Wyobrażamy sobie zapach wiosennej ziemi. Temperatura plus 10 stopni C. Śniegu ani śladu... Skręcamy w prawo, w kierunku Karłowa w Górach Stołowych. Droga w tak idealnym stanie jakbyśmy byli w Czechach.
Przejeżdżamy ze dwa, trzy kilometry i wraca polska rzeczywistość, czyli dziura na dziurze. Mijamy Tylną i Przednią Borową Kopę (672 m n.p.m.). Zbliżamy się do Batorowa.
Znika szum informacyjny, znikają politycy, bohaterowie telewizyjnych wiadomości, wypadki, tragedie.
W lodowych koleinach
Te przepiękne drzewa rosną tuż przy Sedlonowskim Krzyżu, juz po stronie czeskiej.
(fot. fot. Maciej Wilczek)
Nagle pojawia się śnieg. Koleiny na szosie stają się coraz głębsze, w każdej chwili auto może zawisnąć na zlodowaciałym garbie. Dojeżdżamy do Batorowa. Warunki narciarskie beznadzieje. Tu już droga odśnieżona, ale do Karłowa nie można się dostać. Wcześniej odwiedziliśmy "Andrzejówkę" - mokre, śnieżne, błotniste placki, wystające kamienie. Pozostają znowu Góry Orlickie i trasy powyżej Zieleńca. Tam też zmierzamy.
Temperatura spada do plus 2 stopni C. Śnieg leży wszędzie, w wielu miejscach jest go dobrze ponad metr. Wyciągamy mapę. Już znamy trasę - do Czech przez Orlicę do Serlisskiego Mlyna, być może, jak damy radę, dalej do Destnej.
Ponad 350 metrów wzniesienia pokonujemy w godzinę. Śnieg jest wilgotny więc tępy dzięki czemu nie mamy problemu z podbiegnięciem (czytaj podejściem z nartami u nóg) na Orlicę. Po karku spływa jednak pot, jest gorąco, za chwilę znów chłodno. Raz smaga nas zimny wiatr, raz rozgrzewa marcowe słońce, które z trudem przebija się przez stalowe chmury. Orlica...
Teraz zjazd. Uczucie lekkości, siły, mijamy świerki, buki, zbliżamy się do Polomskiego Kopca, z którego przy dobrej pogodzie można dostrzec Śnieżkę. Dzisiaj jednak na to nie ma szans. Kierujemy się do Sedlonovskiego Wierchu i stojącego tam krzyża. Gorąca herbata rozgrzewa, mięśnie lekko bolą podobnie jak ścięgna, ale brniemy przed siebie. Kawałek postnego chleba dodaje sił... I jest powietrze, radość wśród rozkołysanych drzew, wiatr, który gdzieś nas goni w poszukiwaniu przestrzeni.
Mijamy bunkry - to linia czeskich umocnień sprzed II wojny światowej, która miała chronić przed Niemcami. Nie uchroniła. Powstały tu niewielkie bunkry oraz poniżej potężne fortyfikacje. Ich zadaniem było powstrzymanie pierwszego natarcia wroga. Dzisiaj można niektóre z nich zwiedzać.
U wód w Polanicy
Pijalnia wód w uzdrowisku w Polanicy Zdroju.
(fot. fot. Maciej Wilczek)
W drodze powrotnej zjeżdżamy do uzdrowiska w Polanicy Zdroju. To ponad 7 tysięczne miasto położone na wysokości ok. 300-400 m n.p.m. powinno urzec każdego. Bo miejsce to wyjątkowe, zadbane, czyste.
Zmierzamy w kierunku uzdrowiska, przez most. Wzburzone wody Bystrzycy Dusznickiej wskazuje co dzieje się w górach, wskazują, że śnieg coraz gwałtowniej się topi i spływa, rzeka staje się groźna. Mieszkańcy aż za dobrze pamiętają powódź z lata 1998 roku, kiedy to na ogół spokojne wody Bystrzycy zabrały kilka ludzkich istnień, a zniszczenia przekroczyły miliony złotych.
Parę metrów dalej, po prawej stronie od mostu, położone jest uzdrowisko. W nastrojowej scenerii jedynie za złotówkę i 30 groszy można ugasić pragnienie kojącą mineralną. Wody te dodają sił witalnych, poprawiają nie tylko stan wątroby, jelit, ale także stan ducha. A źródła polanickie słynne były już u schyłku XVI w. kiedy to zaczęli je eksploatować jezuici. Powoli zapada zmrok. Cisza. Gdzieś w zakamarkach uzdrowiska przemykają cienie dawnych mieszkańców Polanicy.
Spleceni, zakochani kuracjusze mokną na parkowych ławkach.
Pora wracać do Zielonej Góry. Do mieszkań zwanych domami i jutro iść do pracy, do fabryki informacji, bo tak naprawdę tym stało się dziennikarstwo. Smutne? Może trochę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?