Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojenne reparacje powracają. Od kogo, dla kogo, ile i za co?

Andrzej Dworak
Wikimedia commons/Domena publiczna
Trwa dyskusja o ustawie 447 ws. odszkodowań dla ofiar Holokaustu. Podnosi się sprawę reparacji wojennych dla Polski od Niemiec. Od tych ostatnich odszkodowań domagają się też Grecy i przedstawiciele afrykańskich grup mordowani ponad 100 lat temu w dzisiejszej Namibii.

W Warszawie miały miejsce protesty przeciwko „ustawie 447” dającej amerykańskiemu Departamentowi Stanu możliwość wspierania organizacji zrzeszających ofiary Holokaustu w sprawach roszczeń majątkowych.

Głos w tej sprawie zabrali ostatnio prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki, którzy zapowiedzieli, że Polska żadnych zobowiązań wojennych nie ma i o żadnych reparacjach czy wypłatach odszkodowań nie może być mowy. Według prezesa Kaczyńskiego: „to nam należy zapłacić. To nam są niektórzy na zachód od polskich granic winni dziesiątki, setki miliardów euro czy dolarów, może nawet więcej niż bilion…” I tak ponownie nadszedł czas, w którym się w Polsce wspomina o wojennych reparacjach od Niemiec.

Jest sporo niejasności w związku z ustawą 447 podpisaną w ub. roku przez Donald Trumpa. Niejasne jest pojęcie mienia uznawanego za bezspadkowe. Przeciwnicy ustawy wyjaśniają, że różne instytucje, nawet niemające związku z ofiarami Holokaustu, będą się mogły starać o odszkodowanie za tę własność. Z kolei niektórzy komentatorzy podkreślają, że w dokumencie nie ma twardego zapisu - nie ma mowy o stosowaniu nacisku wobec krajów, które nie rozliczyły się ze swoich zobowiązań. Amerykański Departament Stanu ma przygotować raport w tej sprawie. Ustawa nie zawiera też żadnych sankcji dla państwa za brak zwrotu majątków.

Strona polska argumentuje, że w naszym prawie istnieje zasada zwrotu majątku czy wypłaty odszkodowania dla spadkobierców ofiar Holokaustu, a mienie bezspadkowe przechodzi na rzecz skarbu państwa. Ale niedawno Polska odwołała wizytę izraelskiej delegacji i rozmowy o restytucji mienia żydowskiego się nie odbędą - MSZ poinformował, że nie dojdzie do spotkania z powodu zmiany składu izraelskiej delegacji w ostatniej chwili. Nie będzie więc chwilowo dyskusji o JUST Act, o odzyskaniu dzieł sztuki, a także prywatnego i komunalnego mienia przejętego siłą, skradzionego, lub oddanego pod presją w czasie zagłady Żydów. To świadczy o stopniu trudności dyskusji.

Od dłuższego czasu trwa natomiast dyskusja o reparacjach wojennych dla Polski od Niemiec - wspomnianych w cytowanej wyżej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Obie sprawy - domaganie się odszkodowań dla ofiar Holokaustu i reparacje od Niemiec - łączą się wbrew pozorom. W taki sposób, że Polska mogłaby być podwójnie poszkodowana. Najpierw będąc ofiarą agresji Niemiec i nie uzyskując od nich wyrównania wojennych krzywd i strat, a następnie wypłacając odszkodowania instytucjom powołującym się na ofiary Holokaustu zorganizowanego i przeprowadzonego przez Niemców.

Rozmowy Niemiec z Namibią w sprawie odszkodowania za ludobójstwo trwają od 3 lat. Namibia domaga się 50 mld euro

Tymczasem Niemcy, adresaci naszych roszczeń, mają na głowie w sprawach wojennych zbrodni nie tylko nas, ale też Greków i przedstawicieli afrykańskich grup etnicznych Herero i Nama, których tysiące wymordowali ponad 100 lat temu w swojej kolonii na terenie dzisiejszej Namibii.

Pierwsze ludobójstwo ery nowożytnej

Rozmowy Niemiec z Namibią w sprawie odszkodowania za kolonializm i ludobójstwo trwają od trzech lat. Namibia domaga się 50 mld euro odszkodowania za masakrę plemion Herero i Nama popełnioną przez niemieckich kolonialistów.

Pruski generał piechoty Lothar von Trotha, gubernator Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej, podczas powstania ludu Herero w 1904 roku rozgromił powstańców w bitwie pod Waterbergiem. Herero musieli wycofać się na pustynię Omaheke (część Kalahari), gdzie wielu z nich umarło z pragnienia. Niemieckie patrole strzegły źródeł wody, strzelając do zbliżających się tubylców. Zaledwie części z nich udało się zbiec do sąsiednich terytoriów brytyjskich - 15 z 80 tysięcy. Jesienią 1904 doszło do kolejnego powstania ludu Nama, które też zakończyło się pogromem - 10 tys. ofiar. Pacyfikacja buntowników trwała do momentu, kiedy cesarz Wilhelm II nakazał pod wpływem opinii międzynarodowej jej przerwanie. Zamiarem generała von Trothy była całkowita eksterminacja buntowników. Herero pozostali przy życiu zostali umieszczeni w obozach pracy, a niemieccy koloniści dokonywali na nich mordów i gwałtów. Niezdolnych do pracy zakłuwano bagnetami, dużą część jeńców umieszczono na tzw. Shark Island, gdzie znajdował się jeden z pierwszych na świecie obozów śmierci. W obozie tym zmarło ok. 3500 Afrykanów.

Rząd Niemiec odmawia wypłaceń odszkodowań potomkom ofiar i proponuje pomoc rozwojową dla Namibii - „bardzo znaczące zobowiązania materialne”. Tymczasem przedstawiciele Herero i Nama wnieśli na początku w 2017 roku do sądu w Nowym Yorku sprawę przeciwko rządowi RFN o odszkodowania. Ten stwierdził, że nie ma kompetencji w sprawie, która następnie została przekazana do sądu odwoławczego.

Berlin uznaje skargę za niedopuszczalną. Dla Niemiec porozumienie z Namibią jest moralnym obowiązkiem. Jeśli chodzi o zobowiązania prawne, rząd Niemiec nie dostrzega żadnych ku temu podstaw.

Reparacje dla Grecji

Grecki parlament zdecydował w połowie kwietnia, że rząd Aleksisa Tsiprasa ma oficjalnie zażądać od Niemiec reparacji za II wojnę światową. Ich wysokość to 290 mld euro - ustaliła w 2016 r. komisja ekspertów powołana przez parlament. Mają nastąpić konkretne działania na płaszczyźnie politycznej - grecki MSZ i resort sprawiedliwości mają przekazać żądania Berlinowi w nocie werbalnej. Jeśli Berlin odrzuci roszczenia, Ateny podejmą kroki prawne. Kiedy to nastąpi, jeszcze nie wiadomo. Zbyt wczesna data byłaby niekorzystna, bo można by odnieść wrażenie, że Ateny chcą uwzględnić reparacje przy kredytach z programu ratowania Grecji - twierdzą przedstawiciele rządu. Podczas kryzysu finansowego w Grecji głośne były wołania o zapłatę reparacji. Wielu Greków obwiniało wtedy Niemcy za zmuszanie ich do ostrego zaciskania pasa. Ale debata na temat reparacji ma już w Grecji pewną historię: według szefowej socjalistów Fofi Gennimaty już w 1965 roku ówczesny premier Grecji Georgios Papandreou w werbalnej nocie do ministerstwa spraw zagranicznych w Bonn zwrócił uwagę na greckie roszczenia. Bez powodzenia.

Ale w Niemczech powstał projekt dla Grecji, który jest czymś pośrednim między odrzuceniem żądań, a wypłatą reparacji. Inicjatorką jest córka (ministra uzbrojenia w III Rzeszy) Alberta Speera Hilde Schramm, która jako posłanka Zielonych zawsze była bardzo otwarta na kwestię zadośćuczynienia. Grupa osób, do których należy także była pełnomocniczka do spraw kontaktów z Polską Gesine Schwan, opowiada się za stworzeniem funduszu w wysokości 15-16 mld euro, z którego byłyby finansowane konkretne projekty dla Grecji.

„Berlin mógłby płacić Polsce przez 50 lub 100 lat”

Tak stwierdził w wywiadzie dla internetowego wydania tygodnika „Der Spiegel” poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który jest przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce Od Niemiec Za Szkody Wyrządzone W Trakcie II Wojny Światowej. „Spłaty trwające dziesięciolecia byłyby dla Niemców przypomnieniem, że nie wolno rozpoczynać takich wojen, gdyż zapłacą za to następne pokolenia” - powiedział poseł.

Bez rozwiązania problemu reparacji, zdaniem Mularczyka, relacje polsko-niemieckie nie staną się partnerskie. „Niemcy są duże, mają bardzo silną gospodarkę i chcieliby przewodzić UE. Aby otrzymać moralne prawo do tego, muszą uregulować swoje zobowiązania wobec Polski” - powiedział w wywiadzie Mularczyk. Jego zdaniem straty poniesione przez Polskę wyniosły ponad 850 mld euro. Końcowy raport ma być gotowy 1 września.

Niemieckie władze uważają kwestię reparacji wobec Polski za ostatecznie zamkniętą. Dla Polski - przynajmniej dla obozu rządzących - ta sytuacja jest ewidentna: Niemcy mają obowiązek spłaty wojennego odszkodowania.

Przeciwnicy żądania reparacji, m.in. historyk, polityk i znawca Niemiec Kazimierz Wóycicki, uważa, że sprawa może wywołać niepotrzebne i pełne emocji polemiki. Ktoś w Niemczech może wpaść na pomysł, że Polska zyskała ziemie zachodnie i północne, stojące cywilizacyjnie wyżej, niż tereny wschodnie II Rzeczpospolitej. I że to były owe reparacje. Ktoś mógłby wystrzelić z pretensjami do Wrocławia i zacząć udowadniać, że ziemie zachodnie są więcej warte niż polskie straty wojenne. Dla Wóycickiego żądanie reparacji może po prostu sprowokować dyskusje, których być nie powinno. Odpowiada mu - nie bezpośrednio - niemiecki historyk Karl Heinz Roth, który uważa, że dotychczasowa praca na rzecz polsko-niemieckiego pojednania - choć niezwykle ważna - jest bez prawdziwej podstawy. Podstawa będzie wtedy, jeśli zostanie uregulowany dług reparacyjny. Roth twierdzi, że teraz należy wyłożyć na stół wszystkie karty, a do nich należy też kwestia Ziem Zachodnich i obszarów na wschód od Odry i Nysy. Transfer ziem na wschód od linii Odra-Nysa był według prawa międzynarodowego świadczeniem reparacyjnym. Roth znalazł na ten temat sowieckie i polskie dokumenty, które nie są w Polsce tak dobrze znane, a które zawierają też liczby. Można się nimi posłużyć - a zatem według niemieckiego historyka Polsce spłacono już 10-12 proc. roszczeń reparacyjnych. Pozostaje reszta.

Dla porównania: Republika Federalna Niemiec od czasu zjednoczenia w 1990 roku dokonała transferu dla byłej NRD w wysokości 1,2 biliona euro i ten transfer nie zaszkodził jej finansom, wprost przeciwnie. Taką sumę - zdaniem Rotha - można uiścić w ciągu 10-20 lat bez uszczerbku dla społeczeństwa, kas socjalnych, a nawet systemu podatkowego. To ekonomicznie możliwe.

Tymczasem rząd Niemiec w ostatniej umowie koalicyjnej zapisał intensyfikację inicjatyw Polsko-Niemieckiej Wymiany Młodzieży, towarzystw polsko-niemieckich czy działań w miejscach pamięci. Kultura pamięci ma zostać wzmocniona, ale tylko po to - twierdzi Roth - by zneutralizować problem reparacji, a to niewłaściwe, a nawet cyniczne. Za swoje twierdzenia Karl Heinz Roth jest naturalnie atakowany i hejtowany. Rząd Niemiec wie, że dług reparacyjny nie ulega przedawnieniu i jest w dalszym ciągu otwarty. Obawia się najbardziej wspólnej inicjatywy Grecji, Polski, krajów byłej Jugosławii, Włoch i innych państw na przykład w ramach komisji rozjemczej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która nigdy jeszcze nie została zwołana.

POLECAMY:






















emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojenne reparacje powracają. Od kogo, dla kogo, ile i za co? - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska