Pomysł wyszedł od Andrzeja Siekluckiego, biznesmena, który przyjaźnił się z Zygmuntem i dziś ma dużą kolekcję jego obrazów. - Samych akwarelek mam ze trzydzieści - mówi. Po śmierci malarza przez dwa lata organizował rocznicowe spotkania przyjaciół w pubie Tequilla, jak jeszcze żył dawny właściciel Krzysiek Bączyński. Na ostatnim takim spotkaniu było ze sto osób. - W następnych latach jakoś rzadziej bywałem w Głogowie, ale właśnie zbliża się piąta rocznica śmierci Zygmunta i trzeba ją jakoś uczcić - planuje Z. Sieklucki.
Organizuje wernisaż prac artysty w galerii w Miejskim Ośrodku Kultury. Ma się odbyć 2 września, a potem przez cały miesiąc będzie można oglądać obrazy. W rocznicę śmierci, czyli 24 sierpnia, o godz. 16.00 przyjaciele malarza spotkają się na jego grobie na cmentarzu przy ul. Legnickiej. - Zapraszamy wszystkich, którzy dobrze wspominają Zygmunta - mówi Sieklucki. - To był taki człowiek, że z każdym pogadał i miał znajomych nawet wśród ludzi, którzy w ogóle nie interesują się sztuką. Jego po prostu ludzie lubili.
Bardzo lubił go także Andrzej Sieklucki. Opowiada jak w 1989 roku przyjechał po raz pierwszy do Głogowa w interesach - jako dyrektor jednego z gdańskich przedsiębiorstw realizował kontrakt z głogowską hutą miedzi. - Przyjechałem tu na chwilę, a zostałem 20 lat. Lecz z przerwami, bo na stałe zamieszkałem w Głogowie w 2002 roku. Wcześniej firma wynajmowała mi pokój w hotelu - opowiada. Właśnie podczas pobytu w Hotelu Kasztelańskim - którego dziś już nie ma - poznał Zygmunta Stachurę. Konkretnie w hotelowym barze, do którego zszedł, żeby napić się piwa. - W barze tylko jeden człowiek siedział przy stoliku, akurat tyłem do mnie - opowiada. - Zwróciłem uwagę na bardzo ciekawe malowidła na ścianie i zapytałem barmankę, kto jest ich autorem. Od razu widziałem, że to nie była żadna amatorska robota. A barmanka mówi do mnie, że autor o tu właśnie siedzi.
Okazało się, że biznesmen Sieklucki miał bardzo dużo wspólnych tematów z malarzem Stachurą. Rozmawiali na przykład o klubach muzycznych w Sopocie, które Stachura doskonale znał, o koncertach sprzed laty. - Zaprzyjaźniliśmy się - mówi Sieklucki. - Pokazał mi wtedy swoją pracownię w wieżowcu na ostatnim piętrze. Bardzo spodobały mi się jego obrazy. Później za każdym razem jak przyjeżdżałem do Głogowa, to dzwoniłem do Zygmunta, że będę i się spotykaliśmy.
W 1991 roku założył w Głogowie firmę, która działa do dziś. Dziś ma także kilkadziesiąt obrazów Stachury. - Zygmunt zupełnie nie znał się na ekonomii, pod tym względem był człowiekiem jakby z innego świata - wspomina. - Dlatego też różnie bywało ze sprzedażą jego obrazów. On był wolny od pewnych trosk, był typowym artystą, który gubił się w realiach. Mówiąc szczerze nawet nie potrafił sprzedawać tych swoich obrazów. Nawet nie wiedział, na ile je cenić. Pamiętam pewną zimę, kiedy był w bardzo złej sytuacji finansowej. My, jego przyjaciele, zastanawialiśmy się jak mu pomóc, bo też on był dumnym człowiekiem, który nie zawsze potrafił się o pomoc zwrócić. Poprosiłem więc go tej zimy, by namalował portrety mojej rodziny. Zaprosiłem go do mojego domu na wsi i jakoś przezimował. Czasem trzeba mu było pomóc w opłaceniu czynszu za pracownię, czasem kupić kartę do komórki.
Stachura malował widoki Głogowa, pejzaże ze Starym Miastem w tle, dokumentował rozwój tej dzielnicy. Przez wiele osób zwany był wręcz głogowskim Canalettem. Często w rynku można go było zobaczyć z płótnem i pędzlami. Takie jego obrazy, głównie akwarele, są najbardziej znane. Lubił też malować portrety i akty. Sieklucki obiecuje, że jego typowe i najważniejsze prace zobaczymy wkrótce na wystawie w MOK-u.
Zygmunt Stachura zmarł na zawał serca podczas pleneru malarskiego w Wolsztynie, którego organizatorem był także głogowski malarz Janusz Owczarek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?