- Wierzyłam, że nasz wójt wyjdzie obronną ręką z tej sprawy. Przecież chciał dobrze i nikomu nic złego nie zrobił - tak wyrok sądu komentuje Krystyna Kaczmarek, która jest sołtysem w Strychach.
Przed trzema tygodniami pisaliśmy o bobrach, które hurtowo wręcz podgryzają drzewa rosnące nad stawem w Strychach. Właśnie przez te drzewa starosta Grzegorz Gabryelski i wójt Przytocznej Bartłomiej Kucharyk trafili na ławę oskarżonych. Międzyrzecka prokuratura zarzuciła im przekroczenie uprawnień i próbę wyłudzenia unijnej dotacji. Dla wójta oskarżyciel prok. Tomasz Chechła wnioskował o rok i pięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lat oraz sześcioletni zakaz zajmowania stanowisk w administracji. Dla starosty domagał się roku i dwóch miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz zakazu zajmowania stanowisk na pięć lat.
Starosty nie było na ogłoszeniu wyroku, gdyż przebywa obecnie w sanatorium. Przyjechał za to jego syn. Wójtowi towarzyszyła natomiast jego żona. Ona zasiadała wśród publiczności i dziennikarzy, ale była bardziej zdenerwowana i przejęta sytuacją od męża, który zasiadał na ławie oskarżonych i z kamienną twarzą pokerzysty czekał na decyzję sądu.
Sędzia K. Martysz uznał winę obu samorządowców i skazał ich na słone grzywny. Wyrok nie przekreśla zawodowej kariery wójta. Został wybrany w wyborach bezpośrednich, dlatego mimo uznania winy i grzywny, nadal może być wójtem. Inaczej jest w przypadku starosty. Wybrali go radni, dlatego obejmują go inne przepisy. I - jeśli Sąd Okręgowy podtrzyma wyrok - straci stanowisko.
- Po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wystąpimy z odwołaniem - zapowiada mec. Tadeusz Fabiś, obrońca starosty.
Sędzia tak uzasadniał wyrok. - Następnym razem, zanim ktoś zdecyduje się na podjęcie działań niezgodnych z prawem, zastanowi się dwa razy. Zabolało, tym razem dostałem po kieszeni, następnym razem może być jeszcze gorzej. W tym wyroku pamiętajmy o jednym. Sąd nie orzekł zakazu sprawowania funkcji publicznych. Wójt ma doskonałą opinię, jest społecznikiem, stara się, działa dla społeczności lokalnej - uzasadniał wyrok sędzia K. Martysz.
O prokuratorskich zarzutach i procesie samorządowców wielokrotnie pisaliśmy w naszym tygodniku. Przypominamy, że w 2014 r. wójt chciał oczyścić zamulony staw w Strychach i zrobić koło niego plac zabaw dla dzieci. Zaczął od tego, że wystąpił do starostwa o zgodę na wycięcie rosnących tam brzóz i topól. Dostał pozwolenie na wycinkę 112 drzew, ale potem wyszło na jaw, że jest ich o 54 więcej. W starostwie doszło do machlojek z dokumentami. Jedna z urzędniczek sporządziła nowy dokument, ale ze starą datą. Potem była sądzona w odrębnym procesie. Sąd warunkowo umorzył jej sprawę, co we praktyce oznacza uznanie winy, ale bez orzekania o karze.
- Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że można to było zrobić legalnie. - zastanawiał się sędzia K. Martysz.
Kombinacje z urzędowym dokumentem ujawnił jeden z urzędników, który skopiował oba pozwolenia. W sądzie tłumaczył to „zawodowymi nawykami”. Do starostwa trafił z policji, a wcześniej był oficerem służby bezpieczeństwa - policji politycznej z czasów PRL. Zanim zawiadomił śledczych, wystąpił do starosty o podwyżkę.
- Jego cel był przyziemny. Chodziło o to, żeby zaszantażować starostę. Ale to, czym kierował się świadek, nie ma żadnego znaczenia dla wykrytego przestępstwa. Przestępstwo było popełnione w momencie, kiedy starosta podpisał sfałszowaną decyzję - zaznaczał sędzia.
Urzędnik ujawnił machlojki kilka miesięcy później. Po wszczęciu śledztwa - kilka miesięcy przed wyborami - prokuratura zawiesiła starostę w obowiązkach. Zakazała mu nawet przychodzenie do urzędu. Potem sąd uchylił decyzję, ale działania śledczych z pewnością nie ułatwiły G. Gabryelskiemu walki o mandat radnego i urząd starosty w następnej kadencji.
- Afera miała polityczny podtekst. Może posłużyć za scenariusz kolejnego odcinka serialu Służby Specjalne Patryka Vegi - komentuje jeden z naszych rozmówców.
Starosta i wójt zostali także oskarżeni o próbę wyłudzenia pieniędzy z Brukseli, gdyż B. Kucharyk wystąpił o unijną dotację na plac zabaw. W uzasadnieniu wyroku sędzia akcentował jednak, że „to nie była korzyść majątkowa dla wójta”. - To była korzyść majątkowa dla gminy - dodał.
Na ławie oskarżonych zasiadał też gminny urzędnik z Przytocznej Krzysztof C. Zdaniem oskarżyciela, jego rola była jednak drugoplanowa. Sąd umorzył warunkowo jego sprawę. Ma zapłacić 2 tys. zł grzywny i 100 zł kosztów postępowania.
- Sąd potwierdził to, co mówiliśmy od samego początku. Nikt z nas nie działał w celu osiągnięcia własnej korzyści, czy zrobienia czegokolwiek dla siebie. Działaliśmy dla dobra mieszkańców. To też pokazuje jak trudna i narażona na wszelkiego rodzaju stresy, bądź problemy prawne, jest praca samorządowca - komentuje wójt.
Wójt nie będzie się odwoływać od wyroku. Prawdopodobnie zrobi to oskarżyciel. - Czekamy na pisemne uzasadnienie. Po zapoznaniu się z nim podejmiemy decyzję o ewentualnym odwołaniu do sądu wyższej instancji - mówi prok. T. Chechła.
Sędzia K. Martysz podkreślał na koniec, że w sprawie nie chodziło wcale o 54 drzewa. -Drzewa są w tej sprawie bez znaczenia. Chodzi o jedno. Mszczą się przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów. Fałszowanie dokumentów. To jest przedmiotem przestępstwa. - mówił. Drugie przestępstwo to próba wyciągnięcia wsparcia finansowego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?