Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojnowskie: czy to były dwa jeziora?

Eugeniusz Kurzawa, (wolk) 68 324 88 54 [email protected]
Rybak Grzegorz Koza prowadzi mały prywatny ośrodek zarybieniowy. - Zajmuję się w nim podchowalnictwem i wylęgarnictwem narybku, który potem trafia do jeziora - mówi.
Rybak Grzegorz Koza prowadzi mały prywatny ośrodek zarybieniowy. - Zajmuję się w nim podchowalnictwem i wylęgarnictwem narybku, który potem trafia do jeziora - mówi. Paweł Janczaruk
Pan Grzegorz, siedzący w newralgicznym punkcie Wojnowa, nad wodą i przy drodze do swojej wsi i do Starego Kramska, ma swoją ciekawą teorię na temat Jeziora Wojnowskiego.

- Moim zdaniem istniały kiedyś położone blisko siebie dwa jeziora! - snuje rozważania Grzegorz Koza, rybak mieszkający tuż przy kanale Gniłej Obry, wypływającym pod jego oknami z jeziora. - Zachodnie było głębsze, ale po przekopaniu łącznika poziomy obu akwenów się wyrównały. Teraz trudno to zauważyć, choć nadal każdy ze zbiorników zachowuje swoją specyfikę. Zachodni jest dziś dostępny dla turystów, są tutaj ośrodki wypoczynkowe, plaże. Natomiast przy wschodnim jest zdecydowanie mniej ludzi, za to gniazduje na nim wiele ptaków, no i stanowi obręb hodowlany dla gospodarstwa rybackiego. Dlatego obowiązuje tam limit na odłowy.

Pan Grzegorz wywodzi swoją teorię dwóch jezior z historii. Wojnowo nie miało nigdy kościoła (i w zasadzie nie ma do dziś, jest tylko nowa kaplica). Ludzie szli na msze do Nowego Kramska. Najbliższa droga wiodła przez przesmyk między jeziorami.
- Droga przez Stare Kramsko dopiero teraz jest w pełni wykorzystywana - mówi Koza. Co jednak było powodem połączenia jezior? Dlaczego zamarł stary trakt do Nowego Kramska? Tego rybak nie wie. Podkreśla, iż mieszka w tym miejscu za krótko, "dopiero" 15 lat, nie zdążył poznać wszystkim tajemnic.
A taką, wiążącą się z wojenną przeszłością tego akwenu, stanowi nieznana mogiła na krańcu jednego z jezior. Skąd się tam wzięła? Istnieje wersja, że to grób leśniczego zastrzelonego przez kłusowników. Ale jest też inna opowieść. Ponoć w czasie II wojny w tych okolicach, nad wodą, hitlerowcy posiadali tajną bazę. Okoliczna ludność polska miała tam zakaz wstępu. Gdy II wojna zakończyła się ludzie znaleźli zwłoki byłego pracownika ochrony tejże bazy, żołnierza Wehrmachtu. Został zabity przez uciekających hitlerowców, żeby nie zdradził ich tajemnic. Mogiłę można jeszcze znaleźć...

Warto też wiedzieć - a to już stuprocentowo pewna wiadomość - iż z pałacem nad jeziorem związana jest Juliana, matka obecnej królowej Holandii, Beatrix. Juliana wyszła bowiem za mąż za wojnowskiego księcia Bernarda. Na początku XX w. majątek Wojnowo należał do niemieckiej książęcej rodziny Lippe-Biesterfeld. Młode małżeństwo odwiedziło dobra rodzinne wraz z roczną chyba córką Beatrix. Po latach, w 1974 r., już 63-letni książę po raz pierwszy po wojnie znów przyjechał w rodzinne strony. Każdego roku chętnie bywają tu holenderscy turyści. Obecnie w pałacu mieści się szpital dla dzieci leczących choroby górnych dróg oddechowych. Można go podziwiać na odległość, bo wstępu raczej nie ma.

Znając zatem przeszłość możemy się wybrać - jeśli wędkujemy - na wody jeziora. Bo jeśli idzie o kąpiel to "różnie bywa". Pan Grzegorz, jako fachowiec, podpowiada, iż w toni żyją wszystkie rybie drapieżniki, od sandacza, poprzez szczupaka do węgorza. Moczykije z Zielonej Góry, Sulechowa chętnie siedzą tutaj całymi godzinami, żeby trafić na leszcza, co z drugiej strony nie jest takim problemem, gdyż ta ryba występuje obficie.
- Wędkowanie u nas odbywa się przez cały rok, nawet zimą są chętni do siedzenia nad przeręblą - wyjaśnia G. Koza.
- Z tego co wiem jest to jezioro drapieżników, czyli takich ryb jak sandacze, sumy, czy okonie - sugeruje Jan Starek z Dolnego Śląska, wędkujący z pomostu. - Niestety, udało mi się złowić do tej pory tylko płotki i leszcze. Ryba jest jak kobieta, jak chce to bierze...
Paweł Stasiowski i Fabian Pietkiewicz (mężczyźni w wieku szkolnym) mieli szczęście i złowili … wiadro. Ale zaklinali się, że niejeden raz udało im się złowić "ciekawsze ryby". - Przyjeżdżamy tutaj kilka razy w tygodniu. Zawsze coś się złowi. Czasem sandacz, czasem tylko leszcz, a niekiedy jak widać wiadro - śmieją się.

Nieco gorzej jest z kąpielą, choć pod względem chemicznym woda jest w porządku. Jednak biologicznie bywa różnie, raz akwen klasyfikowany jest w III klasie, innym razem jako pozaklasowy.
- No i co ja mam robić, zakazać ludziom pływania, skoro przyjechali do mnie na wczasy?! - irytuje się Anna Aleksandrowicz, właścicielka największego nad wodą ośrodka wypoczynkowego "Wojnowo". W 1998 r. kupiła go od lubińskiej "Miedzi". Obiekt wciąż, jak za dawnych czasów, przyciąga turystów. Świetną kuchnią oraz walorami miejsca. - Jednak sanepid kazał postawić tabliczkę, że jest zakaz kąpieli. Napisałam, że każdy się kąpie na własną odpowiedzialność. Bo co to za wczasy nad wodą bez wody?!
- Woda jest czysta - uważają Paweł i Fabian. - Z rana, tak do południa, bywa mętna, ale potem piasek opada na dno i jest okej.

Jan i Maria Starkowie ze Świdnicy nad jeziorem spędzają już drugie wakacje. Ściąga ich spokój, fakt że nie przyjeżdżają tłumy i dzięki temu można wypocząć. - Nam bardzo tutejszy klimat odpowiada, cieszy spokój, bliskość natury i oczywiście to, że możemy być tu razem - podkreślają.
Karolina Naglik-Tatarynowicz z Wolsztyna przyjechała z dziećmi z obozu językowo-sportowego zorganizowanego przez szkołę językową i szkołę pływania. Chwali sobie to miejsce: - Nie jest to jezioro komercyjne. Nie ma wrzasku ani hałasu, dlatego się tutaj odpoczywa. Dużym plusem jest las wokół.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska