Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Śmierć w celi zabójców [NASZE ŚLEDZTWO]

Marcin Rybak
Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska
Kilka metrów kwadratowych więziennej celi przy Kleczkowskiej we Wrocławiu. W środku pięciu mężczyzn - czterej z nich to groźni mordercy. Jeden z nich rano zostaje znaleziony w celi martwy. Nikt nic nie widział. Nikt niczego nie słyszał. Biegły orzeka: to najprawdopodobniej morderstwo. Prokuratura śledztwo jednak umarza. Bo "najprawdopodobniej" to przecież nie "na pewno". Zobaczcie, czego nie wie prokuratura. Oto kulisy wspólnego śledztwa dziennikarskiego portalu GazetaWroclawska.pl i "Superwizjera" TVN.

Rafał pseudonim „Gołota” został znaleziony martwy w toalecie w celi numer 294 w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Był poranek 29 maja 2013 roku. Trzy lata później ekspert powie, że mężczyzna najprawdopodobniej został zamordowany. A prokuratura umorzy śledztwo z powodu „braku danych uzasadniających przestępstwo.” Bo „najprawdopodobniej”, to nie na pewno. Więc może to był wypadek? Dziennikarze portalu GazetaWroclawska.pl i „Superwizjera TVN uzyskali nowe informacje, materiały i dowody. Wiemy o świadkach, o których nie wiedzieli śledczy, o materiałach, do których nie dotarli, stawiamy pytania, których nikomu nie zadali. Zdobyliśmy nagrania z więziennego monitoringu. Nigdy nie były analizowane w śledztwie. Śmierć "Gołoty" była wypadkiem? To mało prawdopodobne.

Rafał odsiadywał wyrok 25 lat więzienia za zabójstwo. Siedział od grudnia 1999 roku. W 2013 roku Centralne Biuro Śledcze Policji uzyskało informacje, jakoby był zaangażowany w handel narkotykami. I to nie tylko w więzieniu. Miał zza krat zarządzać transakcjami nawet na skalę międzynarodową. Narkotyki warte miliony złotych wjeżdżały do Polski. Niedługo po tym jak w CBŚP pojawiają się pierwsze relacje o Rafale i narkotykach, on umiera. Zostaje znaleziony martwy dzień po sądowej rozprawie, podczas której starał się o przedterminowe wyjście na wolność. Policja i prokuratura, zajmujące się sprawą jego śmierci nic nie wiedziały o ustaleniach CBŚP. Dopiero dziennikarze powiązali te fakty.

Nikt nic nie wie

To historia jak z powieści sensacyjnej. Kilka metrów kwadratowych więziennej celi. W środku pięciu mężczyzn. Czterej to mordercy. Tylko jedna osoba ma na sumieniu mniej poważne przestępstwo. Pewnego dnia rano jednego z nich znajdują nieżywego. Nikt nic nie widział. Nikt niczego nie słyszał. A ekspert powie, że przyczyną śmierci było najpewniej uderzenie ciężkim przedmiotem w kark. Być może ręcznikiem zwiniętym ciasno w rulon i namoczonym wodą. I raczej ktoś go uderzył, niż on sam się uderzył, na przykład wywracając się na podłogę.

Zobacz też: Samobójstwo we wrocławskim areszcie. Strażnik patrzył i nic nie widział?

Wersja wypadku jest w tej historii możliwa tylko teoretycznie. Dlaczego? Ano choćby dlatego, że Rafał nie miał żadnych śladów na głowie. Nie miał uszkodzonej czaszki. Bardzo silne uderzenie w kark spowodowało, że mózg zaczął puchnąć i Rafał umarł. Mógł jeszcze żyć po tym uderzeniu. Może kilka, może kilkanaście minut. Może nawet kilka godzin. Gdyby upadł sam, prędzej uderzyłby się w głowę a nie niżej, w kark. Poza tym upadek „z wysokości człowieka” nie spowodowałby aż tak poważnych obrażeń mózgu. To opinia fachowca. Pokazaliśmy medyczne dokumenty ze śledztwa ekspertowi niezwiązanemu ze sprawą. Potwierdził, że najprawdopodobniej do śmierci Rafał ktoś się przyczynił.

Dlaczego zginął? Ktoś nam powiedział, że musiał. Bo za dużo wiedział. Krążą opowieści, że odgrażał się, że będzie „sypał”. Ale do takich relacji z więzienia trzeba podchodzić ostrożnie. Często sporo w nich mitów i legend. Sięgnijmy po fakty.

- Kazali mi się położyć na krzesłach – opowiada Rafał. Zaczęli mu tatuować głowę. Mieli specjalną maszynkę i tusz, chociaż tego typu urządzenia w więzieniu są nielegalne. Kiedy skończyli, w lustrze zobaczył swastykę. - Chciałem się powiesić – mówi

Siłą wytatuowali mu swastykę na czole. "Jak teraz mam żyć?"

Rafał siedział za udział w zbrodni, która też mogła wyglądać jak wypadek. W maju 1999 roku nad stawem w Gajkowie koło Oławy znaleziono spalony samochód ze zwłokami człowieka w środku. Śledztwo wykazało, że został zamordowany, a Rafał był jednym choć nie jedynym ze sprawców. Żeby trafić na trop morderców znad stawu, konieczne były drobiazgowe ustalenia. Analizowano piasek z kół spalonego samochodu, resztki roślin. Rzekome morderstwo, z Rafałem jako ofiarą, nie doczekało się tak samo drobiazgowego śledztwa.

Mocny człowiek i narkotyki

Mówią o nim, że był „mocnym człowiekiem” w więziennej hierarchii. Narkotyki, pieniądze, nieformalne układy z więzienną służbą. Dwa razy w jego organizmie znajdowano ślady narkotyków. Raz jesienią 2012 roku, drugi raz podczas sekcji zwłok. Miał we krwi amfetaminę. W narkotykowym biznesie mógł uczestniczyć, bo w celi miał telefon podłączony do internetu. Oficjalnie to za kratami zakazane. Z dwóch a nawet trzech źródeł wiemy, że korzystał z aplikacji Skype. Jedno z tych źródeł to materiały narkotykowego śledztwa CBŚP. Były więzień opowiedział nam o modemie wmurowanym w ścianę celi. Z małą dziurką na zapałkę. Gdyby trzeba było modem zresetować.

W ostatnim dniu swojego życia Rafał pseudonim „Gołota” stanął przed sądem penitencjarnym. Starał się o przerwę w karze. Żeby pomóc matce w opiece nad bratem, który miał wypadek na motorze i był w ciężkim stanie. Z materiałów śledztwa wynika, że miał spore szanse na pozytywną decyzję. Tak też powiedział swojej matce, gdy zadzwonił do niej, zaraz po wyjściu z sądu. Według innej – nieoficjalnej – wersji stracił nadzieję na przerwę. I zaczął grozić, że będzie „sypał”. Która wersja jest prawdziwa? Nikt nigdy nie szukał odpowiedzi na to pytanie.

Poranek w celi

A my wracamy do celi 294 wrocławskiego więzienia. Poranek 29 maja 2013 roku, godzina 5.49. Za jedenaście minut pobudka i apel. Więźniowie muszą stanąć w szeregu i zameldować się funkcjonariuszom, robiącym obchód. I właśnie wtedy – tak zeznawali świadkowie ze służby więziennej – skazani zgłosili, że znaleźli Rafała w toalecie, że nie daje znaku życia i zaczęli go reanimować. Z tego co widzimy na monitoringu wynika, że minęło kilka minut od godziny 5.49 do godziny, w której kilku funkcjonariuszy weszło do celi. Zobaczyli jak koledzy reanimują Rafała. „Przejęliśmy reanimację od osadzonych. My wymienialiśmy się pomiędzy sobą przy reanimacji, do czasu przybycia służby zdrowia” - zeznał jeden ze strażników.

Zobacz nagranie z monitoringu

Na monitoringu widzimy, że nie powiedział prawdy stwierdzając „my”. Bo widać jak on sam stoi na korytarzu i pali papierosa. Wcześniej biegnie do jednej z sąsiednich cel i wyprowadza z niej dwóch więźniów. Chwilę potem przychodzą z noszami pod celę 294. Potem przez kilka minut stoją na korytarzu i przyglądają się akcji ratunkowej. Ci dwaj więźniowie nie byli przesłuchani w śledztwie. Prokuratura o nich nie wiedziała. Bo nie oglądała monitoringu.

Więzienny lekarz zjawił się bardzo szybko. Wezwano też pogotowie z miasta. I to lekarz pogotowia stwierdził zgon. Policyjny lekarz, który zaczął badać ciało Rafała o godzinie 8.50 stwierdzi, że śmierć nastąpiła „od 5 do 7 godzin wstecz”.

W śledztwie przesłuchano tylko więźniów z celi Rafała i strażników. Zaraz po uzyskaniu ekspertyzy, wskazującej, że to najprawdopodobniej morderstwo, prokuratura umorzyła sprawę. Przekonując, że zrobiła wszystko co można.

Czego nie wie prokuratura?

Czego nie wie prokuratura

Gdyby śledczy wiedzieli o monitoringu, na pewno nie skończyliby postępowania. Musieliby szukać odpowiedzi na pytania, które się nasuwają. Po pierwsze – co się działo w celi 294 wieczorem 28 maja 2013, czyli kilka godzin przed śmiercią Rafała. Po godzinie 20 dyżurujący funkcjonariusz zaczął bardzo się tą celą interesować. Widać jak zagląda przez wizjer częściej niż do sąsiednich cel. I dłużej przygląda się temu co co widać w środku. Czy wtedy coś się mogło wydarzyć? Na to pytanie policja i prokuratura muszą znaleźć odpowiedź.

Kolejna sprawa. W nocy co dwie godziny funkcjonariusz zaglądał do wszystkich cel, w tym do tej z Rafałem. Ostatni raz było to mniej więcej dziesięć minut przed alarmem podniesionym przez więźniów. Jeśli wierzyć ich zeznaniom, Rafała nie było już wtedy w łóżku bo leżał martwy w toalecie. Dlaczego strażnik nie sprawdził co się z nim dzieje, widząc puste łóżko? Powinien był to zrobić. Takie są zasady. Dotarliśmy do tego strażnika. Nie pamięta jednak tego co działo się w 2013 roku.

Śledztwo w sprawie śmierci Rafała umorzono w maju 2016 roku. Jakiś czas potem do jego matki przyszli policjanci z wydziału do walki z korupcją dolnośląskiej komendy wojewódzkiej. Powiedzieli, że podejrzewają morderstwo, że będą próbowali wrócić do sprawy, że jeszcze się u nie pokażą. Nie pokazali się do dziś. Cały czas na nich czeka.

- Kazali mi się położyć na krzesłach – opowiada Rafał. Zaczęli mu tatuować głowę. Mieli specjalną maszynkę i tusz, chociaż tego typu urządzenia w więzieniu są nielegalne. Kiedy skończyli, w lustrze zobaczył swastykę. - Chciałem się powiesić – mówi

Siłą wytatuowali mu swastykę na czole. "Jak teraz mam żyć?"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Wrocław: Śmierć w celi zabójców [NASZE ŚLEDZTWO] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska