? - W ostatnich kilkunastu latach głębokość koryta zmalała z trzech do niemal półtora metra. Kiedyś na rzecze pracowały pogłębiarki, teraz ich nie widać. Efektem są powodzie - tłumaczy Bolesław Cieślik z Kostrzyna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska