Koszykarki InvestInTheWest AZS AJP Gorzów do niedzielnego meczu w Krakowie z Wisłą Can Pack przystąpiły z znacznie większą wiarą w zwycięstwo niż miało to miejsce w poprzednią sobotę z Artego, w hali Akademii im. Jakuba z Paradyża przy ul. Chopina. Nie tylko z tego względu, że krakowianki są trochę niżej w tabeli Energi Basket Ligi niż bydgoszczanki. Głównie chodziło o to, że prawie wszystkie gorzowianki od wtorku mogły wejść w codzienny trening. Jedynie Miah Spencer na razie nie doszła do siebie po chorobie. Jednak ona i tak nie była przewidywana do gry z wicemistrzyniami Polski z ubiegłego sezonu.
W pierwszej kwarcie obie ekipy grały falami. Najpierw cztery punkty z rzędu zdobyły przyjezdne, by dziewięć kolejnych rzuciły gospodynie. Starcie wyrównało się około 5 minuty, kiedy to na 13 trafiła drugi z rzutów wolnych Paulina Misiek. Do kolejnego wyrównania doprowadziła na dwie minuty przed końcem Annamaria Prezelj, u której wraca dynamika po kontuzji odniesionej kilka tygodni temu. Dzięki czemu w pierwszych dziesięciu minutach spędziła na parkiecie więcej minut na pozycji numer dwa niż ostatnio tam częściej występująca Daria Stelmach. Co więcej, w pierwszej piątce wyszła Beata Jaworska, a nie jak do tej pory Magdalena Szajtauer. Za to w Białej Gwieździe nie wybiegła z powodu urazu nosa nominalna ich jedynka Maurita Reid. W każdym razie pierwsza ćwiartka zakończyła się nie inaczej, jak remisem.
Na początku drugiej kwarty zarysowała się przewaga punktowa gospodyń. W 16 minucie wynosiła ona pięć „oczek”, ale po trzech minutach wzrosła do dziewięciu punktów, po tym jak za trzy trafiła najpierw Magdalena Ziętara, a później Leonor Rodriguez, najlepsza wiślaczka w starciu w Gorzowie. Ostatecznie panie schodziły do szatni przy stanie 38:31, bo Klaudia Niedźwiecka w ostatniej akcji nie rzuciła po kontrze z czystej pozycji.
Po przerwie bardzo liczyliśmy na przebudzenie ze snu Natalie Hurst, która w pierwszych dwudziestu minutach zdobyła tylko dwa punkty, oddając przy tym zaledwie cztery rzuty, ale nic takiego nie miało miejsca i ta różnica punktowa nie malała. W ogóle, nasze panie były jakieś takie apatyczne. Brakowało im może nie tyle zaangażowania, co agresji i przyspieszenia w grze. W 26 min było 50:40, a po 30 - 58:48.
Czwarta kwarta zaczęła się od punktów Aleksandry Pawlak, ale po akcjach Rodriguez, później Cheyenne Parker na tablicy świetlnej w 34 min pojawiło się 67:49. Po tym było wiadome, że nasze tego meczu nie wygrają. Podopieczne Maciejewskiego, jak Misiak, w dogodnych pozycjach nie zdobywały punktów, czy jak Pawlak, były blokowane. Innymi słowy, nic nam nie wychodziło... Jeszcze na koniec za trzy trafiła Rytsikawa, ale już na więcej nie było nas stać.
Obyśmy w play offach ominęli Wisłę, bo jak na razie nie wiemy, jak przeciw niej grać. Przegraliśmy z nią też u siebie 56:64, ale w tamtym starciu staraliśmy się walczyć do końca. Wczoraj takiej próby AZS AJP zabrakło...
Polecamy również:
Zobacz też: Prezentacja modelu rzeźby Andrzeja Huszczy w Zielonej Górze
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?