Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Krasowski: - Czułem, jak pałka gnie się na mojej czaszce

Dariusz Chajewski 0 68 324 88 79 [email protected]
Władysław Krasowski. Działacz robotniczej Solidarności. Pamiątki z jego opozycyjnej przeszłości można oglądać na wystawie w Szprotawie. Jego hobby to praca na działce.
Władysław Krasowski. Działacz robotniczej Solidarności. Pamiątki z jego opozycyjnej przeszłości można oglądać na wystawie w Szprotawie. Jego hobby to praca na działce. fot. Dariusz Chajewski
Rozmowa z Władysławem Krasowskim ze Szprotawy, opozycjonistą, który za swoją działalność trafił do więzienia.

- Jak można przeczytać na wyroku, trafił pan za kratki za...
- ... podżeganie opinii publicznej i wywoływanie niepokojów społecznych.

- A tak w prostych słowach.
- Ponieważ działałem w Solidarności, a pracowałem w WPHW, u progu lat 80. prowadziłem tablicę ogłoszeniową w witrynie sklepowej. Czułem się nieco dziennikarzem. Zgłosiły się do mnie dwie panie i opowiedziały historię, która wydarzyła się w Rudnej, gdzie spacyfikowano protest robotników. Spisałem to i upowszechniłem.

- Na tablicy ogłoszeń?
- Nie tylko. W sumie sporządziłem kilkadziesiąt egzemplarzy. Przesłałem do mediów, do działaczy.

- Policjanci, przepraszam milicjanci, dowiedzieli się z mediów?
- Niestety, nie. Wiem, że wyszło to od jednej pani, która uchodziła za działaczkę opozycyjną. I tak 7 stycznia 1982, gdy wracałem z działki, pojawili się smutni panowie... Potem areszt i przesłuchania w budynku przy ul. Partyzantów w Zielonej Górze.

- Więzienie?
- Wcześniej proces. Już 2 stycznia byłem praktycznie skazany, ale wyrok usłyszałem 21, na wyjazdowej sesji sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego. Miałem trafić za kratki na 18 miesięcy. W kwietniu zostałem przewieziony do więzienia we Wrocławiu.

- Znalazł się pan wśród kryminalistów?
- Nic z tych rzeczy. Całe piętro, kilkudziesięciu chłopa, to byli sami opozycjoniści. Chociażby Stanisław Płatek. Stąd ten pobyt w więzieniu był specyficzny.

- Polityczni byli łagodniej traktowani?
- O nie, to nie było sanatorium. Jeden z kolegów ze Śląska wpadł na pomysł, aby z tubek po paście do zębów zrobić znaczki solidarności. I któregoś dnia wszyscy zawiesiliśmy je sobie na szyjach. Natychmiast był apel, żądanie zdjęcia tych symboli. Połowa z nas nie posłuchała. Padło pytanie klawisza: I po co wam to, durnie? Wówczas przepędzono nas przez schody, korytarze i zorganizowano ścieżkę zdrowia. Czułem, jak pałka gnie się na mojej czaszce.

- I po co to było?
- Z przekonania. Zresztą później klawisze też nieco zmienili stosunek do nas, zaczął bywać u nas z wizytami pasterskimi biskup Gulbinowicz. Ja rozpocząłem wędrówkę po lekarzach, z jednego więziennego szpitala do drugiego, potem dostałem urlop ze względu na stan zdrowia. I wreszcie ułaskawienie, podpisane przez Jabłońskiego, przewodniczącego Rady Państwa. Poinformowano mnie, że mój występek został wymazany... Śmieszne. Jakby można było to wymazać.

- Gdy teraz śledzi pan to, co dzieje się w posolidarnościowym ruchu...
- Oczywiście budzi to niesmak. Ale tak samo się czuję, słysząc ludzi, którzy twierdzą, że za tzw. komuny było nam lepiej. Nikt już nie pamięta kolejek, zamkniętych granic. Gdy kiedyś kupiłem dwa dywany, natychmiast przyszli do mojego domu dwaj uzbrojeni policjanci...

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska