Kibice byli bardzo ciekawi czy po piorunującej drugiej połowie w środowym meczu Stelmet znów pokaże rywalom, że jest lepszy. Czy może gospodarze znajdą sposób by wygrać i doprowadzić do piątego meczu? Wyszło na to pierwsze.
Inauguracyjna kwarta i spora część drugiej pokazywała, że zwycięży pierwsza opcja. Stelmet zaczął spokojnie, nasi punktowali kiedy powinni, a gospodarze wyglądali na zmęczonych. W pierwszej kwarcie MKS dwukrotnie prowadził , ale wyglądało, że mamy ten mecz pod kontrolą. W drugiej spokojnie oddaliliśmy się od rywala. Kiedy w 16 min, po rzucie Łukasza Koszarka wygrywaliśmy 40:28 wydawało się, że zejdziemy na przerwę spokojnie prowadząc. Tymczasem zaczął się koszmar. Wszystko się zmieniło.
Nie potrafiliśmy trafić z dobrych sytuacji, nie umieliśmy wybronić akcji, ani zebrać piłki po nieudanych rzutach MKS-u. Efekt był porażający. W ostatnich czterech minutach gospodarze zdobyli 17 punktów, Stelmet nic, a wynik do przerwy brzmiał 45:50. Dodajmy, nie wynikał ze świetnej gry MKS-u, a żenujacej końcówki naszych. Czekaliśmy na coś lepszego w drugiej połowie. Doczekaliśmy się o tyle, że mozolnie, z ogromnym trudem udawało nam się powoli odrabiać straty. Wyszło nam, ale dopiero po sześciu minutach męczarni.
W 26 min z osobistych trafił Zelijko Sakić i wygrywaliśmy 53:52. Trzeba przyznać, że w trzeciej kwarcie świetnie zagrał Markel Starks. Ze swoich 19 punktów, aż 17 zdobył właśnie w trzeciej kwarcie. Wjeżdżał odważnie pod kosz rywala i punktował, trafiał też z dystansu. Gorzej, że jego koledzy wyglądali na bardzo rozkojarzonych. Trzeba przyznać, że tylko dzięki niemu, nie tylko dogoniliśmy MKS, ale przegoniliśmy. Przed czwartą kwartą Stelmet wygrywał 66:60 i czekaliśmy aż zielonogórzanie, może nie błysną tak jak w środę, ale położą solidny stempel na zwycięstwie. Tym bardziej, że zaraz na początku Sakić po osobistych podwyższył na 68:60.
Niestety, o kolejnych minutach niewiele dobrego można powiedzieć. W dziecinnie łatwy sposób pozwoliliśmy się dogonić MKS-owi dosłownie w dwie minuty i po rzucie Denga Denga było 68:68. Potem były dwie ładne akcje Łukasza Koszarka i prowadzenie różnicą pięciu punktów. Znów zamiast odjechać i spokojnie czekać na końcową syrenę, po serii błędów pozwoliliśmy rywalom na dojście na odległość trzech punktów. Wynik 76:73 dla nas na dwie minuty przed końcem nie przesądzał jeszcze niczego. Na szczęście dla nas MKS był już potwornie zmęczony i zwycięstwo stało się faktem. Ono było najważniejsze bo dawało nam półfinał, ale styl w jakim zostało odniesione musi niepokoić...
MKS Dąbrowa Górnicza - Stelmet Enea BC Zielona Góra 73:81(22:28, 23:12, 15:26, 13:15)
MKS: Melvin 18 (2), De Leon 15 (2), Deng Deng 12 (2), Gabiński 5 (1), Zębski 4 oraz: Wojciechowski 14 (1), Richardson 3 (1), Kobel 2, Dawdo i Chorab po 0.
Stelmet Enea BC Starks 19 (3), Sakić 13 (1), Sokołowski 11 (2), Planinić 10, Zamojski 9 (3) oraz: Koszarek 12 (2), DeVoe 4, Hosley 2, Humphrey 0.
Sędziowali : Wojciech Liszka, Dariusz Lenczowski, Michał Chrakowiecki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?