W sobotę, w południe, trasę od ulicy Sobieskiego do diabelskiego młyna przy redakcji „Gazety Lubuskiej” udało nam się pokonać w 10 minut. Wieczorem potrzebowaliśmy na to ponad dwa razy więcej czasu. Samo wydostanie się z tłumu zebranego pod winobraniową sceną trwało kilka minut, a potem nie pozostało nic innego, jak zsynchronizować swoje kroku z ludźmi idącymi przed nami.
To, co najbardziej nas raziło, to nie ilość osób mocno upojonych alkoholem. O nie! W zasadzie, poza butelkami i szklankami z mocniejszymi trunkami w dłoniach spacerujących, nie widzieliśmy osób wyraźnie pijanych. Można by rzec pełna kultura. Mnóstwo spokojnych i uśmiechniętych twarzy naokoło. Nie raziły nawet spacery o tak później porze z małymi dziećmi, no może trochę, kiedy dziecko było naprawdę małe, a rodzice nie pomyśleli, żeby swojego maluszka uzbroić w specjalne wygłuszające słuchawki.
To, co na prawdę nas raziło, a nawet przerażało, to właściciele psów, którzy wzięli swojego pupila na spacer, wciskając zwierzaki ciasną przestrzeń, bombardowaną tysiącem obcych zapachów i dźwięków. Wystarczy zapytać pierwszego lepszego weterynarza, co pies czuje, kiedy jego pan bierze go na spacerek na deptak podczas Winobrania.
Może prezydent czy Bachus powinien wprowadzić czasowy zakaz wprowadzania psów, kotów i innych zwierząt hodowlanych na deptak?
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?