Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Wilczyński: swobodny jeździec FMX ze Studzieńca

Grzegorz Chiliński 68 387 52 87 [email protected]
Wojciech Wilczyński - uczeń drugiej klasy technikum mechanicznego w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Nowej Soli. Za tydzień kończy osiemnaście lat. Mieszka w Studzieńcu. Nałogowy mechanik z nietypowym hobby.
Wojciech Wilczyński - uczeń drugiej klasy technikum mechanicznego w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Nowej Soli. Za tydzień kończy osiemnaście lat. Mieszka w Studzieńcu. Nałogowy mechanik z nietypowym hobby. Fot. Grzegorz Chiliński
Najpierw robił to na rowerach. Teraz, od czterech lat, skacze na motocyklach. Niejednemu z nas przy jego ewolucjach ścierpłaby skóra. Wojciech Wilczyński, uczeń nowosolskiego "Odlewniaka" mówi o swojej pasji.

Czy mówi ci coś termin lazy boy? Nie? To spróbuj wybić się z rampy motocyklem i podczas lotu zahacz kolanami za kierownicę i połóż się wyprostowany na siodełku. Na wykonanie takiego leniwca masz kilka sekund. Możesz spróbować cliffhangera - po wyskoku zaczep stopami za kierownicę i wyprostuj się. Nie zapomnij unieść wysoko rąk nad głowę. Czas na sztuczkę ten sam. Ok. Możesz spróbować jeszcze zwyczajnego salta w tył. Będzie lepiej jak połączysz salto z którąś z tych wcześniej wymienionych sztuczek. Sędziowie dadzą ci wiecej punktów. Aha. I nie zapomnij potem bezpiecznie wylądować.

FMX, czyli Free Style Motocross, jest sportem motorowym, który wyewoluował z motocrossu. Rozpoznawalny jest przez to, że zawodnicy wykonują wyszukane ewolucje na rampach. Ten sport od motocrossu odróżnia też budowa motocykla, który zazwyczaj posiada krótsze siodło i twardsze zawieszenie. Free Style Motocross cieszy się na świecie ogromną popularnością i przyciąga wielkie rzesze kibiców. Widowiskowe ewolucje i ekstremalne często tricki wykonywane na motocyklach pokazują jak ogromne wyzwanie odwadze rzucają zawodnicy. Ryzyko, adrenalina wynikają z dynamiki tego sportu. Ale tu też nie ma miejsca na błędy, bo kontuzje mogą być straszne w skutkach.

O swojej przygodzie z motocyklowymi ewolucjami opowiada nam Wojtek Wilczyński.

- Niektórzy do latania używają lotni. Dlaczego Ty fruwasz na motorze?
Trudno to wytłumaczyć. To dla mnie ogromna frajda, trochę adrenaliny i ludziom się podoba. Zaraziłem Freestylem starszego brata. Norbert jeździ drugi rok. W Polsce jest już trochę ludzi, którzy zajmują się tym sportem. Jesteśmy w kontakcie przez Internet. Tak też zwołujemy się na kolejne spotkania. Marzę, żeby trenować z najlepszymi i robić nowe tricki.

- Twój najlepszy trick to…
-Death Sailor z niedolotem przednim (śmiech). To było pod wieczór, rosa. Przy najeździe na rampę wpadłem w poślizg i wbiłem się przednim kołem w szczyt górki. Na szczęście skończyło się tylko na połamanym błotniku i skarpecie z lagi (osłona przedniego amortyzatora przyp. red.) oraz dwudniowym bólu kości. Szczegół.

- A jak to się zaczęło?
- Kiedy byłem w czwartej klasie podstawówki, dziadek podarował bratu Norbertowi i mnie wueskę, bo nie wierzył, że uda się ją nam uruchomić. Razem z bratem sami kupowaliśmy części i motor jest na chodzie, pełny oryginał, a to 76 rocznik. Najpierw skakałem na rowerach: składaku, potem na bmx-ie. Któregoś razu pojechaliśmy na tor do Książa Śląskiego. Tam zobaczyłem zawodników FMX. Bardzo mi się to spodobało i kupiłem pierwszego crossa - cezetkę. Potem były: yamaha, honda i kawasaki.

- Domyślam się, że to raczej drogi sport…
- Dla mnie tak. Po szkole i w wakacje zarabiam. Najczęściej na budowie, chociaż uczę się w technikum mechanicznym. Właśnie rozsypał mi się koszyczek sprzęgła, to jakieś 1500 złotych, więc na pewien czas koniec z jazdą. Burze, czyli ochraniacze na kręgosłup i żebra, kosztują, zależy od firmy od około 200 zł do nawet 1400 zł.

- A kto naprawia twoje maszyny?
- Robię to sam. Jestem mechanikiem i zawodnikiem jednocześnie. Tato i brat Norbert zajmują się dokumentowaniem moich popisów.

- A ta rampa, którą widzę za stodołą?
- Rampę robiliśmy sami, ale ważniejsza jest górka, na którą się ląduje. Sypaliśmy ją z kolegami przez całe wakacje, łopatami. Przerzuciliśmy chyba ze czterysta ton ziemi. Ale teraz jest na czym pofruwać.

- Co na to twoi rodzice, bo to przecież jest niebezpieczne zajęcie?
- Mama jest trochę przeciwna, a tato uważa, że są gorsze nałogi, w które mogą wpaść młodzi ludzie.

- Dziękuję za rozmowę i życzę znalezienia sponsora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska