Jeśli ktoś ma problemy z sercem, a w sobotę był na meczu z "Białą Gwiazdą", pewnie nieprędko wróci do hali przy ul. Chopina. Bo po takim horrorze, jaki zafundowały czołowe drużyny ekstraklasy, bardzo łatwo o zawał.
Pierwsza kwarta to miłe złego początki. Choć rywalki rozpoczęły w mocno eksperymentalnym zestawieniu, po trójce Doroty Gburczyk w 2 min objęły prowadzenie, które oddały dopiero 10 minut przed końcem! Zdziesiątkowane kontuzjami krakowianki celowo zwalniały i rozsądnie rozgrywały atak pozycyjny. Jeśli dodamy do tego wysoką skuteczność i łatwość, z jaką wypracowywały sobie pozycje na obwodzie, mamy odpowiedź, dlaczego tak długo nasze nie mogły przejąć inicjatywy.
Ale mimo że jeszcze w pierwszej kwarcie rywalki prowadziły 23:17, w drugiej akademiczki zniwelowały stratę do zaledwie punktu - 31:30 dla gości. Ale kolejne minuty znów należały do liderek. Potężną bronią były zwłaszcza celne rzuty za trzy (siedem na 14 prób). Stały dopływ punktów zapewniały głównie Dominique Canty i Marta Fernandez. Nieciekawie zrobiło się półtorej minuty przed końcem pierwszej połowy, gdy KSSSE AZS PWSZ przegrywał już 34:45.
KSSSE AZS PWSZ GORZÓW - WISŁA CAN PACK KRAKÓW 75:70 (20:23, 18:22, 18:9, 19:16)
KSSSE AZS PWSZ GORZÓW - WISŁA CAN PACK KRAKÓW 75:70 (20:23, 18:22, 18:9, 19:16)
AZS PWSZ: Zohnova 19, Taylor 17, Żurowska 15, Breitreiner 12, Czubak 0 oraz Crawford 5, Kaczmarczyk 4, Richards 3, Maruszczak 0.
Wisła: Canty 18, Gburczyk 16, Maksimović 10, Skerović 7, Kotnis 4 oraz Fernandez 13, Dupree 2, Gajdosz 0.
Sędziowali: Dariusz Szczerba (Wrocław) i Tomasz Trawicki (Szczecin). Widzów 1.300 (nadkomplet).
Na szczęście nie po raz pierwszy przekonaliśmy się, że nie da się zagrać całego meczu na zabójczo wysokiej skuteczności. Tak było z Wisłą, a decydująca okazała się trzecia kwarta. Gorzowianki przestały kurczowo pilnować własnego kosza, wyszły odważnie do przodu i rywalki przestały bezkarnie hasać po obwodzie. - W szatni dziewczyny "zmusiły" mnie do zmiany koncepcji gry - przyznał nasz trener Dariusz Maciejewski.
Jeszcze w 25 min było 52:42 dla krakowianek, ale od tego momentu przyjezdne całkowicie oddały pole. Wielki wkład mieli w to również nasi kibice, których niesamowity doping uskrzydlił akademiczki. W hali zapanował taki tumult, że trudno było zebrać myśli, a co dopiero kontynuować grę. - Zostaliśmy przytłoczone atmosferą... - nie ukrywała po meczu Jelena Skerović.
Przy ogromnej wrzawie, w 30 min gorzowianki odrobiły dystans i przed ostatnią kwartą po raz drugi prowadziły - 56:54. Tego, jak mocno potrzebowały wparcia, pokazała Anna Breitreiner, która gestami długo zachęcała fanów do zdzierania gardeł.
Ostatnie 10 minut było popisem gorzowianek. Wiślaczki opadły z sił, co zaowocowało kilkoma prostymi stratami i dużo niższą niż przed przerwą skutecznością. Po akcjach Lindsay Taylor nasze prowadziły 62:56 i 65:58. Gdy w 36 min najlepsza na boisku Katerina Zohnova trafiła za trzy, przewaga wzrosła do dziesięciu "oczek". Ale przyjezdne nie dały za wygraną. Po osobistych Canty miały tylko cztery punkty mniej i dopiero kolejne trafienia Czeszki odebrały Wiślaczkom jakąkolwiek nadzieję. Dwa mecze i dwa triumfy nad krakowiankami - wielu kibiców nie wierzyło w to nawet po wyjściu z hali.
Co po spotkaniu powiedziała bohaterka meczu Katerina Zohnova, wiceprezes KSSSE AZS PWSZ oraz trener Wisły Can Pack, dowiesz się z papierowego wydania "GL"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?