- Uważam to za skandal, za rażącą niesprawiedliwość - powiedział nam Krzysztof Czwojdrak, syn poszkodowanego, który niedawno odwołał się od decyzji ubezpieczyciela. PZU Życie SA miał na rozpatrzenie odwołania 30 dni.
Tymczasem mniej więcej godzinę po czwartkowym telefonie z "GL" do wolsztyńskiego punktu obsługi klienta PZU Życie, gdzie jest ubezpieczony Z. Czwojdrak, w jego domu odezwał się telefon, ale z oddziału firmy w Poznaniu.
- Zadzwoniła pani z Życia w Poznaniu, nazywa się Beata Oleksy, powiedziała, że to, co się stało było pomyłką, przeprasza za sytuację, że orzecznik wyliczył mężowi 56 proc. utraty zdrowia i dostaniemy nawet odsetki - wyliczyła Marianna Czwojdrak, żona Zygmunta. Nie udało się nam od razu dodzwonić do Beaty Oleksy, gdyż pani Marianna w zdenerwowaniu źle zapisała numer. Próbujemy następnego dnia.
Procedury milczenia
- Przykro mi, ale procedury nie pozwalają udzielać informacji prasie - stwierdza B. Oleksy, pracownica poznańskiego oddziału PZU Życie; oddziałowi podlega punkt obsługi klienta w Wolsztynie. - Wszelkie wyjaśnienia przekazałam synowi poszkodowanego. Mogę tylko dodać, iż mój telefon do państwa Czwojdraków był reakcją na ich odwołanie od decyzji, która zapadła w Wolsztynie.
- Rodzice są bombardowani telefonami - informuje syn mieszkający na stałe w Wolsztynie, który w piątek przyjechał do domu rodzinnego. - Rozmawiałem z panią Oleksy, wyjaśniła, iż w tej sprawie nastąpiła pomyłka w Wolsztynie, a jeśli mnie to satysfakcjonuje, to z powodu skandalicznego zachowania się wolsztyńskiego personelu zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Okazało się przy okazji, iż Z. Czwojdrak ma szansę nie tylko uzyskać ocenę 56 proc. utraty zdrowia, ale będę jeszcze doliczone procenty za uszkodzenie drugiej nogi i głowy.
Podejmą decyzję
- Pani z Poznania zapytała, czy nas to satysfakcjonuje - ciągnie syn. - Ja jednak pamiętam, iż w PZU Życie są tabele oceny utraty zdrowia i wynika z nich, iż ojciec, któremu przecież z nogi został tylko kikut, mógłby otrzymać górną granicę stawki, czyli 70 proc. Powiedziałem, iż w imieniu taty raczej będę się ubiegał o to, gdyż osoba zajmująca się oprotezowaniem nogi stwierdziła, iż jest to trudny przypadek jeśli idzie o wykonanie protezy.
- Gdy męża wzięli z tego wypadku helikopterem do szpitala w Zielonej Górze okazało się, iż jedna noga jest zmiażdżona i trzeba ją amputować, a druga była złamana, miał też w niej wyrwaną piętę, poza tym poharataną głowę, co do dziś widać - dodaje żona.
Rodzina zostawiła sobie do przyszłego tygodnia decyzję czy przyjąć to, co proponuje Poznań, czy poczekać na przyjazd nowego orzecznika, co zaproponowano w Poznaniu. Jest zatem nadzieja, iż teraz wypadki potoczą się normalną koleją losu. Czy jednak trzeba było aż interwencji gazety?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?