Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Tak mogli zginąć pasażerowie autobusu 145? [FILM]

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Student podłożył bombę w autobusie 19 maja 2016
Student podłożył bombę w autobusie 19 maja 2016 Jaroslaw Jakubczak / Polska Press
25 lat więzienia zażądała dziś prokuratura dla byłego studenta Politechniki Wrocławskiej Pawła R., oskarżonego o zamach terrorystyczny na wrocławski autobus. Dziś w sądzie prokurator zaprezentował m.in. nagrania z eksperymentów, które miały wykazać że bomba podłożona w autobusie zabiłaby jego pasażerów. Wyrok może zapaść jeszcze w tym miesiącu. - Kusiło mnie żeby złożyć wniosek o dożywocie – wyznał sądowi prokurator Tomasz Krzesiewicz. Przekonywał, że eksplozja „szybkowarowej bomby” w autobusie linii 145 zabiłaby co najmniej 12 osób. W tym dwoje małych dzieci. Spłonęliby żywcem albo zmarli najpóźniej 48 godzin po eksplozji.

Były student Politechniki Wrocławskiej stanął przed najpoważniejszym zarzutem, jaki w ostatnich latach komukolwiek we Wrocławiu postawiono: próba zabójstwa wielu osób poprzez podłożenie bomby własnej konstrukcji w autobusie linii 145. Ma to być – zdaniem oskarżenia - „czyn o charakterze terrorystycznym”. Co to oznacza? Że sąd musi zastosować „nadzwyczajne zaostrzenie kary”. Minimalny wyrok jaki – przy takim zarzucie – można usłyszeć Paweł R., to 12 lat i miesiąc. Z drugiej strony psychologowie i psychiatrzy, którzy badali oskarżonego stwierdzili ograniczoną poczytalność. A to oznacza możliwość nadzwyczajnego złagodzenia kary. O ile w ogóle sąd przyjmie wersję wydarzeń, zaproponowaną przez oskarżenie.

Jeśli nie spełnicie żądania, każda bomba będzie wybuchać codziennie począwszy od dzisiaj. Zastanówcie się czy chcecie niewinne ofiary. Pierwsza porcja złota ma zostać dostarczona w miejscu o długości geograficznej 17.029536 i szerokości geograficznej 51.081097. Złoto ma zostać przywiezione dokładnie dzisiaj o godzinie dwunastej przez jedną osobę, przykryte czarnym workiem na trawniku i pozostawione

- Kusiło mnie żeby złożyć wniosek o dożywocie – wyznał sądowi prokurator Tomasz Krzesiewicz. Przekonywał, że eksplozja „szybkowarowej bomby” w autobusie linii 145 zabiłaby co najmniej 12 osób. W tym dwoje małych dzieci. Spłonęliby żywcem albo zmarli najpóźniej 48 godzin po eksplozji.

W końcowym przemówieniu, które miało charakter multimedialnej prezentacji, prokurator przekonywał, że oskarżony robił wszystko żeby zrealizować swój zamiar: morderstwo jak największej liczby osób. Pawłowi R. prawie się udało. O tym, że nikt nie zginął zadecydował przypadek. Ściślej dwa przypadki. Materiał wybuchowy, własnej roboty oskarżonego, był źle przygotowany. Zbyt duża ilość jednej z substancji spowodowała, że eksplozja była mniej gwałtowna. Po drugie, jedna z pasażerek autobusu zauważyła dziwną reklamówkę z garnkiem. Zaniosła ją kierowcy a ten – niemal w ostatniej chwili - wyniósł ładunek na przystanek przy . Kościuszki.

Oskarżony zapewniał w śledztwie i podczas procesu, że zabić nie chciał, raczej nastraszyć. Bombę celowo wykonać miał w taki sposób, żeby nikomu nic się nie stało. Miał – mówił - silną depresję. Miejsce i czas podłożenia ładunku wybrał przypadkowo. Równie dobrze mogła to być galeria handlowa albo parking. Był zdenerwowany.

Ale oskarżyciel przekonywał w swojej prezentacji, że Paweł R. wszystko miał świetnie zaplanowane. I zawsze wybierał scenariusz najgorszy dla potencjalnych ofiar. Najpierw było żądanie okupu – 120 kilogramów złota. Paweł R. poinformował, że w mieście są cztery bomby. Złoto miało być za rozbrojenie wszystkich. Dziś wiadomo, że dzwonił właśnie Paweł R. Choć nie on sam mówił do słuchawki. Skorzystał z dostępnego w internecie syntezatora mowy.

Około godziny 13 – z bombą już uzbrojoną – wszedł do autobusu. Prokurator pokazał film z kamery w autobusie 145. Oskarżony stoi spokojnie. Nie robi wrażenia zdenerwowanego. Chwycił ręką za poręcz a zaraz potem zorientował, że popełnił błąd i rękawem wytarł miejsce, które trzymał. Wiedział, że zostawił odcisk palca. Tak nie postępuje osoba, która jest zdenerwowana i działa w stresie.

Kolejna scena – przystanek przy Dworcu Głównym. Paweł R. spokojnie stoi obok bomby. Tuż obok reklamówki z ładunkiem jest wózek z małym dzieckiem. Oskarżony czeka niemal do samego końca postoju autobusu na przystanku. Dopiero gdy kierowca chce zamykać drzwi, wychodzi. Od tego momenty do eksplozji pozostały już cztery minuty. Oskarżony nic już nie mógł zrobić. Nie mógł przerwać biegu wydarzeń. W bezpośrednim otoczeniu ładunku stało dwanaście osób. Z opinii ekspertów wynika, że wszyscy by zginęli.

Prokurator precyzyjnie wyliczał techniczne szczegóły z konstrukcji bomby, które wskazują na zamiar zabójstwa a nie postraszenia. Przede wszystkim garnek ciśnieniowy aż 6 – litrowy. Największy dostępny w Polsce. W całości – twierdzi oskarżenie – wypełniony substancją wybuchową. Przygotowaną tak by zwiększyć siłę rażenia. Oskarżony zaglądał do „internetowych gazet” instruujących jak wykonać bombę. Takie „gazety” - mówił prokurator – publikowała w sieci m.in. Al Kaida. Nie każdy „zwykły” użytkownik sieci może do nich dotrzeć. W domu Pawła R. znaleziono zapiski po polsku i po angielsku. Z tych właśnie internetowych poradników. Prokurator podkreślił jeden z cytatów poradnika. Nieznany autor instruował co zrobić „w celu uzyskania maksymalnych obrażeń”.

Paweł R. przygotował zapalnik. Prymitywny, ale skuteczny. Co ważne – na bateryjce był odcisk palca. Nie starł go tak jak wycierał poręcz autobusu. To – zdaniem prokuratora – dowód, że chciał by bomba wybuchła. Liczył się z tym, że bateryjka będzie zniszczona. Do garnka z ładunkiem doczepione były worki ze śrubami i nakrętkami. Kupił ich dwa kilogramy. Miały – ocenił ekspert w śledztwie – działać „jak naboje karabiny maszynowego”.

Dlaczego więc oskarżyciel nie złożył wniosku o dożywocie? - Trzeba być obiektywnym mówił prokurator. - I przypomniał o opinii lekarskiej. Mowa w niej o silnej depresji, przez którą Paweł R miał „znacznie ograniczoną poczytalność”. Czyli nie do końca mógł kontrolować swoje zachowanie. Poza tym młody wiek. To wszystko spowodowało, że oskarżyciel ostatecznie domaga się 25 lat. Co oznacza – gdyby sąd taki wyrok wydał – możliwość starania się o przedterminowe zwolnienie po 15 latach.

W poniedziałek do prokuratorskich argumentów odniosą się obrońcy – Paweł i Łukasz Wójcik. Dziś powiedzieli dziennikarzom, że tezy oskarżenia ich nie zaskoczyły. - Odniesiemy się do każdego z zarzutów – zapewniają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wrocław: Tak mogli zginąć pasażerowie autobusu 145? [FILM] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska