Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielodzietna rodzina straciła swoje plony. Nowy właściciel zaorał ziemię nim zdążyli cokolwiek zebrać

Eugeniusz Kurzawa, (ac) 0 68 324 88 54 [email protected]
fot. Mariusz Kapała
- Ktoś kupił u nas ziemię, na której wielodzietna rodzina miała ogród. Nowy właściciel zamiast poczekać aż zostaną zebrane plony, po prostu wszystko zaorał - Barbara Dębicka z Karszyna mocno przejęła się losem sąsiadów. I powiadomiła redakcję.

- To się zdarzyło chyba w sobotę, a we wtorek pojechałam do urzędu miasta, żeby sprawdzić kto jest właścicielem gruntu - relacjonuje B. Dębicka, która jest radną. - Z papierów wynikało, iż ziemia należy do Agencji Nieruchomości Rolnych. Może ostatnio zmienił się właściciel lecz gmina nie została powiadomiona?

- Sprawdziłem, właścicielem jest nadal Agencja, zmienił się tylko dzierżawca - wyjaśnia później wiceburmistrz Jerzy Fabiś. - Nastąpiła cesja gruntu z ojca na syna.
Wyruszamy do Karszyna. To 5 km od Kargowej. Pani Barbary akurat nie ma w domu, złapiemy ją później. Naszym przewodnikiem zostaje mąż, Leon Dębicki.

- Cały Karszyn jest poruszony - mówi. - Łukaszewscy, ci użytkownicy ziemi, mają ośmioro dzieci. Zbiory z pola miały im starczyć na całą zimę. Co teraz? A zaorane hektary leżą odłogiem!
Zaczynamy układać tę historię według chronologii. Początek wyjaśnia sam główny "sprawca".

Przyszedł gajowy

- Dwa lata temu przyszedł gajowy i mówi, żebym sobie obrabiał ten kawałek - opowiada Zbigniew Łukaszewski.
- Józek Marek gajowy się nazywa - wtrąca Beata Łukaszewska, żona. - To pan na emeryturze, latami uprawiał pole, ale widać dłużej nie chciał, bo przyszedł i powiedział, żeby tę ziemię po nim wziąć.

- Od tego czasu zajmowałem się polem; to może być jakiś hektar - ciągnie pan Zbigniew. - W tym roku posadziłem trzy worki kartofli, ogórki, szczypior, marchew, buraczki… Było jak w ogrodzie. Na zimę wyszłaby mi przyczepa kartofli, w sam raz dla tak licznej rodziny.

Na podwórku Łukaszewskich biegają dzieci. Mają ich ośmioro. - Najmłodsze pół roku, najstarsze już dorosłe, ma 26 lat - wyjaśniają gospodarze. Łukaszewski pracował w ubojni drobiu, ale od pół roku jest na chorobowym. Żona nie pracuje zawodowo, opiekuje się dziećmi. Kobieta chodzi o kulach, ma problemy z biodrem.

- Jak ten Łukaszewski dbał o ziemię! Jak o swoją! Choć było wiadomo, że pole do kogoś należy - stwierdza Dębicka. - Jednak nikt się nie zjawiał i nikt nie poinformował Łukaszewskich o sprzedaży. A oni przecież nie szykowali plonów na handel, tylko na stół, dla rodziny.

Pojawił się traktorzysta

- Aż któregoś dnia, będzie ze trzy tygodnie temu, przyjeżdża jeden facet, traktorzysta, i mówi, że jest nowy właściciel, który kazał mu poletko przeorać - wraca do opowieści Łukaszewski.

- Dlaczego?! Ziemniaki aż do kolan kwitły! - irytuje się Dębicka. - A ten nowy zamiast poczekać kiedy Łukaszewscy zbiorą plony, wynajął faceta i po prostu kazał je zaorać. Jak można być takim egoistą?!

- To po świńsku - sądzi rozgoryczona Łukaszewska.
Pan Zbigniew próbował tłumaczyć, pertraktować.
- Wtedy traktorzysta dał mi telefon do tego gościa, więc zadzwoniłem - relacjonuje. - Porozmawiałem z nim, stwierdził, że się zastanowi i oddzwoni. Widać oddzwonił do traktorzysty, bo ten zaczął robić swoje. Przeorał pole.

- Nie orał, tylko talerzował - prostuje nowy dzierżawca ziemi i od razu pyta: - Ale jaki jest sens tej rozmowy? O czym tu gadać? Przecież ci ludzie weszli na nie swoje pole, nawet się nie zapytali czy mogą coś uprawiać. Jakim prawem?! To samowolka! Powinienem od razu ten fakt zgłosić na policję.

Wyjaśniam rozmówcy, iż nie podważam jego prawa do hektarów, ani tego, że Łukaszewscy uprawiali cudzą ziemię. Również decyzji w sprawie zaorania (czy talerzowania) kwitnącego pola. To jego prawo. Interesuje mnie jedynie odpowiedź, czy można było trochę poczekać, żeby ludzie zebrali plony. Tym bardziej, że niedługo minie miesiąc jak na polu nic się nie dzieje.

- Bo cóż o tej porze roku można siać lub sadzić? - pyta retorycznie J. Fabiś, rolnik z wykształcenia i dodaje: - Ludzie ze wsi wiedzą, iż "kto sieje, ten zbiera". I to niepisane prawo się nie zmieniło.

Chciałem im pomóc

- Ja chciałem tym ludziom pomóc, gość co pojechał do nich to żaden traktorzysta, tylko poważny rolnik na hektarach, który miał ode mnie przekazać im tonę ziemniaków na zimę, za te wyorane - informuje nowy dzierżawca ziemi. - Jednak potem zadzwonił jakiś... facet i zaczął mnie obrażać. Powiedziałem: nie dostaną tych ziemniaków.

- Boże, przecież to nieprawda - stwierdza Łukaszewska. - Po mężu zadzwonił jeszcze mój brat Leszek i próbował coś wytargować. Ale to tamten pan go wyzwał i się rozłączył. Zaś traktorzysta nic nie mówił o ziemniakach, które niby miał nam dać...

- Jesteśmy oburzeni - J. Fabiś przekazuje stanowisko ratusza. - Co z tego, że ów osobnik postąpił zgodnie z prawem, kiedy od strony moralnej nieprawdopodobnie nagannie!
Jednak na tym nie koniec sprawy Łukaszewscy kontra posiadacz ziemski.
- Po co pan o to pyta, chce pan opisać w gazecie? - dopytuje na koniec rozmowy dzierżawca. Kiedy uzyskuje potwierdzenie przekazuje krótko: - Jeśli pan o tym napisze, to ja zgłoszę na policję, że ci ludzi weszli na moje pole. Bo weszli nielegalnie...

- A niech zgłasza na policję! - replikuje B. Łukaszewska. - Wiem, że wieś jest za nami, myślę że i "Gazeta" nas nie zostawi.
- Będziemy pilnować tej sprawy - deklaruje radna Dębicka.
- Gmina postanowiła, że przed zimą przekażemy Łukaszewskim tonę ziemniaków - puentuje wiceburmistrz Fabiś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska