Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wasze Kresy: Tu kresowa pamięć żyje

Szymon Kozica 68 324 88 63 [email protected]
Tadeusz Isakowicz-Zaleski, rocznik 1956. Polski Ormianin, duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, działacz społeczny, historyk Kościoła, wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej w PRL, poeta.
Tadeusz Isakowicz-Zaleski, rocznik 1956. Polski Ormianin, duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, działacz społeczny, historyk Kościoła, wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej w PRL, poeta. Szymon Kozica
- Ludzie mają satysfakcję moralną, że w Łężycy ta pamięć jest, jest pomnik. Jedna pani mówiła, że wreszcie ma gdzie zapalić znicz na Wszystkich Świętych - opowiada ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, od tygodnia honorowy obywatel gminy Zielona Góra.

- Które to honorowe obywatelstwo księdza?
- Dopiero drugie. Jestem honorowym obywatelem Zgierza, gdzie prowadzę fundację imienia Świętego Brata Alberta, to moja główna działalność. A tutaj po raz drugi, z tym, że to dotyczy działalności kresowej.

- Gości ksiądz w Łężycy i podkreśla, że to wyjątkowe miejsce.
- Tak. Bywam w wielu częściach Polski ze względu na uroczystości kresowe. A Łężyca jest wyjątkowa, bo tu sami mieszkańcy przy wzniesionym kościele i krzyżu zbudowali coś w rodzaju mauzoleum. Bo to nie jest tylko jeden pomnik czy jedna tablica. To jest już cały zespół upamiętnień, tablic, urn z ziemią. To też lekcja historii dla młodych ludzi. Co roku pojawia się kolejny element, kolejna tablica, kolejne miejsce. I to jest bardzo ważne, że to nie płynie odgórnie, to inicjatywa absolutnie oddolna, mieszkańcy po prostu tego chcą. Jest to dla mnie bliskie, bo rodzina ojca pochodzi z ziemi tarnopolskiej, z Korościatyna, powiat Buczacz, która to została wymordowana przez bandy UPA. A ci, co ocaleli, trafili w różne strony świata. Mój ojciec do Krakowa, ale jego stryj Franciszek Zaleski tu, do Borowa koło Kożuchowa. A później w wyniku małżeństw jego dzieci, wnuki, prawnuki rozprzestrzeniły się po całej ziemi zielonogórskiej. I to jest dla mnie zawsze taka podróż sentymentalna, bo tu przyjeżdżam nie tylko na pogrzeby kolejnych moich wujków czy cioć, ale również na śluby, chrzciny.

- Rodzinny trop prowadzi także do Jarogniewic...
- Tak. Syn mojej kuzynki ożenił się w Jarogniewicach, w tym pięknym kościele, błogosławiłem jego związek małżeński. I miałem też okazję być na różnych uroczystościach w innych wioskach. Dopiero teraz poznałem, jak ta gmina otacza rogalikiem, półksiężycem Zieloną Górę. Czuję się już lokalnym patriotą tych terenów. One rzeczywiście mają w sobie coś pięknego, bo to są obecne kresy zachodnie Rzeczypospolitej, dużo ludzi przecież stąd do Niemiec wyjeżdża. Ale większość mieszkańców ma korzenie wschodnie i najważniejsze, żeby te dobre tradycje przekazali następnym pokoleniom.

- Widziałem wyniki pewnych badań. Aż 51 procent Lubuszan przyznaje się do kresowych korzeni.
- To bardzo dużo. A historia mojej rodziny była taka, że po wojnie każdy trafił gdzie indziej i ta integracja była bardzo trudna. A teraz dzięki temu, że są takie miejsca jak Łężyca, to już wszyscy wiemy - i moi przyjaciele, i znajomi, którzy tu dziś przyjechali z Wrocławia czy Poznania - że w połowie października zawsze są tu uroczystości. I ważne, że to jest miejsce, gdzie ludzie się spotykają.

- Nie wydaje się księdzu, że młodzi ludzie jednak za mało wiedzą o swoich przodkach, o Kresach?
- Mało wiedzą, bo nie ma odpowiedniej lekcji historii w szkole. W gimnazjum - dziś jeden z lektorów mówił - historia kończy się na I wojnie światowej. Później oni idą w świat i nic nie wiedzą. Dlatego ja chętnie przyjmuję zaproszenia, zwłaszcza do szkół średnich, i tu już miałem w niektórych miejscach, na przykład we Wschowie. To jest też drugie miejsce, obok Łężycy, gdzie ta pamięć jest kontynuowana. Tam jest taki pomnik w centrum miasta, na skwerze, przypominający mauzoleum, gdzie są urny z ziem różnych. I tam na przykład bardzo dokładnie opisano, kto z mieszkańców, z których stron jest. I jeżeli nawet jedna rodzina z jakiejś miejscowości się znalazła we Wschowie, to jest tabliczka. Młodzież idąc do liceum, do szkoły, przechodzi obok tego.
- W Łężycy jest podobnie.
- Dokładnie to samo. Młodzież chodząc po wiosce czy ludzie, jak przyjeżdżają, to nawet z zaciekawieniem czytają i te tablice, i te plansze, i te informacje. Bo to żyje, to nie jest tak, że ktoś to raz zbudował i na tym koniec. Co roku tu coś się dzieje.

- Ja regularnie spotykam się z ludźmi urodzonymi na wschodzie, bo piszę teksty do naszego cyklu "Wasze Kresy". Każda rozmowa to dla mnie niezapomniane wrażenie, wyjątkowa lekcja historii. Jak ksiądz tę historię chłonął?
- Ja się urodziłem w centrum Krakowa, ale oboje moi rodzice pochodzili z Kresów Wschodnich i słyszałem to w domu.

- Po cichu?
- Nikt tego w domu nie krył, na zewnątrz było gorzej oczywiście. Niemniej mój ojciec, tak jak tu obecny pan profesor Leszek Jazownik, był polonistą, pracował w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie, to on nawet w ramach swoich prac naukowych pisał. Z tym, że było to oczywiście niszowe, trochę schowane, nie afiszowano się z tym. Natomiast po 1980 roku to wybuchło, za czasów Solidarności zaczęto w ogóle mówić o tym. Ja pamiętam, że mój ojciec czy babcia strasznie się zżymali, jak mieli w dowodzie napisane "urodzeni w ZSRR". No oni nigdy się nie urodzili w ZSRR, oni się urodzili w Polsce, przed wojną, w wolnym państwie, a później się przesunęły granice. Widać, że często takie drobne rzeczy przypominają. Wydawało mi się to zawsze naturalne, że rodzice mówią na ten temat. Natomiast cieszę się bardzo, że dziś już rośnie pokolenie, które jest o wiele młodsze ode mnie, to są już wnuki i prawnuki Kresowian, które także się interesuje.

I coraz częściej spotykam też ludzi, którzy nawet nie mają żadnych korzeni kresowych, ale ze względu na historię, tradycję, kulturę interesują się Kresami. Bo przecież nie da się w ogóle mówić o historii Polski czy literaturze bez Kresów. Mickiewicz, Słowacki tam się urodzili, Piłsudski. To jest bardzo ciekawa rzecz. Ja niedawno poznałem panią Ewelinę Flintę, piosenkarkę, która pochodzi z okolic Żar. Opowiadała, jak u niej w domu śpiewano piosenki różne kresowe. To ja dokładnie taką samą drogę przeszedłem, bo w domu to wszystko było mówione. Natomiast co jeszcze jest ważne, że ludzie ci teraz mają satysfakcję moralną - te wsie zostały zniszczone, spalone, straszne rzeczy przeszli, zsyłki na Sybir, do Kazachstanu i banderowcy ich mordowali - że właśnie w Łężycy ta pamięć jest, jest pomnik. Nawet jedna pani mówiła, że ona wreszcie ma gdzie zapalić znicz na Wszystkich Świętych. Bo tam nie pojedzie, a tu już wie, że może przyjechać, bo jest nazwa jej miejscowości.

- Dziękuję.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska