Pożar wybuchł tuż przed czwartą rano. Zauważył go Krzysztof Kobyłka, brat właściciela gospodarstwa. - Paliła się stodoła. Obudziłem brata i popędziliśmy do pożaru - opowiadał dziś rano.
W płonącej stodole ryczały jałówki, cielaki i młody byczek. Wyprowadził je Henryk Kobyłka. W tym czasie jego sąsiedzi i strażacy gasili płomienie oraz wyrzucali na zewnątrz zgromadzone w stodole siano, zboże i słomę. Stefan Bartkowiak wjechał do niej spychaczem i zaczął zgarniać je na zewnątrz.
Słoma była wilgotna i sprasowana w tzw. beloty, dlatego pożar udało się opanować. Stodoła ocalała, ale właściciel szacuje straty na 15 tys. zł. Jego sąsiedzi pytają, czyje gospodarstwo spłonie następne? To już piąty pożar w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
- We wsi grasuje podpalacz. Ludzie są przerażeni - mówi Zbigniew Dec, sołtys Trzebiszewa.
Więcej na ten temat w poniedziałek w "GL" w wydaniu dla Czytelników z północnej części wojeództwa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?