Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia z kina

Beata Bielecka
W słubickim kinie Robert Ilnicki z Kunowic przepracował 15 lat. Czuje sentyment do tego miejsca.
W słubickim kinie Robert Ilnicki z Kunowic przepracował 15 lat. Czuje sentyment do tego miejsca. fot. Beata Bielecka
Robert był kinooperatorem w słubickim Piaście. Teraz wyświetla filmy Irlandczykom. Jednak gdy wraca do domu, idzie pod swoje kino.

- Antoni pewnie przewraca się w grobie, gdy widzi jak to wygląda - Robert Ilnicki wspomina szefa Antoniego Mamota. Pamięta że płakał, gdy musiał zamknąć kino. - Nie udźwignął podatków, jakie na początku lat 90. musiał płacić miastu i opłat za dzierżawę - tłumaczy Robert. Po nim kino próbował jeszcze ratować Janusz Szewczyk, ale i on nie dał rady. Od kilku lat budynek stoi pusty i niszczeje. Chodnik przed kinem jest stale zapaskudzony gołębimi odchodami. Ptaki upodobały sobie to miejsce i jakoś nie chcą odlecieć. - Może czekają na Antoniego, który przynosił im kukurydzę? - zamyśla się Robert.

Słubicki Riki Tiki Tak

- Kiedyś kino to było jedno z najważniejszych miejsc w Słubicach - Robert cofa się myślami do czasów, gdy jako 18-latek opak zaczynał tu pracę. - W niedzielę kawalerowie brali panny i prowadzili na film. Przychodziła też elita: lekarze, aptekarze, nauczyciele... Pełna kultura. W takim małym miasteczku, to kiniarz też był gość - mówi z dumą w głosie. Czuł się wtedy jak Rajmund Wrotek - Riki Tiki Tak z serialu "Dom", którego widzowie zapamiętali dzięki roli Jana Englerta. - To on sprawił, że kinooperatorzy w Polsce zostali zauważeni. Pokazał wszystkim, że w kanciapach, w których wyświetla się filmy, siedzą żywi ludzie - mówi Robert.

Slalom na chodniku

Dwa lata temu wyjechał z Polski za pracą. Pamięta dokładnie datę - 9 maja. Przyszło mu wtedy na myśl, że zaczyna nowe życie w rocznicę zwycięstwa nad faszyzmem. Marzył po cichu, że on też odniesie zwycięstwo. I odniósł! Większe niż myślał, bo nie spodziewał się, że znów będzie wyświetlał filmy. Pracę znalazł... jeżdżąc autostopem po Irlandii. Po wioskach wieszał ogłoszenia: I'm looking for a job (szukam pracy). Miał szczęście, bo jeden z kierowców, zajmował się wyszukiwaniem specjalistów z rzadkim fachem w ręku.

Pracuje, co drugi dzień, w dublińskim kinie Screen. W wolnych chwilach lubi powałęsać się po mieści, spotkać się ze znajomymi. - Żeby jeszcze Dublin był spokojniejszym miastem, to w ogóle byłoby super. Bo ja jestem chłopak ze wsi. Lubię spokój. A tam to nawet na chodniku trzeba uprawiać slalom gigant - mówi.
Mimo to polubił Irlandię. Mówi, że są tam bardzo mili ludzie. - Jak przepraszam, że nie umiem się z nimi dogadać, to oni też mnie przepraszają, że nie znają polskiego. Niemiec czy Holender nigdy by tego nie zrobił - mówi.

Podoba mu się też irlandzki patriotyzm. Tłumaczy, że Irlandczycy najczęściej przychodzą do kina, gdy puszcza film wojenny - o tym, jak tłukli Anglików. Za to w tygodniu kinowe sale czasem świecą pustkami. Jednak mimo to Irlandczyków stać na utrzymanie kina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska