Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wracamy do sprawy chorej 70-latki. Rodzina utrzymuje: nie była więziona!

Anna Rimke 0 95 722 57 72 [email protected]
fot. Krzysztof Kubasiewicz
- Zaproponowaliśmy rodzinie pomoc w opiece nad matką. Jeśli jej nie przyjmą, będziemy sprawdzać warunki, w jakich przebywa ta pani. Tak długo, aż dostanie miejsce w domu pomocy społecznej - obiecuje nam Barbara Steblin - Kamińska, dyrektorka GCPR.

O sprawie chorej 70-latki pisaliśmy 11 sierpnia w publikacji "Kobieta wyje jak wilk". Przypomnijmy, na naszym portalu www.mmgorzow.pl dziennikarz obywatelski opisał dramat kobiety: "Ona żyje w ciemnościach, bez prądu. Syn dwa lata temu zamknął ją w mieszkaniu. Raz dziennie przynosi jej jedzenie. I to jest jedyny kontakt tej pani z człowiekiem. Przez to po nocach wyje jak wilk" - napisał.
Nie ma z nią kontaktu

Zajęliśmy się sprawą. Sąsiedzi potwierdzili szokujące informacje. - To już chyba trzeci rok, jak nie wychodzi z domu. Syn ją zamknął. Zabił okna, odłączył prąd i gaz. Dla jej bezpieczeństwa. Bo ona ma Alzheimera - opowiadają jedni. Inni dodają, że ta choroba postępowała od dłuższego czasu. Kiedy jeszcze kobieta wychodziła przed blok, zdarzało jej się dziwnie się ubrać, powiedzieć coś od rzeczy.
Sąsiedzi twierdzą, że chora gorzowianka ma 70 lat. - Kiedyś pięknie śpiewała. A teraz jak zwierzę wyje po nocach - mówią. - Syn raz dziennie jedzenie jej nosi. W miseczce plastikowej, jak psu. Wchodzi tam i zaraz wychodzi - relacjonują oburzeni ludzie.

W poniedziałek zapukaliśmy do drzwi chorej kobiety. Pod drzwiami czuć było mocz. W mieszkaniu nikt na pukanie nie reagował. Dopiero, gdy sąsiadka zawołała ją po imieniu, ta zaczęła z drugiej strony szarpać klamką, jakby próbowała się wydostać. 70-latka zaczęła pohukiwać jak dzikie zwierzę.
Próbowaliśmy skontaktować się z synem, który opiekuje się chorą kobietą, ale bezskutecznie. Od sąsiadów usłyszeliśmy, że "wyjechali w niedzielę i jeszcze nie wrócili". Poinformowaliśmy o tym Gorzowskie Centrum Pomocy Rodzinie. Jeszcze tego samego dnia jego pracownicy skontaktowali się z synem i dostali zapewnienie, że 70-latką podczas jego nieobecności zajmuje się dorosła wnuczka. Pomoc społeczna wezwała też drugiego syna chorej kobiety. Sąsiedzi relacjonują, że był we wtorek z obiadem u matki.

Pracownicy opieki społecznej umówili się z synem, który opiekuje się chorą, na spotkanie po jego powrocie. Sprawdzili, w jakich warunkach przebywa kobieta.

My również go odwiedziliśmy. Jest rozgoryczony wtorkowym artykułem. - Nieprawdą jest, że uwięziłem mamę. Ona nie chce wychodzić. Jest chora. Nie ma z nią już żadnego kontaktu - mówił mężczyzna. Twierdzi, że kłamstwem jest też to, że nosi jej jedzenie raz dziennie. - Sąsiedzi nie widzą, jak rano po pracy na nocce noszę jej śniadanie. Później obiad. Je wszystko to, co my - tłumaczy. Mężczyzna przyznaje, że jest zamknięta, że ma zakręconą wodę i zdjęte kurki od kuchenki gazowej - wszystko dla jej bezpieczeństwa. Ale nie żyje w ciemnościach. Ma prąd i światło.

Będą czujni

Syn prowadzi nas do chorej. W małym mieszkaniu czuć odór moczu. Ale jest czysto. Meblościanka na wysoki połysk, ława pod oknem przykryta serwetą. Płytki linoeum dokładnie wymiecione. 70-latka leży w świeżej pościeli, czystej koszuli nocnej. - Sprzątam tu, myję mamę. Ludzie nie wiedzą, co to znaczy zajmować się tak chorą osobą. Ona potrafi zdjąć pampersa z siebie. Zabrudzić wszystko dookoła - tłumaczy zaduch w mieszkaniu.

Chora kobieta reaguje na wizytę, wstaje z łóżka, ale nie jest zainteresowana gośćmi. Krąży po pokoju, mrucząc coś pod nosem. Nie odpowiada na słowa syna, nawet na niego nie spogląda. Nie ma z nią żadnego kontaktu.

Syn stara się o miejsce dla chorej w domu opieki społecznej. Ale jak wszyscy musi czekać na swoją kolej. Kiedy to będzie, nie wiadomo, bo miejsca w takich domach zwalniają się naturalnie - ktoś umiera, ktoś jest przyjmowany. 70-latka jest szósta w kolejce.

Pracownicy GCPR zaproponowali rodzinie pomoc do czasu umieszczenia matki w domu opieki. - Syn stwierdził, że da sobie radę. Jeszcze go namawiamy. Może opiekunka przekonałaby jakoś tą panią do spacerów, spędzała u niej trochę czasu. Zmusić do takiej pomocy nikogo jednak nie możemy - rozkłada ręce B. Steblin - Kamińska, dyrektorka GCPR. Zapewnia jednak, że nawet jeśli syn nie zgodzi się na pomoc opiekunki, chora nie pozostanie sama. - Będziemy czujni. Będziemy odwiedzać rodzinę bez zapowiedzi i sprawdzać, czy kobieta ma dobre warunki higieniczne i bytowe - zapowiada dyr. Steblin - Kamińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska