Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiatrak będzie górował nad Podmoklami

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Wiatrak-koźlak z 1854 r. został znaleziony w Potrzebowie koło Leszna i zakupiony za 5 tys. zł. Wkrótce będzie do zwiedzania.
Wiatrak-koźlak z 1854 r. został znaleziony w Potrzebowie koło Leszna i zakupiony za 5 tys. zł. Wkrótce będzie do zwiedzania. fot. Paweł Janczaruk
To nie jest tylko opowieść o sprowadzeniu wiatraka-koźlaka do Podmokli Małych. Choć zabytek z 1854 r. gra tu ważną rolę. Ale mimo wszystko stanowi tło dla aktywności trojga ludzi, którzy w czynie społecznym zbudowali... skansen!

SKANSEN ZAPRASZA

SKANSEN ZAPRASZA

Na liście 220 darów są m.in. pługi wszystkich typów - podorywkowe, do orki głębokiej, radła, kopaczki, opielacze, obsypniki, dołownik do ziemniaków, żniwiarki, młockarnie, śrutowniki, kieraty, sieczkarnie, mały młyn, kosiarki do łąk, żniwiarki, przetrząsarka do siana, zgrabiarka, siewnik, snopowiązałki. Zainteresowani zwiedzeniem mogą się kontaktować ze szkołą, tel. 68 351 21 52.

- U nas w Podmoklach nie było wiatraków, ja nie pamiętam - mówi Helena Heppel z Babimostu, rocznik 1921. - Ale jak przyciągnęłam do miasta w 1946 r. to tu jeszcze stały. Jeden u Przybyły, drugi za stolarnią u Karla Mayera, był też za Frąckiem, dziś tam mieszka Woźniak.

Pani Helena wspomina czwarty wiatrak, który stał, "gdzie teraz Marek Rychły". Rozpadł się chyba przed pierwszą wojną. A te, które zapamiętała, też powoli upadały. Niszczały i rozbierano je. - Bo jak Kotlarski otworzył młyn, to ludzie u niego zaczęli mielić mąkę - dodaje.

To ma być wizytówka gminy

Cóż, może w Podmoklach Małych i Wielkich wiatraków nie było, ale niedługo jeden się pojawi. Stanie wiosną i będzie nie lada atrakcją.

- Na pewno młode pary będą się zjeżdżały, żeby sobie zrobić zdjęcie na tle koźlaka - uważa Grzegorz Ryczek, prezes Stowarzyszenia Przyjaźni Podmoklom. Solidny fundament pod wiatrak-koźlak już przygotowany. A zabytek, który za 5 tys. zł gmina kupiła od rolnika we wsi Potrzebowo koło Leszna, powoli jest rozbierany i przewożony do gminy.

- Rozebraliśmy już cały wiatrak, został tylko do przewiezienia krzyżak ze słupem - zapowiada Marian Szymański z Nowego Kramska, który wygrał przetarg na rozbiórkę i ustawienie koźlaka w nowym miejscu, oczywiście po naprawie. - Na razie wszystko magazynujemy i konserwujemy, a jak zejdą mrozy i pogoda dopisze, zaczniemy składać.

- Dogadałem się ze Zdzisławem Brudłą z Jaromierza, że jak zabraknie autentycznych elementów, to wykorzystamy stare belki z jego stodoły - wyjaśnia przejęty Sylwester Błoch, jeden z ojców pomysłu. Podkreśla, że na wiatrak z Potrzebowa wpadł w internecie kolega Grzegorz. Obaj pojechali pod Leszno. Obejrzeli podniszczony zabytek, któremu cztery lata temu wichura zerwała dach, i dogadali się z właścicielem. Pieniądze wyłożył ratusz.

- To ma być wizytówka gminy - burmistrz Bernard Radny nie wahał się, gdy przyszło wesprzeć społeczników. Opowiada przy tym anegdotkę. Gdy rozmawiał z ludźmi odpowiedzialnymi za powstanie w Babimoście nowego marketu, ci poprosili o argumenty przemawiające za lokalizacją. - Wymieniłem tutejsze firmy, lotnisko, różne atrakcje, w końcu powiedziałem o skansenie, w którym będzie wiatrak - wspomina. - I okazało się, że to był decydujący argument.

Czyścili drucianymi szczotkami

- To Sylwek nosił się z ideą skansenu, niech opowie, jak było - sugeruje Ryczek.
- No cóż, parę lat temu zauważyłem w składnicy złomu stare maszyny rolnicze. Pochodzę z rolniczej rodziny z Dąbrówki i żal mi się ich zrobiło - przyznaje Błoch. O pomyśle ratowania zabytkowych maszyn opowiedział burmistrzowi. Długo nie musiał tłumaczyć. Radny też jest rolnikiem, wciąż mieszka na wsi. A że dyrektorką szkoły w Podmoklach Małych została Elżbieta Ryczek, żona pana Grzegorza, miejsce gromadzenia sprzętu narzucało się samo. Tym bardziej, że obok szkoły leżała odłogiem ziemia należąca do gminy.

- Gdy ludzie dowiedzieli się o pomyśle, sami zaczęli przynosić to, co w gospodarstwie leżało zapomniane - mówi pani Elżbieta. - I tak zgromadziliśmy dziesiątki urządzeń. W przypadku ciężkich maszyn, gdy trzeba było je skądś przewieźć, najczęściej pomagał pan Trocholepszy z synem Patrykiem i Ferdynand Wołek, bo mają ciągnik z przyczepą i podnośnik.

Zabytkowe maszyny Józef Trocholepszy początkowo przechowywał też u siebie w Podmoklach Małych. Pod jego dachem były czyszczone, malowane i przygotowywane do przeniesienia do skansenu. Dziwne, ale zajmowało się tym troje dorosłych ludzi, mających obowiązki służbowe i domowe, bo tak bardzo przejęli się rupieciami, które inni uznali za niewarte zachodu. Za złom! W latach 2004-05 w wolne popołudnia i weekendy pan Sylwester i małżeństwo Ryczków zapamiętale czyścili rolnicze sprzęty drucianymi szczotkami. Maszyny "ciągnęli" środkami odrdzewiającymi, potem minią, na końcu farbą olejną. - Ale wyłącznie w oryginalnych, fabrycznych kolorach - zastrzegła pani Elżbieta, gdy podglądałem ich pracę.

Sortownik to po naszemu klapra

- Ofiarodawcy to mieszkańcy Podmokli Małych i Wielkich, Babimostu, Kramska Starego i Nowego, Kosieczyna, Kręcka i innych wsi - wylicza Błoch. Ryczek sporządziła listę. Jest na niej 220 darów - pługi wszystkich typów, kopaczki, żniwiarki, młockarnie, śrutowniki, kierat od Brudły z Jaromierza, sieczkarnia, mały młyn. Niektóre sprzęty noszą nazwy lokalne, co przydaje kolorytu.

- Sortownik po podmoklańsku to klapra - śmieje się pan Sylwek. - Podobnych urządzeń nie ma ani w skansenie w Wolsztynie, ani w Ochli - uważa E. Ryczek i żałuje, że nie udało się przejąć tych naprawdę rzadkich, bo zostały wywieziono za granicę. - Gdybyśmy zaczęli zbierać maszyny parę lat wcześniej, kolekcja byłaby jeszcze ciekawsza.

Miejsce na skansen wytyczono w 2005 r. Ogrodzono gminny grunt przy szkole, wzdłuż płotu wysypano biały grys, na nim ustawiono urządzenia. A gdy już stanęły pierwsze eksponaty, do Podmokli Małych zaczęły zjeżdżać wycieczki. Setki ludzi. Wiele grup z Zielonej Góry. Wpisy w kronice wskazują na gości z Niemiec, Francji, a nawet z... Chin. "Dziękujemy za wspaniałe lekcje historii" - mówią odręczne teksty.

Mają dziać się "różne cuda"

Ostatnio Przyjaźni Podmoklom przygotowali projekt powiększenia skansenu, który właśnie jest realizowany za duże pieniądze. Stoi już wiata, pod którą trafią maszyny drewniane narażone na deszcze: wialnie, dołownik, młockarnia, śrutowniki, wóz drabiniasty i "w kastę", a na ścianach zostaną zawieszone kosy, sierpy, wagi, lewarki. Przed szkołą powstał parking dla zwiedzających i plac zabaw, żeby najmłodsi nie nudzili się w czasie zwiedzania. Jest płyta taneczna, a będzie boisko.

Bo w skansenie i obok mają się dziać "różne cuda". Od zabaw po konferencje naukowe. Trzeba być przygotowanym na wszystko, np. wspólne z Karczmą Taberską zajęcia w skansenie dla przyjezdnych dzieci pt. "Od ziarenka do bochenka".

- Skansen stał się elementem edukacji regionalnej naszych uczniów, ale i promocji gminy - podkreśla pani Elżbieta. I nie jest to czcze gadanie, tu dzieciaki (projekt "Mali przewodnicy po Podmoklach") i ich rodzice naprawdę się angażują. Leszek Białas, Konrad Wojciechowski to ci najaktywniejsi. Gdy stawiano chlebny piec, nie mogło zabraknąć Franciszka Woźnego, a przy malowaniu Jerzego Dworniczaka. Udziela się sołtys Podmokli Wielkich Tomasz Cichy i Lasek - Wiesław Śledź. Bo to taka właśnie społeczność!
Mimo nadchodzących świąt w skansenie ruch, robota idzie ostro, zmiany widać codziennie. A wszystko z myślą o koźlaku. Będzie górował nad Podmoklami Małymi i Wielkimi. Wyraźny punkt w lokalnym pejzażu. Symbol pracy i ambicji. Znalazł się też w świeżo wymyślonym znaczku stowarzyszenia Przyjaźni Podmoklom.

- Wiatrak-koźlak, największy eksponat skansenu, to dobre zwieńczenie naszej kilkuletniej pracy, ale na tym nie poprzestaniemy - zapewnia pan Grzegorz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska