Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wasze Kresy: Łzy Dzieci Syberii

Michał Szczęch 68 324 88 34 [email protected]
Z archiwum Julianny Domańskiej.
Z archiwum Julianny Domańskiej.
Równo po sześciu latach zsyłki wróciliśmy do Polski. I tak powoli przemija życie, a ja nieraz wspominam swoje trudne dzieciństwo i patrzę na dzisiejszą młodzież, która w porównaniu do moich czasów żyje w luksusie...

Kiedy wyszłyśmy z domu, w którym nie było drzwi, pies kołchozowego urzędnika wdarł się i zjadł porcję przeznaczoną dla ojca. Strasznie rozpaczałam z żalu, że ojciec nie będzie miał nic do jedzenia. Dziesiątego dnia mama już nie wyruszyła na poszukiwania. Po piętnastu dniach Kazach pasący owce znalazł ojca. Leżał na lewym boku. Nie miał już nosa, oczu i uszu, co było dziełem drapieżnych ptaków i stepowych zwierząt. Ciała nie dało się już ruszyć i Kazachowie, aby oszczędzić matce tego strasznego widoku, obsypali głowę ojca ziemią. Nasypano mogiłę. Aby uniemożliwić jej zniszczenie (...), wykopałyśmy z matką rów i na mogile postawiłyśmy krzyż. Po tym smutnym pogrzebie wróciłyśmy do domu, a każdy następny dzień był walką z głodem, walką o przeżycie - to fragment wspomnień Haliny Paszkowskiej z książki "Drogi do domu..." Cezarego Wocha, sołtysa Sycowic.

Świetlica w Sycowicach pęka w szwach. - Witamy panią Paszkowską z Nietkowic! - wołają ludzie. A ona, bohaterka nakręconego przez uczniów filmu o Sybirakach, stoi w burzy oklasków. Płacze ze wzruszenia. Jadwiga Andrzejaszek z Bródek też płacze. I Julianna Domańska z Będowa. Wzruszył się nawet Alojzy Rogowski. To płaczą Dzieci Syberii za utraconym dzieciństwem.

- Dziś spotykamy się, by uczcić 74. rocznicę pierwszej zsyłki Polaków na Sybir - przemawia sołtys Woch. Ten sam, który napisał i wydał właśnie książkę o wspomnieniach mieszkańców Zaodrza (kolejka po autografy i do pamiątkowego zdjęcia już czeka). Natalia Kusiowska częstuje gości sernikiem. Upiekła specjalnie na uroczystość. Młodzież z Czerwieńska wyświetla na telebimie wspomnienia Kresowiaków. Bolesne wspomnienia o syberyjskiej katordze przyciągnęły tłumy. Grażyna Majorek i Maria Kopczyńska donoszą stoły i ławki, bo w świetlicy zabrakło miejsca.

- To być może ostatnia szansa, by poznać historię od naocznych świadków - Ewa Wójtowicz, radna w gminie Czerwieńsk, tymi słowami wita przybyłych gości.

Ludzie wznoszą toast szampanem. Niesie się gromkie "sto lat" na cześć Sybiraków...

- Matula czerstwy bochenek chleba owija w płachetek lniany. Spłakane oczy wznosi do nieba. Żegnaj, nasz domie kochany... - recytuje Halina Paszkowska. Podobnych, zakazanych kiedyś przez Rosjan tekstów wierszy i piosenek, zna 50, a dawniej znała 99. Tekstów śpiewanych w tajdze i na stepach mroźnej Syberii. Ileż ona w tym stepie zjadła ogryzków, co Kozak rzucił pod nogi. Ile ona głodu wycierpiała. Ile bólu zniosła.

Pani Halina urodziła się w 1933 roku w Warszawie. Miała cztery lata, gdy wyjechała z rodzicami na Polesie. A siedem, gdy Sowieci wywieźli ją pierwszym transportem na Sybir.

- Zapakowali nas do bydlęcych wagonów. Ludzie płakali. Transport zatrzymywał się raz dziennie. Otwierano drzwi, podawano wodę, a jeśli jej nie było, to śnieg - wspomina.
- Zabierani byli wszyscy Polacy, przede wszystkim tacy jak my "kułacy", leśnicy, nauczyciele, księża, inteligencja. Ale był też ukraiński, bardzo pracowity i zapobiegliwy szewc czy bogate żydowskie małżeństwo. Podróż bydlęcymi wagonami w siarczystym mrozie trwała cały miesiąc - to pamięta Julianna Domańska, również wywieziona pierwszym transportem na Sybir, gdy miała trzy i pół roku.

Jadwiga Andrzejaszek do pierwszego transportu trafiła w wieku czterech lat. - Po miesiącu dotarliśmy do północno-wschodniego Kazachstanu nad rzekę Irtysz - wspomina. - Umieścili nas w starej szkole, po osiem rodzin w każdej sali... - pani Jadwiga nie przypomni sobie wszystkich zdarzeń, nazw miejscowości, nazwisk. Niektóre szczegóły zostały jednak na całe życie.

Jej matka pracowała w syberyjskiej kopalni węgla. Dojeżdżała tam wozem konnym. - Raz koń wierzgnął i złamał matce obojczyk. Nie mogła pracować - opowiada. - Tych trudnych warunków życia nie przetrzymał jeden z moich braci. Musieliśmy go pochować. Mnie też niewiele brakowało, bo zatrułam się kwasem z gotowanego szczawiu. Ludzie z braku pożywienia gotowali i jedli ten szczaw, który w większych ilościach był toksyczny.

Prawdziwy głód zaczął się, gdy zabrakło zapasów z Polski. Pani Halina pamięta kołchoz. - Ludzie chodzili tam nocą, wymieniając na żywność to, co mieli: kołdry, swetry, ubrania, pościel. Z czasem ludzie zaczęli umierać z głodu, z wyczerpania, z zimna.

Za ciężką pracę dawano kartki na chleb. - Brak chleba to brak sił do pracy. Brak sił do pracy to brak kartek. Brak kartek to śmierć - pani Juliannie do dziś brzmi w głowie bezlitosna wyliczanka. - Ludzie dostawali obłędu. Przypuszczam, że tak się stało z żydowskim małżeństwem, które, nienawykłe do pracy fizycznej, tej pracy odmawiało. Żydówka zabiła w końcu swojego męża. Zgłosiła to do sowieckiej komendatury, ale ci potraktowali to jak jakiś makabryczny żart. Żyd leżał w baraku aż do rozkładu zwłok...

- Polszy już nie budiet! - ogłosili Sowieci w 1941 roku. W barakach rozległ się straszny płacz Polaków, bo kazano im przyjąć rosyjskie obywatelstwo. Mała Halinka chwyciła wtedy za grzebień owinięty ojcowską bibułką do papierosów. I na tym instrumencie odegrała hymn "Jeszcze Polska nie zginęła...".

Odwilż w stosunkach ze Związkiem Radzieckim nastąpiła po agresji wojsk niemieckich na ZSRR. - Jesteście wolne grażdaniny, ujeżdżajcie, kuda chatietie - ogłosili Rosjanie. Pani Halina trafiła z rodziną do południowo-wschodniej Azji. - Tam umarł tatuś. Zostałam tylko z mamą. Dostawałyśmy ubrania i jedzenie, jednak wkrótce ta pomoc ustała. Zaczął się przerażający głód! Aby dostać cokolwiek do jedzenia, nosiłam Kazaszce wodę, pomagałam w sprzątaniu, czasami żebrałam. Mój cały ubiór to było to, co miałam na sobie. Kiedy matka prała mi odzienie, siedziałam nago, czekając, aż wyschnie. Miałam dziesięć lat i w końcu zachorowałam na tyfus. Gorączkowałam. W marzeniach wracałam do naszego domu w Polsce, głaskałam mamę po policzkach i mówiłam "Mamusiu, żeby tak do Polski wrócić, chleba się najeść i umrzeć".

Mama oddała Halinkę do ochronki. Nie była w stanie wyżywić siebie i córki. - Obcięto mi warkocze, które sięgały do pasa. Kiedy Kazach rzucał ogryzek, dzieci na wyścigi padały na kolana, wyrywając jedno drugiemu. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, ile ja tych ogryzków zjadłam. Z głodu jedliśmy ziarnka bawełny, chociaż były niesamowicie gorzkie. Pamiętam, że kiedyś przed stołówkę podjechał wóz załadowany kapustą. Czternaście dziewcząt wybiegło do tego wozu i każda z nas porwała główkę kapusty. Obgryzałyśmy te główki jak króliki.

Halinka w ochronce przebywała ponad rok. - W marcu 1946 roku Rosjanie powiedzieli nam, że możemy wyjechać do Polski. Wtedy mama mnie zabrała z ochronki. Moje życie i to, co w tak młodym wieku przeszłam, bardzo różniło się od życia rówieśników. Lekarz stomatolog jako ciekawostkę medyczną pokazywał innym lekarzom moje uzębienie, ponieważ w wieku 18 lat miałam jeszcze zęby mleczne. Nie było to normalne. Ale czy normalna i ludzka była zsyłka na Syberię? Czy normalnym było, że dziecko nie widziało na oczy normalnego chleba czy mleka? W moim sercu na zawsze pozostał obraz niewyobrażalnej nędzy i głodu, pozostał lęk, aby tam nie wrócić...

Pani Jadwiga: - Na Syberii przeżyliśmy tylko dzięki zaradności moich rodziców. W ziemlance pod piecem siedziała nasza jedyna kura, znosząca codziennie jedno jajko, i dwie królice, które często się kociły. Ojciec w Irtyszu łapał ryby, a w kołchozowym magazynie tłuste wróble. Poza tym mieliśmy szczęście spotkać dobrych ludzi, którzy nie robili nam żadnej krzywdy. Równo po sześciu latach zsyłki wróciliśmy do Polski. I tak powoli przemija życie, a ja nieraz wspominam swoje trudne dzieciństwo i patrzę na dzisiejszą młodzież, która w porównaniu do moich czasów, żyje w luksusie...

Pani Julianna: - Spotykam nieraz moich towarzyszy niedoli z okresu zsyłki. Niektórzy mieszkają zupełnie blisko, nawet w Sycowicach. Wspominam z nimi nieraz okrutne czasy, ale są też tacy, którzy absolutnie nie chcą do tego wracać.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska