Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Sikora: Zahukany byłem

Zdzisław Haczek 68 324 88 05 [email protected]
Władysław „Sikor” Sikora ma 56 lat. Absolwent zielonogórskiej WSI, lider i aktor legendarnego Potem (1984-1999), nestor Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego, założyciel, opiekun kabaretów i formacji (najnowsza to Formacja BIS), przez cztery lata współpracownik Zenona Laskowika po powrocie lidera Tey’a na estradę, scenarzysta, reżyser filmów Wytwórni A’YoY, m.in. „Baśń o Ludziach Stąd”, a później „Zamknięci w celuloidzie”, scenarzysta. Autor „Eddy w Zielonej Górze” (Carbo Media) - jednego z najlepszych filmów promujących miasto.
Władysław „Sikor” Sikora ma 56 lat. Absolwent zielonogórskiej WSI, lider i aktor legendarnego Potem (1984-1999), nestor Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego, założyciel, opiekun kabaretów i formacji (najnowsza to Formacja BIS), przez cztery lata współpracownik Zenona Laskowika po powrocie lidera Tey’a na estradę, scenarzysta, reżyser filmów Wytwórni A’YoY, m.in. „Baśń o Ludziach Stąd”, a później „Zamknięci w celuloidzie”, scenarzysta. Autor „Eddy w Zielonej Górze” (Carbo Media) - jednego z najlepszych filmów promujących miasto. Mariusz Kapała
- Obaj jesteśmy uparci i myśmy sobie z Zenkiem Laskowikiem troszkę przeszkadzali - mówi Władysław "Sikor" Sikora, nestor Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego

- Sikor, dlaczego ty się nie żenisz?
- Ponieważ znam kobiety i małżeństwa.

- No i...?
- To już wystarczy, żeby się nie żenić.

- A może ty się ożeniłeś ze sceną? Z kabaretem?
- Jesteśmy w wiecznym narzeczeństwie, bo w małżeństwie to by tak dobrze nie było.

- Tak się lepiej wychodzi?
- Tak mi lepiej pasuje - bez papierów...

- I kabaret cię nie zdradza?
- Czasami zdradza, ale ja mu wybaczam.

- A ty zdradzasz kabaret?
- Zdarza się, ale on mi też wybacza. Jak widzisz, pełne porozumienie i tolerancja.

- Ciągle masz pod opieką nowy narybek kabaretowy.
- Nie tak ciągle, ale teraz mam. Postanowiłem zrobić mały krok wstecz, żeby złapać właściwą perspektywę, zanim pójdę znowu do przodu. Przestałem troszkę rozumieć kabaret, przynajmniej ten medialny.

- To dlatego zawiesiłeś Adin?
- Adin przestał mieć perspektywy rozwojowe, więc stwierdziłem, po cholerę to ciągnąć? Robienie kabaretu w stagnacji mnie mało interesuje.

- Kilkanaście lat temu prowadziłeś w Zielonej Górze pierwszy w kraju fakultet kabaretowy. Ostatnio znów miałeś zajęcia na uczelni?
- Ale tylko jeden semestr. Stwierdziłem, że wolę to prowadzić w klubie Gęba. Tam było to zbyt sformalizowane, z wpisami do indeksu i studenci mnie traktowali, jak każdego innego wykładowcę, czyli uciekali z zajęć, zwalniali się, a tu - w Gębie - nikt mi nie ucieka, bo to nie jest obowiązkowe.

- Ale w Gębie nikt ci też nie płaci.
- A co to za pieniądze, przepraszam? Cenię moją pracę dużo wyżej.

- Przez wiele lat z kabaretem Potem kłamaliście, bo śpiewaliście: - Zrób kabaret, po prostu zrób kabaret, to takie proste, choć przecież takie stare... Co jest nieprawdą.
- Co jest prawdą i nieprawdą jednocześnie, ponieważ kabaret stary jest, ma koło wieku co najmniej. A czy to jest proste? Jest proste pod pewnymi warunkami.

- Ileś nocy w Gębie trzeba spędzić...
- Nie, proste to jest pod warunkiem, że naprawdę robi się to lekko, z serca. Że się człowiek nie sili, nie stara się śmieszyć na poważnie. Kabaret to nie może być poważna sprawa.

- A piosenka "Zrób kabaret" to kradziona była...
- Na początku była ukradziona przez naszego byłego pianistę, który szybko opuścił zespół po fakcie, gdy się o tym dowiedzieliśmy. Ale ją dalej śpiewaliśmy, a później spotkaliśmy na FAMIE w Świnoujściu jednego z jej twórców, który nam dał pełne pozwolenie i mówił, że się cieszy, że piosenka żyje. Też bym się cieszył!

- Od małego psociłeś?
- Nie, nie, ja byłem z tych zahukanych. Ale to właśnie sprawiło, że zostałem kabareciarzem. Cały czas czułem się szykanowany przez kolegów z podwórka i ze szkoły, a nie miałem w ogóle refleksu i ciętej riposty. Jak ktoś mi coś dosrał, to w domu długimi godzinami wymyślałem, co ja powinienem był mu odpowiedzieć. I zawsze coś wymyśliłem. Ale zwykle było po ptokach, więc nigdy nie mogłem tego zweryfikować. Natomiast przez to wyrobiłem sobie przekonanie, że na każdą złośliwość można wymyślić komentarz, który będzie bardziej złośliwy i śmieszny. To przekonanie zostało mi do dziś.

- Kiedy pierwszy raz ze sceny rozśmieszyłeś ludzi?
- To było w pierwszej klasie technikum mechanicznego. Byłem harcerzem, nikt mnie nie znał i mogłem udawać, że jestem inny, niż byłem w podstawówce. Wszyscy mi mówili: - Ty śmieszny jesteś, powinieneś zapisać się do kabaretu. W co niestety uwierzyłem. W korczakowcach były kabarety i mnie wzięli. Wyrzucili po pierwszym występie, ale wystąpiłem. A później z kolegami założyłem sobie swój kabaret, a w sumie w technikum to uczestniczyłem co najmniej w czterech. A co!

- A na Wyższej Szkole Inżynierskiej...
- ... nic nie robiłem. Prowadzałem się z dziewczynami, piłem piwo z kolegami z grupy Dziekanat...

- Taki normalny student.
- Taki normalny... Ale coś chyba było na rzeczy, bo miałem zeszycik, w którym spisywałem sobie żarciki, które wymyśliłem. I to chyba świadczy o tym, że to było jakieś moje powołanie, bo ten zeszycik prowadziłem przez parę lat studiów i ze trzy lata po studiach, kiedy nic w kabarecie nie robiłem.

- A potem na otrzęsinach na Wyższej Szkole Pedagogicznej raziłeś "kotów" prądem - miałeś taki kabelek przyczepiony do dłoni, którą gratulowałeś delikwentowi...
- Bateryjka i transformator, ot co! Do czegoś trzeba było te studia wykorzystać. Oprócz tego, że trzy lata pracowałem w telefonach jako monter.

- Kiedy się zdecydowałeś przejść na kabaretowe zawodowstwo?
- Najpierw zostałem zawodowym kaowcem. Jak tylko rzuciłem pracę w telefonach, byłem pierwszym kierownikiem Gęby. Później byłem człowiekiem od imprez, głównie kabaretowych, w Alma-Arcie. A zawodowym kabareciarzem zostałem, gdy kabaret Potem zaczął przynosić jakieś normalne dochody, porównywalne z pensją.

- Niedawno jeden z portali przypomniał kabaret Potem. Internauci komentowali: pamiętam, super! legenda...
- Miło, że zostało jeszcze trochę ludzi, którzy Potem pamiętają, bo większość młodych to już nie wie, co to jest. Ale Dudka i wielu innych kabaretów też nie pamiętają.

- Zazdrościsz trochę Aśce Kołaczkowskiej i Darkowi Kamysowi - byłem Potemowcom - kabaretu Hrabi?
- Zazdroszczę to nie jest dobre słowo, bo zdecydowanie doceniam. Oni mają tylko jeden kabaret, ja mam więcej. Czy ja bym się chciał tylko na ten jeden zamienić? Pewnie jednak nie. Chociaż fakt, że chciałbym mieć chociaż jeden zbliżony poziomem do Hrabi w sensie reprezentatywny, flagowy, który by zdobywał nowe tereny. Tu mi się z Adinem nie udało, ale przyjmuję to z pełną pokorą.

- Może zabrakło wsparcia telewizji, od której, przynajmniej przed laty, programowo uciekałeś?
- I dalej uciekam, ale nie na amen. Traktuję to jako narzędzie, a jak narzędzie próbuje być wyznacznikiem, no to absolutnie tego nie akceptuję. A w tej chwili trochę narzędzie próbuje wyznaczać trendy. Czemu zdecydowanie mówię: nie!

- Wróćmy do studenckiego festiwalu FAMA w Świnoujściu sprzed 20 lat, gdzie Marzena Rogalska - dziś twarz TVP - śpiewała w twoim programie "Kabaretowe badziewie". Umówiona publiczność rzucała w występujących pomidorami... Owo "badziewie" nie króluje dziś w telewizji?
- He, he, he! Ja się zastanawiam, na ile to jest efekt mojego starzenia się, bo przecież nie mogę tego wykluczyć, a na ile rzeczywiście tu nastąpiło spłaszczenie. Ale muszę uważać na to, co myślę i co mówię, bo rzeczywiście może to być efekt sentymentu, a nie trzeźwej oceny. Fakt, że teraz ten kabaret głównego nurtu troszkę mi nie odpowiada. Ale może wtedy Daniec i OTTO też mi troszkę nie odpowiadali? Uważam, że dziś ten główny nurt jest zbyt estradowy, biesiadny, taki na jedno kopyto. Śmieszność ogranicza się do menelstwa i bardzo głupich bohaterów skeczu. No przecież aż tak durnych ludzi to nie ma! Ja wiem, że może ludziom fajnie się śmiać, bo widzą kogoś głupszego od siebie, no ale czy trochę to nie świadczy źle o ludziach, że nie mogą się z mądrzejszych śmiać, tylko z aż takich głupich?

- Telewizja daje pieniądze i popularność. To cię nie rajcuje?
- To nie jest tak, że w ogóle mnie nie rajcuje, ale nie rajcuje mnie do tego stopnia, żebym cokolwiek za to sprzedał z rzeczy, które lubię. Ciągle mam z czego żyć, popularność mi ni cholery nie jest potrzebna. Lubię szacunek, ale to niekoniecznie jest to samo, co popularność. Choć niektórzy to mylą.

- Byłeś blisko Zenona Laskowika, gdy wracał na scenę. Mieliście wspólny program i co? On był za bardzo polityczny?
- Byliśmy z różnych bajek, ale ja myślałem, że uda nam się układ dwuliderowy, którego jestem mocnym zwolennikiem, bo lubię to ścieranie się różnych spojrzeń, wypracowywanie wspólnego stanowiska. Ale myśmy sobie troszkę z Zenkiem przeszkadzali. Nasze spojrzenia były zbyt różne, a jesteśmy obaj bardzo uparci. W programie były wyraźnie części moja i Zenkowa. To nie było spójne. Po czterech latach się rozstaliśmy.

- Gęba od ćwierć wieku ciągle pełna, rodzą się tu wciąż nowe, młode kabarety - to przez ciebie? Znowu na drzwiach powiesiłeś plakat z zaproszeniem na warsztaty.
- Na pewno też przeze mnie. Nie próbuję być tu zanadto skromny. Robię te warsztaty, zatrzymuję ich uczestników, pozwalam im się poczuć jak u siebie i zakładam kabarety. W nowej Formacji BIS są kabarety FachoFcy, Tiruriru i parę wolnych elektronów. Ta grupa liczy sobie kilkanaście osób i już zrobiliśmy chyba z pięć imprez w Gębie siłami tylko tych młodych. To napędza życie w klubie, a tym, którzy tu przychodzą, uświadamia, że nie trzeba być medialnym, telewizyjnym artystą, żeby móc tu wystąpić.

>b>- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska